niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 30 - Ostatni klucz

Rozdział 30

Od ostatnich wydarzeń minął tydzień. Każdy z towarzyszy odpoczywał. Wojna ze Styks jest nieunikniona i zbliża się wielkimi krokami. Przepełniona negatywnymi myślami Lucy podeszła do okna, przyglądając się Juvi i Gray'owi radośnie spacerującymi po wiosce. 
- Długo zamierzasz się jeszcze tak zamartwiać? - obok dziewczyny stanął różowo-włosy.
- Do póki Styks żyje. - odpowiedziała uśmiechając się i odwracając w stronę chłopaka. 
- Powinnaś posiedzieć trochę na świeżym powietrzu. - skwitował i otworzył znajdujące się nieopodal drzwi - Co księżniczka powie na spacer nad jezioro? - zaproponował skłaniając się teatralnie.
- Oczywiście się zgodzę. - skinęła lekko unosząc dłonie i udając, że trzyma suknię. Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem wychodząc. 
Pogoda była naprawdę piękna. Nie oddająca w ogóle uczuć i obaw księżniczki. Wiatr delikatnie wiał z zachodu przynosząc orzeźwiający zapach leśnych drzew. 
- Ła, pogoda prawie tak samo ładna jak w Magnolii gdy wyruszaliśmy na pomoc Erzie, Mirajane i Levy. - zaśmiał się Natsu nabierając powietrza do płuc. Lucy uśmiechnęła się. Dobry nastrój maga ognia udzielił się i jej. 
- Masz rację. I ranek przed Festiwalem Gwiazdy Bytu. - westchnęła głośno. Usiadła na lekko zroszonej trawie obserwując jezioro. Poczuła ciepło przy ręce i dostrzegła Happy'iego. Ale ten gryf wyrósł. Gdyby stanął na dwóch łapach przewyższyłby Lucy. Miał piękne szafirowe skrzydła i delikatną sierść. Położył głowę na kolanach dziewczyny łasząc się. 
- Festiwal był fajny! Nawet jeśli wparowały wojska Styks i wszystko zepsuły. Szczególnie fajny był jeden moment. - uśmiechnął się radośnie siadając obok Lucy. Zarumienił się delikatnie i spojrzał w oczy blondynki, która spoglądała na niego ukradkiem. 
- Jaki? - spytała zdziwiona. 
- Lucy, znamy się już parę miesięcy. Przez ten czas moje życie uległo silnej przemianie. Byłaś osobą, która zmieniła je Lucy. - dotknął jej dłoni. Dziewczyna spojrzała na niego lekko rumieniąc się. - I przez te wszystkie trudy, podczas balu, gdy porwano Mirajane, byłaś przy mnie, a ja chciałem cię tylko chronić. Myślałem, że to zrozumiałe. Ponieważ jesteś jeźdźcem, a ja strażnikiem ognia, ale uświadomiłem sobie, że przez te miesiące myśleliśmy, że to Erza nim jest. Ale nigdy nie stawiałem ochrony Erzy, nad ochronę ciebie. I gdy walczyliśmy z zahipnotyzowanym Gray'em i innymi. To wszystko wprawiało mnie w dziwny stan. Którego jeszcze nie czułem w swoim życiu. Lucy, ja chcę, żebyś wiedziała, że ja..

Tymaczasem

Na jednym wzniesieniu znajdującym się tuż obok jeziora i co za tym szło obok dwójki przyjaciół skryte za bujnymi krzakami z owocamk przypominającymj przerośnięte jagody znajdowały się Erza i Juvia. Obie uśmiechnięte od ucha do ucha, z gwiazdkami w oczach obserwowały poczynania przyjaciół. 
- On ją zaraz pocałuję! Ja ci to mówię! - krzyknęła szeptem niebiesko-włosa. - Kya! Jakże to jest romantyczne! - chwyciła się za policzki kręcąc głową. 
- Jak bardzo wyrósł ten Natsu..- Erza otarła spływającą pojedynczą łzę wzruszenia i rozszerzyła mocniej konary krzaka by lepiej widzieć. 
- Lucy, ja chcę, żebyś wiedziała... - czerwono-włosa niczym żyrafa wyciągnęła szyję by lepiej usłyszeć wyznanie przyjaciela. 
- Ja też chcę usłyszeć! - oburzona Juvia wepchnęła się obok Erzy. To był największy błąd jaki mogła popełnić. W miejscu, którym stanęła znajdował się koniec wzniesienia przez co jej noga się osunęła i dziewczyna straciła panowanie nad ciałem. 
- Że ja cię... - różowo-włosy był bliski wyznania tego co kryje się w jego sercu od pewnego czasu. - Ko~
Słowa zostały przerwane przez głośny plusk i utworzoną falę. Wodna ściana powędrowała prosto w stronę Natsu i Lucy. - Nie mam szczęścia... - szepnął różowo-włosy i znikł pod wodą. 
- Gya... - jęknęła blondynka gdy Happy otrzepał się z wody niczym pies mocząc i tak mokrą już Lucy. - Juvia, Erza! Dlaczego mu prze~ Dlaczego tu jesteście?! - mruknęła zawiedziona, że przerwano Natsu. Czuła, że chciał powiedzieć jej coś ważnego, ale nie dokończył. Wstała i szybko weszła do wody chcąc rozliczyć się z przyjaciółkami. Potknęła się jednak o wystający pod wodą kamień i runęła wprost do wody. Otworzyła oczy gdy nie poczuła wokół siebie cieczy. Chciała wziąć głęboki oddech, ale coś jej to uniemożliwiało. Nim się spostrzegła tuż przed nią rozciągnęła się piękna, niczym ze snu górzysta kraina. Widząc ją i podbiegła do klifu by bardziej się jej przyjrzeć. Niestety zamiast pięknego pejzażu, którego się spodziewała zobaczyła zimną wojnę. Po niebie sunęły dwa smoki. Jeden biały, jak śnieg, niewinny i delikatny, drugi czarny, jak węgiel, bezlitosny i brutalny. A na stworzeniach jeźdźcy. Ogień Brillo na chwilę spowolnił Tristezę, ale tylko na moment. Jednak ten czas wystarczył by księżniczka zadała cios wrogiemu smokowi. W odzewie Styks mroczne stworzenie uderzyło ogonem w brzuch Brillo powodując zdezorientowanie, a następnie o wiele większa istota wbiła smoka w ziemię kilka kilometrów od pola walki. Księżniczka stojąca na skarpie jak skamieniała patrzyła na upadek dobrego jeźdźca. Śmierć Lucy, równała się śmierci nadziei ukrytej w sercach ludzi. Blondynka upadła na kolana. Czyli nawet z Brillo nie da rady pokonać Styks? 
Obraz zmienił się szybko. Zakrwawiony smok starający obudzić się swojego jeźdźca ustąpił bramom zamku złej królowej. Sercem blondynki zawładnął strach. Gdy widziała jak elfy spętane jak niewolnicy, idą w kierunku lochów. Ale nie to najbardziej nią wstrząsnęło. Na murach zamku wisiały zmasakrowane ciała dwóch strażników żywiołów. Ledwie poznała Natsu i Gray'a. Chciała płakać, ale dziwna przestrzeń nie pozwoliła jej na to. Została zmuszona by widzieć głowę Erzy nabitą na pal. Jej ciało nie słuchało się. Stała przed szczątkami przyjaciółki. Niewzruszona patrząc w jej otwarte oczy. Ale naprawdę chciała krzyczeć z rozpaczy. Ale nie mogła. Obraz pochłonęła ciemność. A jej ciało znów było pod jej kontrolą. Ponownie była na wzgórzu. Podeszła bliżej góry, z której wciąż unosiły się tumany kurzu. W oddali zobaczyła stojącą kobietę. Szybko podbiegła do niej, a z bliska rozpoznała w niej Juvię. Stała sztywna, patrząc na martwe ciała jeźdźca i smoka. 
- Dlaczego mnie opuściliście? - szepnęła zrozpaczona upadając na kolana. Wtedy czarne macki po prostu zaczęły wciągać ją w ziemię. Żywa Lucy chciała jej pomóc, ale w Juvii nie było już chęci na przetrwanie. Spojrzała pustym wzrokiem w pełne przerażenia oczy księżniczki i odwróciła od niej wzrok nie chcąc patrzeć na marę. 
- Zabierz mnie stąd! Zabierz! - krzyknęła brązowo-oka uciekając z miejsca swojej śmierci. Stanęła kilka metrów dalej przyciskając kurczowo ręce do uszu, nie chcąc słyszeć śmiechu Styks, który rozbrzmiewał jej w głowie. Nagle przed nią pojawiła się jasna postać z długimi blond włosami. Wyglądała jak wróżka przez ozdobę przypominającą skrzydła we włosach.
- Ostatni klucz jest w zamku Styks. - szepnęła podchodząc do zdruzgotanej Lucy i całując ją w czoło. Po tym księżniczka została uwolniona ze snu. Gwałtownie wstała budząc się w jeziorze i wyciągając głowę z wody.
Jej łzy pomieszaly się z wodą spływającą z włosów. Przyłożyła dłonie do policzków otwierając szeroko oczy. 
-To nie może być prawda. - szepnęła do siebie nadal będąc w szoku po zobaczeniu własnej śmierci. - Ostatni klucz jest w zamku Styks. - powtórzyła słowa spotkanej wróżki, chcąc je zapamiętać. - Muszę to sprawdzić! - krzyknęła  i zostawiając zdezorientownych przyjaciół pobiegła do wioski. Jedyną osobą, która mogła jej teraz pomóc była Levy! Szybko znalazła się przed domem jeźdźca. Bez skrupułów weszła do pokoju pomijając pukanie. Niebiesko-włosa dziewczyna właśnie czytała książkę, ale widząc księżniczkę odłożyła ją na bok. 
- Coś się stało Lucy? - spytała się zdziwiona. Levy nie była już tą samą osoba co na początku znajomości z blondynką. 
Księżniczka opowiedziała przyjaciółce o całej wizji nie pomijając drastycznych szczegółów. Levy po usłyszeniu całej historii przez chwilę skamieniała patrząc w oczy przyjaciółki, po czym zamyśliła się na chwilę. W tym samym momencie Lucy uspokajała się. Już wie co musi czuć Cana gdy ma wizje. W życiu by nie chciała być medium. To jest zbyt przerażające. 
- Muszę sprawdzić czy rzeczywiście jest tam klucz... - szepnęła cicho Lucy. Bała się wojny, bała się walki, bała się śmierci. Myślała, że wraz z Brillo uda jej się pokonać Styks i Tristezę. Ale smok złej królowej był większy od białego smoka. Smocze oczy ciemności były przepełnione nienawiścią i szaleństwem, zupełnym przeciwieństwem tych Brillo. 
I krew. Wszędzie była czerwona ciecz. Elfy padały pod naporem żołnierzy, rhinnon i ptaków Styks. A Lucy była bezbronna, obojętna na cierpienie elfów. Bo przecież... Czy martwe ciało może zmienić świat? 
- Nie możesz iść! - zaprzeczyła Levy. - To może być zasadzka. Pomyśl! Styks mogła przecież to zaplanować... - jęknęła obawiając się o przyjaciółkę. 
Nie wydaje mi się by to była zasadzka... Ta kobieta to była Czwarta. - pomyślała Lucy. 
- Jednak muszę iść to sprawdzić. A co jeśli to prawda? - blondynka chciała wyjść, ale zatrzymała ją dłoń Levy. 
- Nie wygłupiaj się! Jeszcze coś ci się stanie! - popatrzyła na nią smutno. Księżniczka pomachała przecząco głową i spojrzała na szafę. 
- Nie mów nikomu, że poszłam do zamku Styks, dobra? - westchnęła.
- Hę?!! Oczywiście, że im powiem! - oburzyła się. - To jest niebezpiecznie ~
Lucy nie słuchała dalej jej monologu. Wepchnęła ją do szafy i nim Levy zrozumiała co się dzieje Lucy zabarykadowała drzwi krzesłem. 
- Wypuść mnie! Lucy! Nie wygłupiaj się! Proszę! Lucy! Wypuść mnie! - niebiesko-włosa uderzała piąstkami o drewno, ale nie udało jej się przekonać Lucy. - Daj mi chociaż książkę! 
Blondynka pomyślała przez chwilę. 
- Nie jestem głupia, wiem, że masz książki w szafie! I ciasteczka, które ukradłaś Mirajane. Nie umrzesz z głodu! - odparła Lucy. - Nie miej mi tego za złe. Jeśli nie znajdę ostatniego kryształu...
- Nigdy nie dojdzie do wojny! - przerwała jej Levy. - Gdy nie otworzysz bram, Brillo nigdy nie zostanie uwolniona, a wizja się nie spełni! - McGarden nie poddawała się. Nie chciała by coś stało się przyjaciółce. 
- Levy... Leczenie objawów nic nie da. Nie miej mi tego wszystkiego za złe. Jak możesz mnie zabić. - uśmiechnęła się i wyszła zamykając drzwi.
- Kiedy ja właśnie chcę żebyś żyła księżniczko... - zjechała po drzwiach szafy i pociągnęła nogi pod piersi. Spuściła głowę z bezradności po czym bez życia wzięła jedną z książek.

Nie zastanawiała się długo nad tym co ma zrobić. To co się teraz stanie jest niebezpiecznw. Jak najszybciej skierowała się do swojego pokoju chcąc obmyślić plan ucieczki z wioski niezauważoną. Wbiegła do pokoju i wyciągnęła z kąta, włócznię. Widząc migoczące w świetle słońca kryształy uśmiechnęła się. Nie mogła pozwolić na to by doszło do wojny, która zakłóciłaby jej tutejsze radosne życie wraz z przyjaciółmi. Zdeterminowana do działania przez przypadek ujrzała w oknie Happy'iego spacerującego wokół domu. 
- Mam pomysł! - klasnęła w dłonie wyobrażając sobie wspólny lot z ukochanym zwierzątkiem. 
Po kryjomu zwabiła gryfa w swoją stronę i poszła w kierunku dziury, przez którą wpadli tu pierwszego dnia. Uprawniając się, że dookoła jest sama wskoczyła do niej, ale przez śliską nawierzchnię nie potrafiła się wspiąć i utrzymać. Z pomocą przybył Happy biorąc księżniczkę na swój grzbiet i dzięki pazurom wdrapując się na górę tunelu. Po kilku minutach oboje byli już w jaskini. Lucy zamyśliła się przez chwilę przypominając sobie, że wejście do groty przez Magnolię zostało zawalone i nie będzie mogła tamtędy przejść. Wtedy zrozumiała jak wiele niedoskonałości ma ten plan. Przysiadła na wystającym kamieniu i westchnęła. Co teraz zrobi? Jeśli wróci i tak po prostu wypuści Levy z szafy to Gajeel ją dopa~
Gajeel! No przecież! Wstała i energicznie ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Trzymała się gryfa by nie upaść i ostrożnie szła w kierunku tunelu gdzie spotkał ich Gajeel. Po paru zagubieniach w końcu odnalazła drogę byłego generała. Wsiadła na Happy'iego, a zwierzę same zrozumiało co ma zrobić. Gryf rozłożył skrzydła i po chwili wyleciał z dziury niszcząc na drodze poszczególne przeszkody.

______________
Ostatni rozdział sagi II!
Teraz niestety razem z Luną bierzemy dwa tygodnie
 urlopu na napisanie rozdziałów.
Ale martwcie się! Od 13 marca ruszamy z sagą III.
I już za dwa tygodnie przekonacie się czy plan Lucy się uda i odzyska ostatni klucz. Czy jeździec otworzy bramę Brillo, a może ulegnie argumentom Levy?
Już niedługo!

Jak zwykle napiszcie co myślicie o tym rozdziale w komantarzu.
Nawet krótki zbiór kilku słów nas motywuje do pracy.

Pozdrawiamy!

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 29 - Fairy tail

Rozdział 29

Znikąd pojawił się za nią Gray atakując księżniczkę lodowym mieczem. Cudem Lucy uniknęła ciosu przyjaciela, ale natychmiast została odtrącona na żywopłot przez wodny atak Juvii. Gdy jej ciało zetknęło się z twardą powierzchnią zaparło jej dech w piersi. Przed oczami zobaczyła mroczki, odwróciła powoli głowę w bok. Tuż przy jej twarzy znalazła się piękna róża. Rosła spokojnie, obojętna na wszystko co dzieje się dookoła. Nie obchodziło jej, że zabiera światło kwiatom rosnącym poniżej. Mimo swoich krwisto-czerwonych, rubinowych płatków i słodkiego zapachu była naprawdę okropna i samolubna. Dokładnie jak Styks.
Rozmyślanie Lucy przerwał promieniujący po całym jej ciele ból. Krzyknęła odruchowo. Otworzyła szeroko oczy chcąc ocenić sytuację. Przed nią stał Gajeel uśmiechając się podle. Był to ten sam uśmiech, którym obdarzył Natsu i Gray'a w zamku złej królowej. Jeźdźca ciemności, który niczym ta róża żywi się smutkiem innych.
- Ahhhh! - wrzasnęła głośno gdy zobaczyła swoja rękę. W oczach pojawiły się łzy widząc jak wygięta jest pod dziwnym kątem. Były generał patrzył na nią z triumfem. Lucy chciała coś zrobić. Wstać i walczyć, ale nie miała broni, a oni mieli przewagę liczebną.
- Dotarłam na metę! Dlaczego nie skończysz próby?! - chwiejnie wstała odtrącając szeptem gwiazd zbliżających się do niej przyjaciół i chwyciła się za bolącą rękę.
- Nie udowodniłaś mi jeszcze nic. - odparł spokojnie Vulcanus.
- Ale~
Chciała zaprzeczyć, ale przeszkodził jej w tym głośny śmiech Erzy. Blondynka nawet nie zdążyła się obrócić, a ramię jej zdrowej ręki zostało przebite przez miecz rycerza. Wrzasnęła z bólu. Powoli zaczynała tracić nadzieję w wygraną. Ale nie mogła się teraz poddać. Pomóc Natsu, taki był jej cel. Odtrącił zbliżających się do niej przyjaciół i rozejrzała się pośpiesznie. W ułamku sekundy przed nią znalazła się Juvia, która bez problemu jedną ręką pchnęła dziewczynę prosto na Gray'a, który z kolei używając lodowego miecza wbił księżniczkę w podłoże.
- Lucy... Nie poddawaj się! - krzyknął Natsu, zaraz po tym zakaszlał krwią i położył rozgrzaną twarz na zimne płytki brukowe. Czuł, że robi się senny. Mimo to walczył z otępieniem jak tylko mógł. Musiał dopingiwać Lucy. Serce ściskało mu się z żalu gdy widział jak dziewczyna cierpii. Wiedział już, że pierwsze co zrobi po tym całym cyrku to walnie Gray'a. Ot co, ale nikt jego księżniczki bić nie będzie. Gdyby mógł wstałby teraz i przejął na siebie cały ból dziewczyny, szkoda tylko, że nie mógł.
- Natsu... Tak bardzo cię przepraszam. - jęknęła Lucy uśmiechając się cierpko. - To przeze mnie zostałeś ranny. Gdyby nie to, pewnie atakowałbyś mnie tu teraz jak oni. Ale wolałabym być atakowana przez ciebie niż umierać tu teraz z niepokoju o twoje życie. - Wstała powoli odrzucając przyjaciół zaklęciem. Ręka pulsowała jej bólem. Nie była wstanie opisać jak bardzo cierpi. Nikt nie zrozumie tego co czuje dopóki nie będzie na jej miejscu. Levy skoczyła na nią od tyłu przejeżdżając po jej brzuchu sztyletem. Zaraz po tym trafił w dziewczynę połączony atak Juvii, Gray'a i Erzy. Uderzyła o mur i zjechała po nim zostawiając po sobie strugę krwii.
- Lucy...! - Natsu chciał jej pomóc. O jak bardzo chciał... Ale chcieć to nie zawsze znaczy móc...
- To nie ma sensu. - mruknął rozczarowany słabością blondynki Vulcanus. - Zostaniesz bardzo atrakcyjnym szkieletem.
Lucy cicho przyznała rację strażnikowi kamienia. Zachłysnęła się krwią. Chciała by to już się skończyło, by już mogła poczuć spokój i ukojenie. Kątem oka dostrzegła zbliżającego się w jej stronę Gajeel'a. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy licząc, że będzie to jej ostatni szczery uśmiech. Kochała ich. Bardzo ich wszystkich kochała. Nie miała im za złe, że została przez nich pokonana. Po tych wszystkich chwilach jakie przeżyli, niemożliwe było by robili to celowo. W milczeniu czekała na cios Gajeel'a. Zdziwiła się gdy on nie nastąpił po dłuższej chwili. Otworzyła mozolnie oczy i skamieniała. Jej ręce lśniły delikatnie, a przed nią stał migoczący jednorożec.
- Niemożliwe. - szepnęła uśmiechając się z radości.
Jednorożec spojrzał na nią jakby chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że nie musi się już niczego obawiać. Zarżał w stronę zdziwionego Gajeel'a, który gdy tylko zobaczył zwierzę stanął jak wryty. Vulcanus wzdrygnął się i otworzył szerzej swoje małe oczy. Po paru chwilach były generał Styks otrząsnął się i ponownie biegł w stronę Lucy. Magiczne stworzenie machnęło gwałtownie głową tworząc rogiem linię, która odepchnęła mężczyznę. Erza krzyknęła i podbiegła do bariery uderzając w nią całą swoją siłą, za jej śladem poszła reszta towarzyszy. Jednorożec ze spokojem podszedł do księżniczki, a jego róg zalśnił. Rany, które były na ciele dziewczyny zagoiły się szybko. Dziewczyna była strasznie wdzięczna istocie światła.
- Dziękuję. - szepnęła głaszcząc go po głowie. Jednorożec zamknął oczy trącając jeźdźca głową. Obie sylwetki zalśniły tak mocno, że oślepiły nawet Vulcanusa. Trwało to kilka sekund, ale wystarczyło by odmienić przyjaciół. Zdezorientowani towarzysze siedzieli na ziemi rozglądając się. Nie zauważyli nawet jak na ich ciele pojawił się dziwny symbol.
- Jestem pod wrażeniem księżniczko Magnolii.
- Huh...? - dziewczyna spojrzała na potwora pytającym wzrokiem. - Nic takiego nie zrobiłam. To jego zasługa. - poklepała jednorożca po pysku uśmiechając się wdzięcznie.
- Ten jednorożec nie pomaga byle komu. - rzekł zupełnie innym tonem niż dotychczas. - Jesteś godna krwii Lumiecy. - powiedział i znikł w płomieniach. Płomienie otaczające potwora po chwili pochłonęły cały labirynt i przyjaciół. I poza towarzyszami spalały wszystko. Żywopłoty, kwiaty i różę. Aż nie zostało nic, a wszyscy ponownie pojawili się w miejscu rozpoczęcia całej próby.
- Eh? Co się stało? - jęknęła Juvia. Rozejrzała się po jaskini. Nigdzie jednak nie dostrzegła Vulcanusa. - Kiedy księżniczka przejdzie tą próbę?
Gajeel i Levy wzruszyli ramionami.
- Lucy? - Erza wstała lekko podpierając się ściany by nie upaść. Spojrzała na blondynkę mocno przytulającą Natsu.
- Ty głupi kretynie! Skończony idioto! Jak mogłeś mnie tak wystraszyć?! - lamentowała wtulając się w zdezorientowanego maga ognia.
- Eee...? - zdezorientowany spojrzał na towarzyszy. Ci tylko wzruszyli ramionami dając mu znać, że nie wiedzą o co chodzi.
Gdy blondynka odwróciła się widząc zdumionych przyjaciół natychmiast znalazła się przy nich ściskając i ponownie lamentując jak to za nimi tęskniła.
- Lucy... Weź się w garść. Zaraz musisz przejść próbę! Gdzie ta jaszczurka? - powiedziała Erza.
- Kiedy ja już ją przeszłam! - przywołał włócznię pokazując szkarłatny kamień w wgłębieniu.
- Co? Kiedy? Jak? Gdzie?
Gray zaklaskał z podziwem, a Wendy i Juvia przytuliły się do księżniczki. Natsu natomiast szybko podbiegł do maga lodu i walnął go w twarz rozpoczynając nową kłótnię.
- Tooo opowiadaj co musiałaś zrobić! - zawołała ochoczo Erza.
- To długa opowieść... - dziewczyna ziewnęła i zachwiała się niebezpiecznie. Natsu podbiegł do niej zostawiając Gray'a i chwycił ją na ręce. Księżniczka była tak zmęczona, że nawet nie zaprotestowała.
- Myślicie, że będzie z nią dobrze? - zapytała Levy, która ze strachem w oczach spoglądała na przyjaciółkę.
- To przecież Lucy! Co jej nie zabije to ją wzmocni. - odwrócił się i wykorzystując to, że przyjaciele widzieli jego plecy pocałował blondynkę w czoło. - Wracajmy lepiej do wioski. Głodny jestem.
- Dlaczego próby zawsze muszą odbywać się pod ziemią? - mruknęła z niezadowoleniem Juvia patrząc w górę.
- Spokojnie. - na wezwanie Gray'a pojawiły się lodowe schody. Przyjaciele uśmiechnęli się. Weszli na schody i mimu kilku poślizgnięć i upadków droga przeleciała im dość przyjemnie. Blondynka cicho pomrukiwała pod nosem śpiąc w najlepsze. Zostały ostatnie schody do pokonania. Levy, która szła zaraz za Gajeel'em uderzyła się o jego plecy gdy ten gwałtownie się zatrzymał.
- Oh... - jęknęła pocierając nos. - Coś się stało?
- Yyy... - mężczyzna spojrzał na towarzyszy. - Lepiej sami to zobaczcie. - przepuścił przodem Erzę, Gray'a i Natsu. Przyjaciele wychylili głowy. Zaparło im dech w piersi gdy zobaczyli tysiące elfów. Mieli na sobie zbroję i lekko zniecierpliwieni spoglądali na trzy wychylające się głowy.
- No tak... - odezwała się cicho Lucy. - W końcu wygrałam z Vulcanusem. Oddał jego armię. - mruknęła w pół-śnie. - Natsu jesteś przyjemnie ciepły.
- Wiem. - uśmiechnął się.
- Już tak nie romansujcie. - Gray zaśmiał się wychodząc. - Jestem Gray, a to moi towarzysze. - przedstawił się.
- Jesteście tymi szkieletami zaklętymi przez Vulcanusa. - bardziej stwierdziła niż zapytała Erza. Jeden z elfów szczególnie bogato ubrany podszedł do niej.
- Nazywam się Fritz Baste Pizarro. - ogłosił. - Jestem generałem oddziału pierwszego! Miło mi cię poznać. Od dzisiaj jesteśmy pod twoją władzą wybawicielu. - skłonił się w stronę Erzy zakładając, że to ona ich uwolniła.
- To miłe. Jednak to ona was uratowała, nie ja. - uśmiechnęła się smutno szkarłatno-włosa wskazując na przyjaciółkę.
- W takim razie dziękuję. - zwrócił się do Lucy, która przez donośny głos elfa ożywiła się.
-Nie ma za co. - westchnęła cicho w międzyczasie ziewając i przeciągając się. Zeskoczyła z ramion maga ognia, ale źle stanęła i lekko opadła w ramiona przyjaciela.
- Nie powinnaś jeszcze wstawać, a tym bardziej chodzić. - skwitował Natsu z zrezygnowaniem i smutkiem wypisanym na twarzy. - Spałaś zaledwie 15 minut. A to za krótko jak na tak długą i wyczerpującą walkę jaką przeszłaś. - chwycił ją za dłoń, gdy blondynka chciała podejść do Fritz'a.
- Natsu spokojnie. - obdarowała go uśmiechem na co ten skapitulował rumieniąc się.- Narawdę miło mi cię poznać. - skłoniła się w stronę elfa. - W walce przeciwko Styks, będę liczyć na waszą pomoc! - krzyknęła.
- Jesteśmy na każde twoje zawołanie! - skwitował. - Będziemy zaszczyceni walcząc u twego boku pani.
- Wracajmy już. - uśmiechnęła się Juvia.
Blondynka przytaknęła i podeszła do maga ognia. Erza z Gajeel'em i Levy pogrążyli się w rozmowie z Fritzem. W pewnym momencie księżniczka spostrzegła na dłoni złoty symbol. W pierwszym odruchu wystraszyła się, ale po chwili jej wzrok powędrował na ramię Natsu. Tam znajdował się identyczny znak. Coś w podświadomości mówiło jej, że to ważny symbol.
- Natsu? - mag ognia spojrzał na nią.
- Tak? - uśmiechnął się chwytając jej dłoń.
- Co ci to przypomina? - spytała Lucy pokazując mu tatuaż. Różowo-włosy zamyślił się.
- Jakiegoś nietoperza...? To jakaś zagadka? Nie jestem dobry w zgadywanki...
- Głupku. - zaśmiała się. - Popatrz, to wróżka.
- Wróżka? - zdziwił się. Mag ognia miał wrażenie, że ta dziewczyna nigdy nie przestanie go zadziwiać.
- Macarov opowiadał mi kiedyś o wróżkach. W jednej z książek, które mi czytał był ten sam symbol. - przejechała kciukiem bo znaku. - To była naprawdę piękna baśń.
- Jak się nazywała? - przytulił ją ramieniem.
- Fairy Tail... - położyła głowę w zagłębieniu jego szyi i spokojnie uśmiechnęła się, nieświadoma tego, że wróżki będą kiedyś przyczyną ich zguby.

________________________
I koniec rozdziału 29!
Razem z Luną postanowiłyśmy, że
po zakończeniu sagi II ( 30 rozdział) zrobimy
sobie dwu tygodniową przerwę na napisanie kilku rozdziałów.
Jest ona też potrzebna by zregenerować siły i dać sobie odpocząć.
Jak zwykle napiszcie co myślicie o tym rozdziale w komantarzu.
Nawet krótki zbiór kilku słów nas motywuje do pracy.

Pozdrawiamy!

niedziela, 14 lutego 2016

Natsu x reader - Kocham cię

Natsu x reader


Dzwonek do drzwi przerwał twój sen. Zirytowana zrzuciłaś z siebie [kolor] koc.
- Już idę! - krzyknęłaś gdy ponownie rozległ się w mieszkaniu ten irytujący dźwięk. Otworzyłaś drzwi i skamieniałaś widząc w nich uśmiechniętego Natsu. Wszedł do mieszkania nie czekając na twoje zaproszenie. Zdenerwowana zamknęłaś drzwi i przewróciłaś wymownie oczami.
- Co tu robisz Natsu? - spytałaś gdy Salamander rozsiadł się na twojej [kolor] kanapie.
- Cześć [twoje imię]! - przywitał się jakby wcale nie wyczuwając zdenerwowanego tonu. - Mam do ciebie prośbę! - odwrócił się - A właściwie to Happy ma!
Wtedy dopiero zorientowałaś się, że niebieskiego kota nie ma razem z nim. Spojrzałaś na niego pytająco.
- Happy chciał upiec Carly babeczki, ale podpalił nam kuchnię... - zaczął mag ognia. Otworzyłaś szeroko oczy niedowierzając.
- O nie! Mojej kuchni nie spalicie! - zaprzeczyłaś.
- Ale [Twoje imię]! - chciał coś dodać, ale widząc twój chłodny wzrok spuścił głowę. Gdy odwrócił się i ruszył przed siebie poczułaś wyrzuty sumienia. Gdy widziałaś jak smutno człapie w kierunku drzwi serce ścisnęło cię boleśnie.
- Czekaj! - krzyknęłaś. Natsu tylko na to czekał. Różowo-włosy z prędkością światła wpadł do twojej kuchni. Westchnęłaś głośno i udałaś się za przyjacielem.
- Eh, daj... - odebrałaś mu miskę. - Zrobimy [ulubione ciasteczka]. Wyciągnij mąkę i jajka. - poleciłaś i założyłaś [kolor] fartuch. Twój przyjaciel zrobił to co mu kazałaś. Po kilkunastu minutach nieustannej paplaniny Natsu, że chce ci pomóc skapitulowałaś. Podałaś mu [kolor] fartuszek i kazałaś mieszać masę na ciasto, gdy ty szukałaś wałka i foremek.
- Natsu posyp trochę mąki na blat. - rozkazałaś i włączyłaś piekarnik. Różowo-włosy otworzył paczkę mąki. Widziałaś, że był zadowolony. Sprawiało to, że czułaś się szczęśliwa. Bardzo lubiłaś Natsu. Był twoim najlepszym przyjacielem odkąd dołączyłaś do gildii. Twoje rozmyślania przerwał trzask i twój upadek na ziemię. Jęknęłaś czując coś ciężkiego na brzuchu.
- Wybacz [Twoje imię] ! - zaśmiał się nerwowo. - Chyba się zamyśliłem... - szybko wstałał z ciebie i odgarnął twoje [Kolor włosów] kosmyki z twarzy. Otrzepałaś się z mąki trochę i chwyciłaś się go, żeby nie upaść.
- Nic nie widzę. Mam mąkę w oczach. - jęknęłaś kurczowo trzymając się jego czerwonej bluzy.
- Naprawdę przepraszam! - usłyszałaś jego nerwowy ton. - Chodź przemyć je wodą! - złapał twoją dłoń. Poczułaś jak się rumienisz i w duchu modliłaś się by on tego nie widział.
-To nic takiego! - jęknęłaś nie wiedząc jak zareagować. Przeczesał wolną dłonią [kolor włosów] włosy. Co jak co, ale jakoś wyglądać trzeba zawsze.
- No chodź tu. - różowo-włosy chwycił cię w pasie i poprowadził do uwywalki. Trzymając cię za bok odkręcił kurek z wodą. Ujął twoje dłonie tworząc z nich koszyczek i wsunął je pod płynącą ciecz. Przemyłaś twarz wodą i zabrałaś od niego [kolor] ręcznik. Kiedy otworzyłaś oczy zamarłaś widząc przed swoją twarzą twarz maga ognia. Patrzył w twoje [Kolor] tęczówki dziwnie troskliwie. Ta troska nie pasowała do Natsu.
- Eh? Na-Natsu? - zaśmiałaś się nerwowo.
- Tu jeszcze masz trochę mąki. - zabrał od ciebie ręcznik i wytarł ci policzek. Jego dotyk był taki delikatny, jakby bał się, że zrobi ci krzywdę.
Uśmiechnęłaś się zarumieniona.
- Chodź. Musimy iść dokończyć ciasteczka. - pociągnęłaś go za rękę do kuchni. Rozwałkowałaś i ugniotłaś ciasto. Podałaś Natsu foremkę i sama zaczęłaś wycinać serduszka.
- Wygląda na to, że zrobimy ich trochę więcej niż dla samego Happy'iego i Carli. Dam ci trochę i sama sobie zostawię, okay?
- Brzmi sprawiedliwie. - mag ognia zaśmiał się i spojrzał na twoją twarz. - Dziękuje za wszystko. - powiedział, gdy wstawiłaś ciasteczka do piekarnika.
- Nie ma za co! Zawsze lubiłam piec! - odpowiedziałaś mu i zabrałaś się za zmywanie.
Gdy ty zmywałaś naczynia Natsu patrzył w piekarnik. Spojrzałaś na niego kątem oka. Uśmiechnęłaś się widząc jak uroczo patrzy na ciasteczka w środku. Wyglądał jak dziecko. Wypuściłaś zadowolona powietrze. Nawet nie zauważyłaś, gdy mag ognia przerzucił swój wzrok na ciebie.
- [Twoje imię]. - zwróciłaś na niego spojrzenie. - Kocham cię.
To nagłe wyzwanie dosłownie zwaliło cię z nóg. Zarumieniłaś się jak truskawka i zdumiona wlepiałaś w niego spojrzenie. Chłopak podszedł do ciebie i chwycił cię w talii. Przyciągnął cię do siebie. Czułaś promieniujące od niego ciepło i jego szybko bijące serce.
- Dziękuję, że zawsze mi pomagasz. - szepnął ci do ucha. - Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale [Twoje imię]. Nie potrafiłem. Bo widzisz bałem się, że nie weźmiesz tego na poważnie... - zaśmiał się smutno. - Bo kto by brał takiego idiotę jak ja na poważnie? Zawsze starałem się, żebyś była szczęśliwa.
- Natsu! - jęknęłaś. - P-Przestań! - spojrzałaś w jego oczy.
- [Twoje imię]...
- Nie! Nie możemy... Jesteś moim przyjacielem... - odwróciłaś zarumieniona wzrok. Mag ognia widocznie posmutniał. Zmarszczył brwii i puścił cię. Czułaś jak łzy zbierają ci się w oczach. Sama nie wiedziałaś dlaczego tak powiedziałaś. Chyba dlatego, że nigdy nie patrzyłaś na Natsu jako kogoś kogo możesz kochać. Ale wyznanie maga ognia sprawiło, że uświadomiłaś sobie jak bardzo on jest ci bliski. Zawsze był przy tobie, izolował cię od wszelkiego niebezpieczeństwa.
- Przepraszam... - usłyszałaś. Natsu otarł łzę, która spłynęła ci po policzku i wycofał się. Chciał wyjść z pokoju gdy nagle ty przytuliłaś go mocno.
- Nie przepraszaj mnie! Też cię kocham Natsu! - odwrócił się do ciebie przodem i przycisnął do rozgrzanej klaty. Po czym podniósł twój podbródek i złożył na twoich ustach delikatny pocałunek. Rozpłynęłaś się pod miękkością jego warg. Ten moment trwał tylko kilka sekund, ale dla was była to prawie cała wieczność. Gdy się od siebie oderwaliście pocałował cię w czoło. Nagle poczułaś zapach spalenizny.
- O nie! Ciasteczka! - zawołałaś i szybko pobiegłaś do kuchni.

- Ah... I tak cię kocham [Twoje imię] - uśmiechnął się szeroko Natsu i poszedł za tobą.

__________________
Nie masz chłopaka? 
Nic straconego. 
Masz Natsu!   
Wybaczcie za wszelkie błędy!                
Pierwszy raz pisałyśmy coś takiego!
W miejsca [Twoje imię], [Kolor] wymyślacie sami uzupełnienie.
Bo w tym one-shot'cie bohaterami jesteście wy!
Pozdrawiamy! 

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 28 - Ratuj go!


Rozdział 28

Przyjaciele byli w ciemnym miejscu, a źródłem światła były tylko palące się drzewa i dziura, przez którą wpadli.
- Jeśli wygrasz w moją grę. - zagrzmiał potwór. - Oddam ci mój kamień i uratuje tego chłopaka przed śmiercią, jednak... jeśli przegrasz zostaniesz jednym z moich szkieletów! - Lucy zadrżała na te słowa.
- Czyli, że te wszystkie szkielety...Oni byli ludźmi? - spojrzała na wojowników otaczających Vulcanusa.
- Oczywiście! - strażnik zaśmiał się. - Jest ich tysiące i już od wieków służą mnie.
- Niemożliwe! - tupnęła nogą i podniosła wysoko głowę. - Pragnę zmienić zasady! - krzyknęła. - Jeśli wygram nie tylko oddasz mi kamień i uratujesz Natsu, ale również odmienisz te wszystkie szkielety z powrotem w ludzi! - powiedziała stanowczo pewna swoich słów.
- Jesteś nie wychowana, że mówisz takim tonem do starszych? - mruknął. - Przysięgam, że porozmawiam o twojej kulturze z twoim opiekunem.
- Hę? Chcesz się na mnie poskarżyć?! - obruszyła się.
- Zgadza się. - przytaknął. - A co do twojej prośby o uwolnienie tych ludzi... Dobrze. Uwolnię ich, ale gdy przegrasz zostaniesz ze mną już po sam kres, a gdy ktoś zrani twoje kości będziesz cierpiała katusze zanim się zregenerujesz. -
Dziewczyna zagryzła dolną wargę i spojrzała na obolałego Natsu, którym teraz zajmował się Gray i Erza.
- Zgadzam się! - krzyknęła. Usłyszała już tylko głośny śmiech Vulcanusa zanim wszystko po prostu ogarnęła ciemność. Jednak Lucy miała pełną świadomość. Zaniepokoiła się nie słysząc już swoich przyjaciół.
- Jesteście tu? - spytała pewna na usłyszenie odpowiedzi. Jakie było jej zdziwienie gdy nic nie usłyszała. Zmartwiona zaczęła biegać po miejscu gdzie zesłał ją potwór.
- Halo!? - nagle natrafiła na coś. Były to chyba liście. Dotykając żywopłotu podążała za nim, aż nie poczuła, że jest wciągana w głąb. Chciała się wyrwać, ale pnącza oplotły ją.
- Włócznio! - krzyknęła. Ale broń nie przybyła na jej wezwanie. - Puszczajcie mnie! - warknęła zła. Zamknęła oczy czując, że jej głowa jak i reszta ciała jest w środku żywopłotu. Po chwili jednak Lucy została po prostu "wypluta" przez roślinę.
- Eh? - rozejrzała się dookoła. - Labirynt? - szepnęła.
- Znajdź wyjście a wygrasz... - blondynka usłyszała stłumiony głos Vulcanusa.
- Okej! - krzyknęła chcąc dodać sobie odwagi. Ruszyła do przodu przez - póki co - jedyny korytarz. Dobiegła do rozwidlenia i bez zastanowienia skręciła w lewo. Zatrzymała się i ostrożnie weszła na mały plac. Na jego środku ktoś stał. Przyległa szybko do żywopłotu.
Levy...
Pomyślała, ale nie podbiegła do dziewczyny. Byłoby to zbyt łatwe i podejrzane. Zmarszczyła brwii uważnie przyglądając się przyjaciółce. Niebiesko-włosa była blada jak kartka papieru, a oczy były zamglone. Lucy pomachała głową i po prostu odbiegła od dziewczyny. Mogłaby przysiąc, że biega w kółko. Nagle zamarła widząc przed sobą Juvię. Szła chwiejnie i wolno. Ręce dyndały bezradnie wzdłuż ciała. Lucy nie czekając, aż niebiesko-włosa ją zobaczy wbiegła w korytarz naprzeciwko. Jednak był to ślepy zaułek. Westchnęła i odwróciła się z zamiarem wrócenia. Przeszedł ją dreszcz gdy zobaczyła ścianę żywopłotu za sobą. Podeszła do niej.
- Gdzie przejście?! - jęknęła marszcząc brwii i wykrzywiając usta w przerażeniu. Odwróciła się powoli i zobaczyła stojącą Erzę, która wpatruje się w nią nieprzytomnie. Serce podskoczyło jej do gardła. Nim się obejrzała rycerz był tu obok niej uderzając w nią i posyłając na żywą ścianę.
- Erza przestań! - daremne były błagania księżniczki. Wiedziała, że Erza znajduje się w takim samym transie jak ona i reszta dziewczyn z godzinę temu. Miecz czerwono-włosej wbił się w żywopłot.
- Przepraszam Erza. - jęknęła Lucy uderzając rycerza w kark. Kobieta opadła na ziemię, ale po chwili wolno zaczęła się podnosić. Księżniczka nie tracąc chwili wpadła do drogi, która pojawiła się znikąd. Gdy tylko przeszła próg ściana za nią zasunęła się odcinając ją od Erzy. Dysząc ciężko pobiegła wzdłuż korytarza. Nie minęła chwila gdy znalazła się w środku labiryntu, a naprzeciw niej stały trzy ścieżki. Z jednej słyszała już głos Gajeel'a. Szybko wbiegła w lewą mając nadzieję, że ta będzie bezpieczna. Biegła ile tchu. Przez kilka minut zagłębiając się w kolejne ścieżki. Nagle przed nią znowu pojawiła się ślepa uliczka. Jednak na żywopłocie wisiało lustro. Podeszła do niego dokładnie przyglądając się odbiciu. Przed nią stała kobieta łudząco podobna do niej samej. Miała na sobie srebrną zbroję i skórę dzikiego kota. W ręce trzymała włócznię, a z oczu biła duma i odwaga. Lucy zapatrzyła się w odbicie tak bardzo, że nawet nie dostrzegła, że za nią pęka ziemia. Dopiero gdy straciła grunt pod nogami oderwała wzrok od portretu Lumiency.
Poczuła się tak samo jak wcześniej  gdy spadła, ale tym razem nie było przy niej nikogo. Dookoła było ciemno, a po dziurze przez którą wpadła nie było śladu. Bez zastanowienia rzuciła się do przodu. Zatrzymała ją dopiero ściana żywopłotu, o którą uderzyła. Wstała i po omacku ruszyła przed siebie.
Przez jej głowę przebiegła myśl by się poddać, jednak przypomniała sobie widok Natsu. Ranny, zakrwawiony i umierający. Potrząsnęła głową i przyspieszyła.

Nie wiedziała ile szła. Lucy zaczynała wariować. Cała ta próba była szalona. Martwiła się o Natsu. Obawiała się, że jest zbyt wolna i nim zdąży wygrać on umrze. Nagle na końcu korytarza dostrzegła światło. Szybko prawie się potykając pobiegła w jego stronę. Gdy zobaczyła stworzenie od którego bił blask skamieniała. Przed nią stał jednorożec. Jego róg i ciało błyszczało delikatnym, spokojnym światłem. Blondynka uśmiechnęła się. Grzywa konia była srebrzysta i wyglądała jak płynna platyna, podobnie ogon. Istota zarżała po czym trąciła księżniczkę głową. W tej chwili dziewczyna zapomniała o swojej krytycznej sytuacji. Chciała wpatrywać się w majestat i piękno jednorożca. Pogłakała go czule. Nagle dotarła do niej smutna prawda. Musi ruszać by uratować siebie i Natsu.
- Możesz mi pomóc? - szepnęła mając nadzieję, że zwierzę wyprowadzi ją chociaż na zewnątrz.
W odpowiedzi stworzenie po prostu wymownie spojrzało na Lucy. Dziewczyna uśmiechnęła się siadając na jego grzbiet. Wydawało jej się to takie nieprawdopodobne, a jednocześnie ekscytujące. W innych okolicznościach cieszyłaby się, że jedzie na jednorożcu, ale teraz gdy mag ognia jest zagrożony myśli Lucy zajmował tylko obraz ledwo żywego Natsu.
Stworzenie skręcało w różne strony, raz nawet przeskoczyło przez żywopłot, który znikąd pojawił się na drodze. W końcu wyszli na prostą drogę, a Lucy mogła dostrzec przed sobą w czerwoną wstęgę, która miała odzwierciedlać metę.
- Dziękuję! - szępneła schodząc. Ostatni raz poklepała po głowie jednorożca i odeszła w stronę mety, a wtedy magiczne stworzenie uciekło  i znikło w kłębach mgły. Blondynka przekroczyła linię i wtedy dostrzegła jak na salnej platformie tuż nad nią leży Vulcanus, a pomiędzy jego łapami ledwo żywy Natsu. Chciała krzyknąć, ale rozproszyły ją szmery. Odwróciła się i serce podskoczyło jej do gardła gdy zobaczyła przed sobą zamglone oczy Juvii. Odskoczyła w bok unikając ciosu. Podniosła wzrok i omiotła spojrzeniem zaczarownych przyjaciół. Jednego mogła być pewna, żadne z nich nie było sobą...

_______________________________
Coco: Rozdział kojarzył mi się z Alicją z Krainy Czarów ;_;
Nie wiem czemu, ale uwielbiam tą bajkę i ten labirynt...

Ano, jak podobał wam się ten rozdział?
Napiszcie w komentarzu ^^
Pozdrawiamy cieplutko!
Luna i Coco~
Szablon wykonała Domi L