wtorek, 11 września 2018

Epilog

Epilog 


Wielka wojna miała szczególne znaczenie w obaleniu Styks i Sombry. To ich śmierć uwolniła ludzi z ciasnych cel, od głodu i chorób. Po upadku rządów krwawego rodzeństwa armia Brillo z Erzą Scarlet na czele sforsowała zamek Styks i wyzwoliła więźniów. Wraz z symbolicznym upadkiem głównej ściany fortecy nastała nowa przyszłość. W ciągu ostatnich dwudziestu lat Fiore rozkwitło i mieszkańcy miast i wsi poczuli czym jest wolność. Wpływ na to miały także częste przemówienia Brillo i Tristezy. Dwa smoki stały się symbolem, który widnieje we współczesnym herbie rodu królewskiego, z którego wywodzi się ówczesna władczyni - Hisui E. Fiore. 
Dzięki pomocy magów udało się uporać z odbudową stolicy w jedenaście lat. Powstały tak zwane gildie, których członkowie znacząco przyczynili się do pomocy mieszkańcom.
Jedną z nich, zdecydowanie zasługującą na pamięć jest Fairy Tail. Mistrzem został Macarov, wcześniejszy doradca księżniczki Magnolii -  Lucy Heartafilli. Wielu magów związanych z Lumiency wstąpiło do tej gildii. W tym dwaj strażnicy żywiołów - Gray Fullbuster oraz Natsu Dragneel.


Levy na chwilę odłożyła pióro, aby trochę odpocząć i zebrać myśli. Zdjęła okulary i potarła skronie. Wiedziała, że nikt nie nadaje się lepiej do spisania tej historii od niej - osoby, która to wszystko przeżyła. Jednak wciąż wracanie do tamtych czasów powodowało u niej częste bóle głowy. Nie miała ochoty dalej pisać. Kolejne zdania będą dotyczyły reform Hisui, innych gildii i rozkwitu państwa. Dokończy to jutro lub pojutrze. Do festiwalu Gwiazdy Bytu zostało jeszcze trochę czasu. Macarov nie obrazi się jeżeli Levy odda mu to kilka dni po terminie. Kobieta wstała od biurka i po zabraniu wszystkich rzeczy wyszła z biblioteki. Ulice miast były kolorowe, pełne życia. Zupełne przeciwieństwo tego co zastali tutaj dwadzieścia lat temu. Grupa dzieci przebiegła obok Levy, bawiąc się i głośno wołając. Piekarz przywitał się z niebieskowłosą, zdejmując białą czapkę i odsłaniając rzednące włosy.
- Piękny dzisiaj dzień, czyż nie pani Redfox? - zawołał z radosnym uśmiechem, skrytym pod wąsem.
- Bardzo - odpowiedziała, machając.
Szła w stronę rynku. Czuła jak promienie słońca ocieplają jej plecy. Wtedy za każdym razem myślała o latach młodości. O tych wielu miesiącach spędzonych w towarzystwie Lucy i reszty jej przyjaciół. Wiedziała, że musiała spisać te teksty, aby to wszystko za co oni się poświęcili nie poszło w niepamięć. Wszyscy powinni wiedzieć jak trudne to było, jak wiele ran odnieśli i jak wiele blizn pozostało.
Plac główny był wypełniony mieszkańcami Crocus. Wielu handlarzy zachwalało swoje towary, przyciągając uwagę tłumu. Levy już przyzwyczaiła się do tego widoku. Ona miała jeden cel. Spojrzała na budynek gildii Fairy Tail i uśmiechnęła się. Zaczęła iść w tamtą stronę, mocniej ściskając kronikę w dłoni. Zauważyła kątem oka siedzących na ławce Gray'a i Juvię z wózkiem. Levy aż zachichotała. Państwo Fullbuster w zeszłym roku doczekali się wnuczki.
- Cześć wam - przywitała się kronikarka.
Małżeństwo odwróciło się w jej stronę i obdarowało ją radosnymi uśmiechami.
- Hej, Levy. Idziesz do gildii? Nie mów, że już skończyłaś tę kronikę - zdziwił się Gray, próbując uspać dziecko.
Na jego twarzy pojawiły się zmarszczki zmęczenia i włosy straciły nieco swojej barwy. Jednak oczy pozostały tak samo żywe i waleczne jak wcześniej.
- Powiedzmy, że jestem w połowie. - Mrugnęła w jego stronę. - Widzieliście Erzę, Wendy lub Natsu? Wciąż nie udzielili mi wywiadu, a potrzebuję ich perspektywy - westchnęła.
Juvia pokręciła głową.
- Erza jest u Hisui. Nie znam szczegółów. Wendy nadzoruje przygotowania do festiwalu, a Natsu wyjechał dzisiaj rano do Magnolii z Laxusem - oznajmił Gray.
Levy skinęła ze zrozumieniem. Pożegnała się cicho, żeby nie obudzić drzemiącego dziecka i ruszyła w stronę gildii. Kiedy dziewiętnaście lat temu Shin przyszedł na świat życie było bardzo trudne. Po upadku Styks ktoś musiał przejąć władzę. Jako iż księżniczka Lucy zginęła w starciu ze Złą Królową musiała rządzić inna dynastia. Problemem było wybrać tę najodpowiedniejszą. Dlatego wychowywanie dziecka w takim chaosie było nie lada wyzwaniem. Jednak Gray i Juvia mogli liczyć na szeroki wachlarz pomocy. Shin wyrósł na dumnego i odważnego młodzieńca. Zrobił wszystkim wraz ze swoją narzeczoną niespodziewany prezent. Dziecko. Levy do dzisiaj pamiętała ten dzień i krzyki Juvii. Koniec końców wszystko się skończyło nawet lepiej niż dobrze. Pani Redfox miała tylko nadzieję, aby jej pociechy nie wywinęły podobnego numeru.
Prawdę mówiąc, nawet po narodzinach Shin'a w Juvii przez wiele lat widzieli smutek i rozczarowanie samą sobą. Gdy dowiedziała się o śmierci księżniczki i gdy zobaczyła jej ciało niesione przez Natsu, padła na ziemię i płakała. A niebo łkało razem z nią. Levy wiedziała, że strażniczka księżniczki nie wybaczyła sobie po dziś dzień. Ale odzyskała szczęście. Nauczyła się z tym żyć, tak jak wszyscy inni. Nawet Natsu zaczął żyć normalnie. Wiele tygodni po wielkiej wojnie nie mógł się zebrać w sobie. Uciekał od wszystkich. Rzadko się odzywał i śmiał. Śmierć Lucy odbiła się na każdym z nich. Zwłaszcza, że według hipotezy Ariany już nie uda im się spotkać Lucy żywej.
- Lumiency odradzała się zaraz po swojej śmierci. Miała nowe imię, nowych członków rodziny. Ale tym razem zebranie swojej energii zajmie jej znaczenie dłużej. Dziesiątki, o ile nie setki lat - rzekła wtedy elfka.
Nadzieja była taka, że księżniczka kiedyś się odrodzi i przywróci pełną harmonię. Być może zaprzyjaźni się z ich potomkami. Kto wie?
Levy otworzyła drzwi gildii i omiotła wnętrze spokojnym spojrzeniem. Zauważyła Mirajane krzątającą się przy barze i kilka nowych magów. Jak zwykle panowała tutaj radosna atmosfera. Macarov rozmawiał z Caną przy jednym ze stolików. I jedynie ten obraz nie pasował do tego otoczenia. Wróżka miała ściągnięte brwii i poważną minę. Mistrz gildii raz po raz kiwał głową w zamyśleniu.
- Cześć, mała.
Ktoś zarzucił Levy rękę na ramię. Od razu rozpoznała swojego męża. Uśmiechał się do niej szeroko.
- Już skończyłaś? - spytał, wskazując na papiery w książce.
Pokręciła przecząco głową.
- To nie takie łatwe napisać kilkuletnią kronikę, Gajeel. Chociaż większość już mam. Opisałam wszystko od spotkania z Lucy po odbudowę Crocus - odparła, wtulając się w jego bok.
Usiedli razem przy stole i kobieta rzuciła zapisane strony na blat. Mag żelaza uniósł jedną brew i wziął jedną z kartek do ręki. Zaczął wodzić wzrokiem po papierze i uśmiechnął się.
- Księżniczka Lucy po pokonaniu strażnika klejnotu - Slippterus'a znalazła jajo gryfa. Wówczas towarzysze nie zdawali sobie sprawy, że jest ono początkiem do kolejnej próby. Gryfa, który wykluł się z jaja nazwali Happy. Traktował on Lucy i Natsu jako swoich najbliższych opiekunów, wręcz rodziców.
Kąciki ust Levy uniosły się lekko ku górze. Pamiętała to jak dzisiaj.
- Będę musiał to przeczytać, gdy skończysz. Prawie już zapomniałem o tym jak ta dwójka szukała robaków dla tego małego stwora. Nie wspominając już o tej wiewiórce - Gajeel parsknął śmiechem.
Wziął kolejną kartkę i przeczytał w ciszy.
- Oddałbym wiele, żeby do tego wrócić, albo chociaż zobaczyć to jeszcze raz - westchnął mężczyzna. - No może poza tą wojną. To była rzeź.
Przed oczami Levy stanął obraz dławiącego się krwią Gajeel'a. Był poważnie ranny. Gdyby nie Wendy pewnie umarłby w ciągu kilku minut. Straciłaby go. Już nigdy nie chciała go widzieć w takim stanie. Nigdy, nigdy.
Poczuła jak jego ciepła dłoń obejmuje jej zaciśniętą pięść. Rozluźniła się pod wpływem jego dotyku i odetchnęła, odsuwając od siebie obraz wojny.
- Gale wróciła już do domu? - spytała Levy.
Gajeel przytaknął.
- Jest bardzo podekscytowana na festiwal - odrzekł. - Już ma wszystko przyszykowane.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Jeszcze dwa dni - skwitowała. -  Wendy naprawdę stara się w tym roku, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jestem szczęśliwa, że pomaga jej Romeo. Gdyby nie on ta dziewczyna by się zapracowała - oznajmiła.
- No wiesz - zachichotał Gajeel. - W końcu Lucy wraca do stolicy.


Muzyka ogarnęła stolicę.
Kolorowe wstęgi wisiały pomiędzy latarniami. Zapach kwiatów wypełnił ulice miast. Lampiony raz po raz unosiły się ku niebu razem z cichym niewypowiedzianym życzeniem. Stoiska z książkami, ozdobami i jedzeniem przyciągały do siebie rozbawionych mieszkańców. Plac główny tętnił życiem i ruszającymi się w rytm muzyki ludźmi.
- Wendy, przeszłaś samą siebie! - zawołała Juvia, okręcając Marvell.
- Dziękuję! Chciałam, żeby Lucy wróciła do czegoś znajomego - odparła ciepło dziewczyna, chwytając dłonie przyjaciółki.
Pani Fullbuster skinęła głową z uśmiechem i spojrzała na Hisui.
Królowa powtarzała swoje przemówienie. Otaczała ją świta strażników. Przez chwilę zamiast zielonowłosej, Juvia zobaczyła Lucy i siebie z Wendy przy jej bokach. Jednak wizja rozmyła się równie szybko jak się pojawiła. Natomiast nostalgia została jeszcze chwilę dłużej.
- Smoki już są - zakomunikowała Erza, wchodząc do pokoju. - Wszystko jest na swoim miejscu. Możemy zaczynać.
Hisui kiwnęła głową, uśmiechnęła się do zgromadzonych i wyszła na najwyższy balkon budynku gildii. Gdy tylko mieszkańcy ją spostrzegli ustały wszystkie rozmowy i muzyka. Królowa ze spokojem zaczęła przemawiać.
- Dwadzieścia lat temu śmierć nie była nam obca. Rządy Styks odbiły się na nas wszystkich. Znaliśmy łańcuchy i pęta, które nas zniewalały. Nie potrafiliśmy się podnieść z kolan strudzeni chorobami, ranami i zmęczeniem. Potrzebowaliśmy pomocy. Nie wszyscy z nas uczestniczyli w wielkiej wojnie, ale też nie wszyscy przeżyli.
Na niebie nagle zderzyły się dwa smoki. Jeden czarny, drugi biały. Ściśnięte w okrutnym tańcu śmierci. Mieszkańcy wydali okrzyk przerażenia. Królowa jednak nie zwracała na to uwagi i kontynuowała.
- Pole bitwy ociekało krwią. "Trawę przysłoniły stosy ciał" - zacytowała słowa jednego z elfów.
Ogień. Biały ogień buchnął z paszczy Brillo. Tristeza zrobiła jednak zmyślny unik. Zaniepokojeni poddani spoglądali po sobie, próbując znaleźć trochę otuchy w oczach drugiego.
- Ale wygraliśmy z chaosem - zawołała Hisui.
Na jej słowa smoki przestały walczyć i po kilku powietrznych akrobacjach wylądowały po różnych bokach władczyni.
- Możemy dzisiaj tylko dziękować bohaterom tej wojny. Do czego właściwie zmierzam? Festiwal Gwiazdy Bytu nie był naszą tradycją. Był tradycją królestwa Magnolii, którego księżniczką była Lumiency. Każdego roku świętujemy na jej cześć. Jednak dzisiejszy festiwal nieco różni się od zeszłych, ponieważ jeździec Brillo wrócił do stolicy - oświadczyła z radością.
Ludzie odsłonili środek placu głównego. Wokół tajemniczego obiektu, ukrytego pod białym materiałem pojawił się nagle lodowy wąż, który pełzł wyżej i wyżej w powietrzu, a następnie zmienił swój kształt w Lorda Sombrę. Wodził wzrokiem po poddanych. Mieszkańcy wstrzymali oddech, gotowi, aby w każdej chwili uciec.
Wtem nagle pojawił się ogień, z którego po chwili uformowały się dwie sylwetki. Nie dało się ich rozróżnić. Ich zadaniem nie było przyniesienie chwały strażnikom, którzy zabili Sombrę. W jednej chwili po prostu otoczyły Lorda, który strawiony ogniem, uniósł jeszcze rękę do góry i wyparował. Zaraz po tym płomienie objęły materiał, który uległ niszczycielskiemu żywiołowi i spłonął, odsłaniając to co miał pod spodem.
Wykonany z niesamowitą dokładnością, piękny, duży pomnik. Przedstawiał Lumiency, trzymającą swoją włócznię w kierunku nieba. Na jej twarzy widniał łagodny uśmiech. Tuż za jej nogami, z rozwiniętymi skrzydłami siedział gryf.
- Niech festiwal Gwiazdy Bytu się rozpocznie! - obwieściła ostatecznie Hisui, schodząc z balkonu.
Rozległy się oklaski, gwizdy i okrzyki. Muzyka ponownie zaczęła grać i ludzie zebrali się wokół pomnika, tańcząc i śpiewając. W tyle, niedaleko jednej ze ścian kamienicy pojawiły się dwie sylwetki. Przybili sobie piątkę i zaśmiali się.
- Wyszło nam to lepiej niż myślałem - parsknął Natsu. - W ogóle, szacun za tego Sombrę. Wyglądał prawie jak żywy, śnieżynko.
Gray pokiwał z uznaniem głową.
- Te płomienie też nie były najgorsze - skwitował.
- Co masz na myśli, mówiąc "nie były najgorsze"? - oburzył się mag ognia. - Były sto razy bardziej dynamiczne niż twoja durna rzeźba.
- Nie kłóćcie się już - warknęła Erza, nagle pojawiając się za nimi i uderzając ich w głowy. - Chociaż teraz moglibyście zachować w sobie odrobinę przyzwoitości i cieszyć się festiwalem.
Natsu roztarł bolącą głowę i skrzywił się. Jednak szybko sobie o czymś przypomniał i prędko pożegnał się z przyjaciółmi, biegnąc w stronę biblioteki. Otworzył jej drzwi i wpadł do środka.
- Levy! Poczekaj - zawołał.
Niebieskowłosa obejrzała się, zastygając z kroniką w ręce.
- Natsu! Coś się stało? - podeszła do niego. - O co chodzi? - dodała, widząc jak mag ognia kręci głową.
- Chodzi o kronikę. Czy mógłbym coś tam dodać? Chcę napisać wiadomość do Lucy - oznajmił, uspokajając oddech.
Zdziwiona Levy przeniosła wzrok na księgę.
- Natsu, to nie... Kronika nie służy temu, aby przekazywać wiadomości - westchnęła przepraszająco.
- Levy, posłuchaj. Nie napiszę tego w kronice. Chcę coś w niej ukryć. Kopertę. Proszę, to moja jedyna nadzieja na to, że kiedyś to przeczyta.
Pani Redfox zacisnęła powieki i zmarszczyła brwii. Wiedziała, że nie powinna. To nie był dobry pomysł. Spróbowała się postawić w sytuacji Natsu. Dziewczyna, którą kochał poświęciła się dobra całego ludu i zginęła. Dodatkowo zmusiła go, żeby ją dobił. A teraz, gdy pojawiła się nadzieja, że Lucy kiedyś się odrodzi on miałby nic nie robić i zmarnować szansę, aby przekazać jej to czego wcześniej nie zdążył?
Levy od dawna współczuła strażnikowi ognia. Po śmierci księżniczki w nikim się tak naprawdę już nie zakochał. Nikt nie mógł ukoić tej tęsknoty. Nie tylko za Lumiency, ale i za gryfem. Happy zginął tego samego dnia, ratując Natsu od strzały. Nie ważne jak wielu przyjaciół miał mężczyzna. Bardziej niż ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę jak szybko może ich stracić. Wielka wojna go zmieniła. Zresztą, jak każdego z nich.
- Dobrze. Masz już go napisany? - spytała Levy.
Różowowłosy podał jej kopertę. Nim jednak zdążyła ją zaadresować i włożyć do kroniki, Natsu powstrzymał jej dłoń.
- Nie jestem dobry w pisaniu i wyrażeniu swoich uczuć. Mogłabyś go przeczytać i powiedzieć czy ma sens? - spytał, lekko speszony.
Pani Redfox uśmiechnęła się uspokajająco i kiwnęła głową. Otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej kartkę. Rozwinęła ją i zaczęła czytać:

Droga Lucy! 
Nie mam pojęcia czy pamiętasz kim jestem i czy pamiętasz cokolwiek. Jeśli pamiętasz, to pewnie wiesz, że jestem tragiczny w pisaniu listów. Jeśli nie - to teraz się właśnie dowiedziałaś.
Wracając jednak do tematu. Nie wiem kiedy przeczytasz ten list, nie wiem nawet czy kiedykolwiek go przeczytasz. Niepokoi mnie ta liczba niewiadomych. Jednak warto spróbować. Jeżeli istnieje chociaż cień szansy, że moje słowa będą mogły cię dosięgnąć, to nic mnie nie powstrzyma od napisania ich. Nie ważne kiedy to przeczytasz - nadal będą aktualne. 
Z kroniki pewnie dowiesz się jak to się zaczęło i jak to się skończyło. Wygraliśmy, ale kosztem Twojej śmierci. Tamtego dnia nie miałem okazji, aby z tobą porozmawiać. Aby powiedzieć ci jak kompletnie zawładnęłaś moim sercem. Odeszłaś zanim mogłem ci to wyznać. Przez te wszystkie lata nie mogłem sobie wybaczyć tego, że nie zdążyłem ci ujawnić swoich uczuć. 
Prawdę mówiąc, głupi był ze mnie dzieciak. Nie potrafiłem docenić tego, że byłaś obok mnie. Uważałem to za coś normalnego. Jakoś nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że mogłabyś... zginąć. Teraz już wiem, że tkwiłem w niemożliwym śnie, gdzie wszystkich ma spotkać szczęśliwe zakończenie. 
To co chcę, żebyś wiedziała to to, że nie tylko ja cię kochałem. Miałaś wielu przyjaciół, dla których byłaś ważna. Całe Fairy Tail jest twoją zasługą. Możesz być pewna, że dopóki żyje Fairy Tail, żyjesz też i ty. Zawsze możesz liczyć na ich pomoc. 
Uratowałaś nas, Luce. 
Zdecydowanie jesteś niezwykłą osobą. 
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. 
Nadal kocham 
Natsu.

Levy podniosła wzrok znad kartki papieru, próbując opanować drżenie rąk. Z trudem uśmiechnęła się do Natsu i kiwnęła głową.
- Jest doskonały - oznajmiła. - Przeszedłeś samego siebie.
Mężczyzna włożył papier z powrotem do koperty i zakleił ją. Niebieskowłosa odetchnęła i ukryła kopertę na końcu kroniki, adresując ją do Lumiency. Po chwili zamknęła kronikę i wymieniła uśmiechy z magiem ognia. Razem ruszyli w stronę wyjścia. Niebieskowłosa zgasiła świeczkę i wyszła z biblioteki. Zanim Natsu zamknął drzwi spojrzał ostatni raz na leżącą na stole kronikę i przed oczami stanęła mu Lucy. Trzymała księgę w dłoni z uśmiechem na twarzy, a po chwili spojrzała na maga ognia. Pomachała w jego stronę i zniknęła. Różowowłosy przetarł oczy i jeszcze raz spojrzał na leżącą na stoliku, dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej, kronikę.
- Wygląda na to, że tak się kończy historia o księżniczce Lucy i jej strażnikach - skwitował cicho.
Zamknął drzwi, zostawiając za sobą przeszłość.
__________________________________________________



Wygląda na to, że blog został zakończony. No może nie całkiem. Została jeszcze jedna część do napisania. Ostateczny rozdział, który będzie one-shotem.
Teraz pora na kilka słów od autorek:
Coco:  Gdy razem z Luną założyłyśmy ten blog prawie cztery lata temu czekałam na ten dzień, kiedy uda nam się doprowadzić tę historię do końca. Miałyśmy wszystko zaplanowane i wiedziałyśmy jak zakończy się ta opowieść. Dlatego teraz, patrząc na ten licznik czasu po lewej stronie bloga zastanawiam się "jak do cholery nam zajęło to aż cztery lata?". Jednak z jednej strony cieszę się, że zajęło nam to tak długo. Przez ten blog przechodzi wiele okresów naszego rozwoju pisania.
Poprawiłam prolog i dwa pierwsze rozdziały, ale wspólnie z Luną zdecydowałyśmy zostawić to tak jak jest. Dla tych bardziej ciekawych, polecam porównać rozdział trzeci i one-shot, który dopiero pojawi się na blogu.
W każdym razie, wciąż nie mogę uwierzyć, że udało nam się zakończyć tę historię.
Jednak, heh, tak jak Lucy dla Fairy Tail, ten blog będzie żywy dla was.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować kilku osobom. Przede wszystkim współautorce tego bloga - Lunie. To ona napędzała te opowiadanie dynamiką i opisami walk. Poza tym, nie wiem czy wiecie, ale z jej inicjatywy powstał ten blog. Z całego serca dziękuję ci za to, że rozbudziłaś we mnie pasję pisania z drugą osobą. Na wyrazy wdzięczności zasługuje także cały ZSS, który dodawał nam weny i pomysłów.
Chciałabym podziękować także tobie drogi czytelniku za czas spędzony razem z nami i komentowanie tego opowiadania. Mam nadzieję, że bawiłeś się równie dobrze co my podczas śledzenia losów Fairy Tail.
Dziękuję każdej osobie, która w większy lub mniejszy sposób przyczyniła się do rozwoju tej historii. Dziękuję tym którzy dawali nam rady i pisali do nas prywatnie, przesyłając tony weny.
Dziękuję!
Luna: No właśnie... Kto by pomyślał, że mając zaplanowane wszystko od A do Z skończymy bloga po 4 latach. I to jeszcze w jakim stylu skończyć... Zgaduję, że wielu naszych czytelników opuściło naszą sferę z powodu długiej nieobecności, ale chylę czoło tym, którzy przeczytali tegoroczne rozdziały. Albowiem bez was moi drodzy bloga by nie było, a także nowych rozdziałów. Czekający, głodni nowej akcji czytelnicy najbardziej zmotywowali nas do ciężkiej pracy nad rozdziałami kończącymi tę historię.
Cóż, prawdą jest, że najwięcej do ostatnich rozdziałów włożyła Coco, która napisała je sama kiedy ja w tym momencie zajmowałam się jakimiś drobnostkami. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam tu być, ale również robi przykro zdając sobie sprawę, że to wszystko dobiegło końca. Mogę powiedzieć, że pewne poczucie winy z powodu niezakończonej sprawy uszło.
Dziękuję wam wszystkim moi kochani czytelnicy za lata współpracy, ponieważ to wy pomagaliście nam tworzyć nowe rozdziały. Tak jak wspominałam, nie ma lepszej motywacji niż czekający czytelnik!
Zgaduję, że zobaczymy się jeszcze nie raz, ponieważ wraz z Coco nie planujemy zakończyć naszej pisarskiej kariery.
Kiedy jedna historia się kończy to inna musi się zacząć, nieprawdaż? :)

2 komentarze:

  1. Naprawdę niesamowita historia. Świetnie wam to wyszło. Trzymam kciuki za waszą karierę pisarską. Oby tak dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię takich zakończeń ale cusz mówić, historia niesamowita.☺

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L