poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Rozdział 41 - Istota cierpienia

 Rozdział 41


Strażnik lodu wiedział o jaką stawkę toczy się gra.
Lord Sombra był bratem Styks, który po jednej z bitew z Lumiencą utkwił w letargu. Zła królowa zabierała magię niewinnym ludziom, aby uratować brata. Jednak zawsze jej było za mało i lata mijały, a Sombra nadal był pogrążony w śnie. Dopiero niebaczne dotknięcie go przez Lucy obudziło Lorda.
Gray miał szereg powodów, aby pozbawić tego mężczyznę życia. Jednym z nich było to, że jeśli on go nie zabije, to sam zginie. Nie mógłby tego zrobić swoim przyjaciołom, a tym bardziej Juvii i dziecku.
Pod nogami Sombry pojawił się lód. Mężczyzna zdezorientował się nieco i stracił kilka sekund na łapaniu równowagi. Gray jednak wiedział, że w walce każda sekunda słabości przeciwnika jest zbawienna. Szybko podbiegł Lorda i wymierzył cios. Lodowe ostrze i cienisty naramiennik przez chwilę się zmagały w brutalnej potyczce, krzesząc iskry. Jednak zamiast czekać na wynik tego pojedynku, Gray wolał się odsunąć.
Zawsze był rozważniejszy niż Natsu i nie rwał się pierwszy do walki.
Lord Sombra zaśmiał się gardłowo i uderzył podeszwą butów o lód, roztrzaskując jego powierzchnię.  Przejechał czubkiem miecza po podłożu i szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać podbiegł do Graya i rąbnął go w głowę tępą końcówką miecza. Chłopak zatoczył się i stracił kontrolę nad lodem, który szybko stopniał. Sombra, wykorzystując chwilę przewagi chwycił strażnika lodu za gardło i podniósł do góry.
- Przypominasz mi moje pierwsze spotkanie z Lumiencą po długiej przerwie - oznajmił prowokacyjnie. - Ale ona w przeciwieństwie do ciebie wykazała się jakąś wolą walki. Ah, do teraz pamiętam to jak bardzo się szarpała i próbowała wyrwać zanim ją uduszę.
Gniew Gray'a płonął coraz bardziej. Ten mężczyzna skrzywdził Lucy i mówi o tym bez mrugnięcia okiem. To Natsu wtedy ją uratował. Strach pomyśleć o tym co by jej zrobili, gdyby nie on. Bez magii była jak bezmyślna kukiełka. Pewnie by ją torturowali, a na końcu zabili.
Ciemnowłosy chwycił sztylet Juvii i nim Lord Sombra zdążył zareagować, wbił go w przedramię oponenta. Brat Styks jedynie warknął i puścił strażnika lodu.
- Jestem przekonany, że tego właśnie chciałaby strażniczka księżniczki Lucy - rzucił z chytrym uśmiechem Gray. - Chociaż wolałaby pewnie poderżnąć ci gardło.
Mężczyzna wyciągnął ostrze z ciała i odrzucił je. Mag lodu ponownie przypuścił atak. Tym razem skupił się na nogach przeciwnika. Biegł w stronę Sombry, ale kilka metrów od celu, pod nogami Gray'a coś wystrzeliło do góry. Lord niewzruszony stał przed lodowym słupem. W pewnej chwili odwrócił się i złapał miecz maga lodu, zanim ten spadł na jego plecy. Zacisnął palce na ostrzu. Ciemnowłosy starał się je wyrwać w obawie, że jeszcze chwila, a te rozpryśnie się na setki kawałków. Rozumiejąc, że nie dorównuje Sombrze siłą postanowił użyć innego sposobu.
- Na twoim miejscu miałbym oczy dookoła głowy - rzucił.
Lord nie odrywał wzroku od swojego przeciwnika. Jednak nieco poluzował uścisk. Nagle na twarz Gray'a wypłynął uśmiech i chłopak podniósł głowę. Sombra niepewnie podążył za jego wzrokiem. W ich kierunku pędziły lodowe sople. Mężczyzna puścił strażnika i chciał odskoczyć, ale szybko zauważył, że jego nogi pokrył lód.
- Ty-
Ciemnowłosy odskoczył zanim pociski trafiły w cel. Poderwał się kurz, gdy lód zetknął się  z ciałem Sombry. Gray zerwał się z ziemi i przyjął postawę gotową do dalszej walki.
To niemożliwe, aby ktokolwiek przeżył, będąc podziurawionym jak ser - przeszło mu przez myśl. - Wygrałem. Sombra nie żyje.
Powoli opuścił miecz. Czuł jak jego ręce i głowa pulsują bólem. Dyszał ciężko. Każda, nawet najdrobniejsza rana płonęła.
- Twoje sztuczki nie wystarczą, żeby mnie pokonać, chłopcze - skwitował wojownik.
Wtem wokół kostki Gray'a owinęła się cienista macka, która zwaliła go z nóg i po chwili uderzyła nim z całą siłą o ziemię.  Strażnik lodu poczuł jak jego kości dzwonią. W ustach odezwał się smak krwii. Prawdopodobnie przegryzł sobie język. Zakaszlał w tym samym momencie, w którym macka ponownie go uniosła i z impetem kolejny raz wbiła w ziemię. Ciemnowłosy starał się podnieść, ale jego nogi były jak z waty.
Przed sobą zobaczył Lorda Sombrę. Na jego pelerynie widniały kryształki lodu i dziury.
- Refleks zawiódł, co? I tak cię trafiłem - zaśmiał się kwaśno Gray.
Mężczyzna przyklęknął nad nim i wbił mu ostry nagolenniki w bok. Chłopak skrzywił się z bólu.
- Teraz mnie nie zawiedzie - rzekł, unosząc czarny miecz nad głowę. - Twój poprzednik też myślał, że może wygrać. Ale go zabiłem. A zaraz potem jego gorącego kolegę.
Gray uniósł brew. Może i znajdywał się w nieciekawym położeniu, ale i tak zabrzmiało to dziwnie.
- Żegnaj, lodowy strażniku.
Nagle Sombra zesztywniał i otworzył szerzej oczy z niedowierzaniem, patrząc na twarz swojej dotychczasowej ofiary. Potem podniósł głowę i nagle jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Po plecach spływała mu krew, mieszająca się z potem. Gray wbił głębiej miecz, który przeszedł na wylot i pojawił się u dołu kręgosłupa Lorda.
- Tym razem ja mam swojego gorącego kolegę obok - rzucił strażnik lodu, ciesząc się z każdej kropli krwii, która wypływała z ust brata Styks.
Natsu jedynie skinął, nie mogąc zdobyć się na uśmiech. Wyciągnął ostrze z gardła Sombry, po czym podpalił je i bez chwili zawahania odciął mężczyźnie głowę. Gray skopnął z siebie ciało i podniósł się na łokciach. Do jego nozdrzy dopadł smród krwi, palonego ciała i ziemi. Mag ognia pomógł wstać przyjacielowi.
- Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie zginąłeś - rzekł Gray, ciesząc się chwilą przerwy od walki.
Zauważył brązowego gryfa przy boku Natsu i zmarszczył posępnie brwi. Mag ognia pochwycił jego spojrzenie i momentalnie spuścił głowę. Jednak nie powiedział nic więcej.
- Dalej, śnieżynko, mamy robotę do zrobienia - odezwał się w końcu. - Wciąż są tutaj cienie i katapulty. Sam nie dam rady tego wszystkiego się pozbyć.
Gray kiwnął głową. Mimo ran pozwolił sobie na delikatny uśmiech.
- Będę tuż za tobą.


Brillo zrobiła obrót i zionęła. Biały ogień pokrył grzbiet Tristezy, jednak jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Styks ugasiła go za pomocą cienia. Lumiency uniknęła ataku złej królowej i posłała w jej stronę szept gwiazd. Cały czas kątem oka zerkała na to jak radzi sobie jej armia. Zginęło już tak wielu.
I zginie jeszcze więcej jeśli nie uda ci się jej pokonać - warknęła w duchu.
W brązowych oczach dziewczyny błyszczała determinacja.
- Zbliż się do niej Brillo - zawołała Lucy.
Smok posłusznie ruszył w stronę siostry, przygotowując do ataku ostre zęby. Gdy zatopiła je w szyi Tristezy, księżniczka przeskoczyła na wrogiego smoka. Musiała działać. Wspięła się po twardej łusce i odnajdując równowagę pobiegła w stronę Styks. Kobieta pomagała swojemu smokowi, obwiązując skrzydła białego smoka lepkim cieniem.
- Styks! - zagrzmiała Tristeza, czując na sobie buty Lucy.
Jednak było za późno. Dziewczyna rzuciła się na złą królową. Styks, tracąc oparcie  bezradnie wyciągnęła ręce do przodu. Chwyciła się włosów Lucy, zwalając ją na kolana.
- Puszczaj mnie! - krzyknęła blondynka.
Jednak zła królowa zaczęła powoli się na nich wspinać. Księżniczka warknęła i wzięła zamach swoją włócznią, przecinając włosy. Zdumiona Styks straciła ostatnią deskę ratunku i zaczęła spadać. W jednej chwili Tristeza wyszarpała się Brillo, raniąc swoją szyję i poszybowała w dół.
Z Lucy na grzbiecie.
Biały smok ruszył w ślad za nią.
Kilkanaście metrów nad ziemią, Tristezie udało się ocalić swojego jeźdźca. Lucy od razu zjechała z ogona wrogiego smoka i biegiem rzuciła się w stronę swojej sojuszniczki. Korzystając z chwili, związała krótkie kosmyki rzemykiem. Odezwały się także rany. Styks wyszła przed swojego smoka i nagle padła na kolana. Zaniosła się płaczem. Łzy toczyły się po jej twarzy niczym potok. Wrzasnęła i objęła się ramionami.
- Co się stało? - spytała Lumiency.
- Zabili Sombrę - odpowiedziała Brillo. - Jej brata.
Lucy kiwnęła głową. Nawet nie pytała skąd one to wiedzą. A więc to po ich stronie leżała przewaga.
Nagle Styks podniosła się i owiała przeciwniczki jadowitym spojrzeniem. Chwyciła cztery klejnoty, zdobiące jej pierś i oderwała je.
- Sombra nie zasłużył sobie na taki koniec - warknęła przez łzy. - Ale nie martw się bracie. Pomszczę cię.
Rzuciła kryształy w górę i zanim Brillo zdążyła cokolwiek zrobić, Tristeza podpaliła je.
- Śmierć mojego brata nie pójdzie na marne! Lumiency, gdy tylko z tobą skończę będziesz mnie
b ł a g a ć  o śmierć! Zawsze byłaś uparta, ale to było zabawne. Dzisiaj stanowczo już za bardzo mnie DENERWUJESZ.
Kryształy pękły i z ich środka wyłoniły się cztery stwory.
- C-Co? - szepnęła Lucy.
Slippterus, Wexus, Takeru i Vulcanus.
Ale czarni, czarni jak smoła, nie mający swojego blasku. Niemal przezroczyści.
- To cienie - zagrzmiała Brillo. - Przyjaciółko...!
Wtedy Slippterus zasyczał i wystrzelił do przodu jak struna. Biały smok został odrzucony do tyłu.
- Nie! - krzyknęła Lucy.
- Wasza trójka - warknęła Styks. - Nie oszczędzajcie nikogo. Wszyscy mają zginąć. I jeszcze...
Uśmiechnęła się szeroko, patrząc w przerażone oczy blondynki.
- PRZYNIEŚCIE MI GŁOWY ZABÓJCÓW MOJEGO BRATA!
Z tymi słowami trzy potwory ruszyły w stronę pola bitwy. Lumiency zacisnęła pięść na włóczni. Styks odwróciła się tyłem do Lucy i wspięła się na Tristezę. Nieoczekiwanie wokół nóg blondynki owinęły się cieniste macki, a następnie poderwały ją w górę. Dziewczyna grzmotnęła twarzą o ziemię i jęknęła. Jednak szybko zrozumiała, że się unosi. Nie mogła użyć broni. Jej ręce jak i nogi były skrępowane.
- Tobą zajmę się później - warknęła.
Następnie wzięła spory zamach i rzuciła Lucy o pobliskie wzgórza.
- Tristezo. Poszukaj ciała Sombry - szepnęła Styks.

Lucy widziała tylko jak czarny smok podrywa się do lotu, a zaraz potem nastała ciemność. Przypomniała sobie wizję, którą zobaczyła przed obudzeniem Sombry. Czy coś się zmieniło? Tam też uderzyła o góry i zginęła. Tylko tam razem z nią była Brillo. Teraz była sama.
Chciała się obudzić, ale powieki były zbyt ciężkie.
Musisz przyzwać strażników klejnotów Lucy.
Lumiencę otoczyło zimno, a po chwili odezwał się ból. Odrętwienie i cierpienie zmęczonych i poranionych rąk i nóg, to pierwsze co poczuła. Zaraz potem udało jej się unieść powieki. Niebo było czerwone. Bitwa trwała już prawie cały dzień. 
Blondynka podniosła się z trudem i omiotła okolicę spojrzeniem. Styks jak i trzy potwory wprowadziły chaos na polu bitwy. Elfy szukały Lumiency i Brillo. 
- O nie - szepnęła. - O nie, nie, nie!
Zmuszając się do biegu, zjechała z górki i stanęła jak wryta. Musiała prosić o pomoc strażników. Bez nich się nie uda. 
Spojrzała na klejnoty i próbowała je wyciągnąć. 
- Nie chcą wyjść - jęknęła płaczliwie. - Co robić, jak mam ich przyzwać? 
Brillo walczyła z cieniem Slippterusa. Wąż nie ranił jej, ale smok musiał marnować na tę bezsensowną potyczkę cenną energię. 
Lumiency czuła się bezsilna. 
Jej wojsko było dziesiątkowane przez armię Styks i potwory, a ona nie potrafiła porozumieć się ze strażnikami. Padła na kolana, czując, że rana na łydce promienieje coraz to większym bólem. 
Lucy, moje dziecię, nie płacz.
Księżniczka podniosła wzrok i ostatnia porcja łez spłynęła po brudnych i poranionych policzkach.  Tuż przed nią stała istota, która już wiele razy jej pomagała.
- Jednorożec - szepnęła. 
Magiczne stworzenie podeszło do niej bliżej i przejechało rogiem po skaleczeniach na dłoniach, a te natychmiast zniknęły. Po uleczeniu rany na łydce, samica podeszła do klejnotów na włóczni. Przyłożyła do nich róg i broń zalśniła. Cztery kamienie uniosły się i pojawiły się na nich znaki strażników. 
- Przyjaciele - rzekł jednorożec. - Użyczcie nam swej siły. 
Już po chwili każdy z kryształów leciał w inną stronę. 
Swoich cieni. 
Takeru zaryczał, gdy stanął przed cieniem Vulcanusa.
- Nawet jeśli jesteś jego nędzną podróbką to i tak będę się cieszyć z twojej przegranej - oświadczył żółw.
Wexus pojawiła się przed cieniem Slippterusa, wbijając szpony w jego ciało i odrywając od Brillo. 
- Smoki są przyjaciółmi Królowej Przestworzy - zawołała donośnie. 
Slippterus zaatakował cień Takeru, plącząc mu nogi własnym ciałem. 
- Może i jestem ślepy, ale wciąż czuję twój smród cieniu - zasyczał jadowicie.
Vulcanus pochwycił ogon cienia Wexus i ściągnął ją na ziemię.
-  Długo czekałem na dzień, w którym znowu będę mógł zawalczyć w obronie jeźdźca - zaryczał ognisty potwór. 
Lucy miała ochotę płakać ze szczęścia. Wsiadła na grzbiet jednorożca i pognała w stronę Brillo. Jednak przed smokiem magiczna istota przyspieszyła jeszcze bardziej. 
- H-Hej! - zdumiła się Lumiency. 
Ale jednorożec nie słuchał. Zanim wniknął w ciało Brillo, ta porwała Lucy w zęby i zarzuciła sobie na grzbiet. 
- Co? - jęknęła. 
- Nie przejmuj się tym, przyjaciółko. Mamy wojnę do wygrania - mówiąc to, wzbiła się w powietrze i poleciała w stronę Tristezy. 
Czarny smok kołował nad polem bitwy. Styks była tak zajęta, że nie zauważyła nawet jak jej cieniste potwory zostały zatrzymane. 
- Brillo ja... znam zaklęcie - wyznała Lucy. - Dobrze wiesz, że bez niego to się nie skończy.
Smok milczał, w końcu wzbił się jeszcze wyżej i powoli leciał w stronę swojej siostry. 
- Posłuchaj Lumiency. Jesteś biologicznie połączona z twoją mocą. To cię zabije. Zginiesz - zakomunikowała z bólem w głosie. - Ta wojna może trwać dopóki nie zginie Tristeza lub ja. Jednak wtedy zakłócilibyśmy harmonię. Skłamałabym, gdybym ci powiedziała, że chcę ją zabić. To Styks zatruła jej serce. Tylko ty możesz ocalić moją siostrę i położyć kres temu wszystkiemu. Ale nie mam zamiaru cię o to prosić. Jesteś moim jeźdźcem, dlatego pragnę, abyś ty właśnie przeżyła. 
Lumiency kiwnęła głową na znak, iż rozumie Brillo. Nie mogła jednak zmienić zdania.
- Wiesz, po tym ile razy używałam już mojej magii, mógłby mi zostać nawet tydzień życia - zażartowała.
Jej żart jednak spotkał się z ciszą.
- Co mam zrobić, aby to zadziałało? - spytała. 
Biały smok wahał się. 
- Musisz wypowiedzieć je, mając na rękach krew Styks - odparła. - Jeśli chcesz to naprawdę zrobić... To teraz. Zła Królowa jest pogrążona w smutku po śmierci brata. Nie myśli racjonalnie. Kiedy ci powiem, skacz.
Lucy wstałą i zbliżyła się do rogu smoka. Uderzył w nią strach, ale wtedy nagle przypomniała sobie twarz Natsu. Jeśli teraz zginie, nigdy nie powie mu, że go kocha. Te słowa będą niewypowiedziane.
Zacisnęła wargi. A Juvia, Wendy? Były z nią odkąd pamiętała. Tak jak Macarov... Oh, dziadku. Mam nadzieję, że to pomoże. Chcę byście żyli.
- Skacz.
Bez wahania wykonała polecenie i skoczyła. Brillo odbiła ją ogonem. Lucy wyciągnęła przed siebie włócznię i zamknęła oczy.
Spadanie było dużo szybsze od wzbijania się.
Styks była zaślepiona szukaniem ciała brata. Zobaczyła księżniczkę Magnolii dopiero, gdy ta spadła na nią z nieba i wbiła ostrze w jej brzuch.
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież... - zaczęła recytować. - Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie, pozwól im siebie poznać, poprzez mnie... O Tetrabibliosie... 
 Styks zachłysnęła się krwią i padła na kolana, a wraz z nią Lucy. Z oczu Złej Królowej biła głęboka złość i smutek. Lumiency jednak nie przestawała. Musiała uratować Tristezę. Czarny smok zaryczał głośno i nagle padł na ziemię, tak jakby skrzydła odmówiły mu posłuszeństwa. Czerwona posoka spływała po palcach księżniczki, gdy ta kontynuowała. 
- Jam ta, która gwiazdami włada... Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę. Niech 88 znaków... Zabłyśnie - zakończyła i zacisnęła wargi, zanim wypowiedziała ostatnie słowo. 
Ze Styks powoli uchodziło życie i chociaż Lucy przerwała na zaledwie kilka sekund, zauważyła jak wielki ból targał kobietą. 
Pora to zakończyć - pomyślała. 
- URANOMETRIA!

 Natsu pierwszy raz widział coś tak pięknego i jednocześnie zabójczego. Nagle z nieba spadł grad gwiazd. I nikt nie wiedział czyja to sprawka, dopóki nie zobaczyli białego smoka nad ich głowami. W jednej chwili obie armie się zatrzymały. Tristeza upadła. Gwiazdy uderzyły w smoka, a następnie zniszczyły wszystkie cienie. Światło było tak oślepiające, że na chwilę mag ognia musiał zasłonić oczy. Jednak, gdy blask opadł nastała cisza. Dym, który dotychczas unosił się z Tristezy zniknął. Sam smok z przejmującej czerni, stał się dumnym grafitem. Brillo zaryczała nad nimi i zionęła białym ogniem.
- Tak kończy się ta wojna. Wraz z śmiercią złego jeźdźca i jej brata - oświadczyła. - Na ziemie Fiore powracają harmonia i równowaga.
Gray, stojący obok Natsu uderzył przyjaciela w ramię i uśmiechnął się szeroko. 
- Uratowaliśmy świat, jak się z tym czujesz? - zaśmiał się.
- To ona go uratowała, Gray - odparł Natsu, patrząc jak Lucy staje na głowie Tristezy i unosi włócznię. 
- Przywitajmy wolność! - krzyknęła, unosząc broń. 
Cztery potwory kolejno ryknęły w aprobacie, a wraz z nimi tłum. Nie tylko elfów, ale i żołnierzy martwej królowej. 
Natsu zerwał się do biegu. Kątem oka dostrzegł Arianę i Erzę, które o czymś żywo dyskutowały. Usłyszał jedynie kilka słów związanych z niewinnymi ofiarami wojny, zanim zniknęły z jego pola widzenia. W pewnej chwili obok niego przebiegły Levy z Wendy, z łzami w oczach. Elfy stanęły jak na baczność z tajemniczymi uśmiechami wymalowanymi na twarzy. Nawet Gurin i Shiro pojawili się gdzieś z boku. 
- Lucy! Lucy! - wołał Natsu. 
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i obdarzyła go ciepłym uśmiechem. Chciała zejść z łba Tristezy, ale nagle nogi się pod nią ugięły i spadła na ziemię. Armie wstrzymały oddech. Strażnik ognia dopadł do ciała dziewczyny i chwycił ją w ramiona. 
- Udało ci się. Naprawdę... Boże, dziewczyno, zrobiłaś to - zawołał z radością i niepokojem. - Musisz być bardzo, bardzo zmęczona. Odpocznij, ja, ja... zabiorę cię do obozu. Potem porozmawiamy.
- N-Nie, Natsu. Musimy... porozmawiać... teraz - jęknęła. 
- Lumiency, aby pokonać Styks i uratować harmonię użyła uranometrii - szepnęła łagodnie Brillo. 
- Co to znaczy? Te gwiazdy, to była ona, prawda? - Natsu poczuł, że zaczyna drżeć. 
- Te gwiazdy, które oczyściły Tristezę były magią, która ma swoje konsekwencje - odparła smoczyca.  - W zamian za pomoc... korzystały z jej życia. Lumiency zostało kilka minut, nie więcej - dodała. 
Natsu poczuł jak niewidzialny sznur oplątuje mu gardło. Spojrzał na bladą, wycieńczoną i pokrytą siniakami twarz dziewczyny. Dolna warga zaczęła mu drgać. Pokręcił przecząco głową, nie potrafiąc przyjąć do siebie tej wiadomości.
- Lucy...
Uśmiechnęła się bolesnym uśmiechem i wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego policzka. Mag ognia nawet nie zauważył jak wokół nich zaczęli gromadzić się kolejni przyjaciele. Macarov, Laxus stali tuż obok Mirajane i Gurina. Erza i Gray stali z drugiej strony. Po chwili dołączyli do nich także Shiro i Fritz. 
- Natsu... proszę - wyszeptała i spojrzała znacząco na swoją włócznię. - Nie chcę... tak umrzeć - zaczęła się dławić krwią.  
Chłopak chwycił jej broń i włożył ją do drugiej ręki księżniczki. Ona jednak ostatkiem sił pokręciła głową i oddała mu włócznię, po czym nakierowała ją niezdarnie na swój bok.
- Proszę... dobij mnie - szepnęła z łzami w oczach. 
- Nie, ja nie... Nie zrobię tego, Lucy! - warknął przez łzy. 
Wtedy ona jedną dłonią ujęła jego szczękę i z tęsknotą wbiła się w jego usta. Natsu nie czekał długo i oddał pocałunek z mieszaniną miłości i smutku. Czuł krew. Jej wargi smakowały potem i krwią. Nagle poczuł, że Lucy rusza drugą ręką i nim strażnik ognia zdążył ją powstrzymać ona dźgnęła siebie włócznią. Zacisnęła pokrwawione palce na dłoni Natsu, pilnując, aby ten nie wyciągnął ostrza. Chłopak załkał i oderwał się od jej twarz, ale ta zmusiła go do powrotu, odnajdując jego wargi. Łzy przysłoniły mu widok. Znowu się wyrwał i przyłożył czoło do jej czoła. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek. 
- Kocham cię, Natsu - wyznanie spłynęło z jej ust, po czym nabrała ostatni wdech i zamknęła oczy.
Jej pierś opuściło ostatnie tchnienie. 
Mag ognia miał wrażenie, że ktoś mu wyrwał serce. Bezwładna głowa dziewczyny opadła na jego ramię. Chłopak podniósł wzrok na zebranych. Zdjął rękę z włóczni, która ostatecznie ją zabiła. 
- Zabiłem ją - wyszeptał. - Dlaczego... to... nie.
Erza chciała do niego podejść, ale zatrzymała ją ręka Gray'a. Spuścił głowę i nie odezwał się. Rycerz zasłoniła usta dłonią i zamknęła oczy. Elfy, Magnolijczycy i Miajane nawet nie ukrywali łez. 
Brillo podeszła do siostry i trąciła jej pysk nosem. Tristeza obudziła się po chwili i spojrzała na białego smoka złotymi oczami. 
- Siostro, ja... - Skuliła się i odwróciła łeb. - Przepraszam. 
Brillo otuliła ją skrzydłem. 
- Nie kłóćmy się więcej - rzekła łagodnym głosem, próbując ukryć smutek. 
Tristeza była w stanie jedynie spuścić łeb i ukryć głowę przy boku siostry.
- Ta wojna od początku nie miała rozstrzygnąć, która z nas ma rację - powiedziała cicho biała smoczyca. - Ale która z nas ma odejść. A teraz jesteśmy znowu razem, same.  
Uniosła łeb ku górze, przyglądając się zachodzącemu słońcu.
Jutrzejszy poranek wszyscy przywitają bez kajdan na rękach, jako wolne istoty.

___________________________________________________________________________________


Tak kończy się ta historia.
 Pozostał nam jeszcze epilog. 
Rozdział ma w sumie 3321 słów i zastanawiałam się, czy nie podzielić go na dwa, ale finalnie stwierdziłam, że na finał może być taki długi. 
Jak wam się podoba koniec? Spodziewaliście się tego? 
Dajcie znać w komentarzu, a ja tymczasem się z wami żegnam i do zobaczenia w epilogu!

piątek, 10 sierpnia 2018

Rozdział 40 - Chaos

 Rozdział 40


Gajeel wiedział, że nie powinien rozpraszać się przybyciem gryfów. Jednak nie mógł się powstrzymać od przystanęcia na kilka sekund i podziwiania burzy pazurów oraz piór. Fritz krzyknął, przywołując go do porządku. Ta walka wciąż nie była wygrana. Może i latający sprzymierzeńcy wyrównali nieco szanse i zaskoczyli Styks, ale cienie, rhinony i żołnierze wciąż atakowali.
- Uwaga!
Jeden z cieni przemknął nad mężczyzną, prawie skręcając mu kark i odrywając głowę. Gajeel natychmiast się odwrócił i nie wahając się ani sekundy przebił istotę mieczem. Dogonił go Fritz i zgromił go spojrzeniem inteligentnych oczu.
- Bądź bardziej ostrożny. Nic tak nie cieszy wrogów jak śmierć dowódcy przeciwnika - oświadczył.
Prawda była taka, że Gajeel ledwo słyszał jego słowa przez panujący zgiełk. Przytaknął jednak i wymieniając skinienia z generałem ruszył w chaos walki. Od samego początku starał się trzymać obrzeży, ale wygląda na to, że to w środku był dużo bardziej potrzebny. Elfi łucznicy bombardowali wrogie wojska gradem strzał, a gryfy niszczyły kolejne katapulty, torując elfom drogę. Natsu podpalał drewniane konstrukcje i dym uciekał w górę.
To jakiś obłęd - pomyślał żelazny wojownik.
Żołnierze Styks uciekali w popłochu, ale ich fala i tak się nie zmieniejszała. Wręcz odwrotnie.
Zabijając kolejnych wojowników Gajeel czuł jak jego dłonie coraz bardziej ociekają krwią. Nie chciał tego czuć. Strzały latały nad jego głową, a obok ginęli sprzymierzeńcy i wrogowie. Zbroja generała była ubrudzona czerwoną posoką. Pod rękawicami zaczęły robić mu się odciski od ściskania miecza. To nie pierwszy raz kiedy uczestniczył w wojnie. W imię Styks zdobywał kolejne miasta. Mordował i zniewalał kolejnych ludzi.
I teraz robi to samo, ale w imię Lucy.
Miał już dosyć bycia jedynie pionkiem w tym wszystkim. Jeśli wygrają, jeśli uda im się pokonać złą królową i zakończyć to wszystko... ucieknie. Odejdzie daleko stąd. I zabierze ze sobą Levy.
Myśl o dziewczynie jednocześnie dodała mu odwagi jak i przyprawiła go o blady strach. Biegała gdzieś tutaj i pomagała rannym. Powienien wierzyć w to, że da sobie radę. W końcu jest z nią Wendy i Mirajane. Nie mógł tracić energii na zmartwienia.
Zamachnął się i rozciął kolejny cień od pasa w górę.
Wtem nagle stracił dech. Coś skoczyło na jego głowę i otoczyło go. Wypuścił miecz z ręki i próbował złapać oprawcę. Nie potrafił tego chwycić. Obraz przed oczami mu pociemniał. Od razu domyślił się, że wpadł w pułapkę. Istota cienia tylko czekała, aż nie będzie pilnował pleców.
Miecz... gdzie miecz? - jęknął w duchu.
Tylko żelazo mogło zabić cień.
Jednak nagle odetchnął. Istota zaczęła się rozpływać. Gajeel nie mógł się ruszyć. Zmusił się by spojrzeć w dół. Z jego piersi wystawało czarne ostrze, z którego powoli skapywała krew.
Jego krew.
W jednej chwili zakrztusił się i stracił czucie w ciele. Drżąc, odwrócił się jak na szpilkach i otworzył szerzej oczy, widząc postać przed sobą.
- Nikt cię nie nauczył co spotyka tych, którzy zdradzają własne królestwo? - Lord Sombra wbił miecz głębiej, na co Gajeel wydał zduszony skowyt.
Po chwili wyjął broń z wiotkiego ciała byłego generała i strzepnął z ostrza jego krew. Z cichą przyjemnością patrzył jak żelazny wojownik spada z konia i uderza o ziemię.
Sombra jeszcze przez moment napawał się widokiem ulatującego z Gajeel'a życia, po czym zawrócił swojego ogiera i zniknął w widzę walki, zostawiając za sobą rzekę krwii.

 

Natsu pilnował, aby żadna z linii bitwy nie upadła i nie pozwoliła wojskom Styks ich otoczyć. Elfy były sprawnymi wojownikami i udało im się przebić w jednym miejscu. Jednak Gajeel, który miał poprowadzić szturm gdzieś zniknął. Gdyby nie szybka reakcja Ariany, straciliby szansę. Rhinony taranowały wojowników elfki. Kilka gryfów zginęło pod nogami opasłych zwierząt.
Ukradkiem spojrzał w stronę smoków, które były złączone w okrutnym tańcu śmierci. Widział jak co rusz po niebie suną złociste pokłady magii, a także cieniste macki.
Nie mógł im pomóc.
Wiedział, że Lucy da sobie radę. Nie miała wyjścia.
Poklepał Happy'iego po boku i wskazał kolejną katapultę. Gryf od razu zrozumiał. Dał nura w powietrzu i pędził w stronę drewnianej konstrukcji. Natsu wyciągnął miecz, który szybko rozjarzył się blaskiem płomieni. Jednak zanim dotarli do swojego celu, Happy nagle obrócił się i stracił równowagę.
- Happy! - krzyknął mag ognia.
Gryf zapiszczał i po chwili uderzył jednym ze skrzydeł w wystającą skałę. Skowyt zwierzęcia przebił serce Natsu niczym strzała. Podniebna istota zaczęła spadać. Chłopak ze wszystkich sił starał się pomóc przyjacielowi, ale nie wiedział co robić. Po kilku sekundach uderzyli w ziemię. Strażnik ognia pokoziołkował kilka metrów do przodu. Powoli podniósł się na łokciach, ale ból, który promieniował od kości lewego przedramienia zwalił go z powrotem na ziemię.
Złamana - warknął w myślach.
Przed oczami nagle wylądowało mu niebieskie pióro i mag ognia od razu przypomniał sobie co się stało. Uważając na ranną rękę wstał i podbiegł do leżącego ciała gryfa. Nie ruszał się. Natsu padł na kolana i rozbieganym wzrokiem lustrował zbroję zwierzęcia. Z boku wystawała strzała. Mag ognia, siląc się na delikatność wyciągnął ją i odrzucił z nienawiścią.
- Happy, o matko, Happy - jęknął, chwytając jego pysk.
Skrzydło, które uderzyło o skałę krwawiło, gdzieniegdzie obdarte aż do kości. Strażnik ognia poczuł jak łzy cisną mu się do oczu. Otarł je zdenerwowanym ruchem ręki. Kciukami zaczął głaskać pióra przy dziobie Happy'iego. Czuł, że zwierzę powoli oddycha. Jego czarne jak węgielki oczy były zamknięte. Natsu przycisnął rozgrzane czoło do łba gryfa i zacisnął wargi. Po chwili z płuc Happy'iego uciekło ostatnie tchnienie.
Chłopak zdał sobie sprawę, że trzyma już tylko zwłoki swojego przyjaciela. Tym razem już się nie powstrzymywał.
Załkał.


Gray nie potrzebował konia. Sunął na stworzonym przez siebie lodzie i korzystał z tego, że żołnierze Styks nie potrafili go dosięgnąć. Tworzył lodowe sople, które wbijały się z trzaskiem w wrogie ciała. Gdyby nie ponura prawda, że odbiera życie innym, mógłby nawet to polubić. Wiedział też, że gdy zacznie się nad tym rozwodzić to może się zacząć wahać i stracić przez to życie.
A tego nie mógł zrobić.
Zawiódłby wtedy Lucy, zawiódłby Natsu i zawiódłby Juvię.
Oh, Juvio. Dobrze, że tego nie widzisz - rzekł w duchu.
Walczył i zabijał w słusznej sprawie - dla bezpiecznego jutra. A to była ofiara, którą musiał poświęcić, aby to osiągnąć.
Stworzył kolejną lodową zjeżdżalnię i skoczył. Kilka ostrych odłamków lodu utkwiło w ciele nieopodal biegnącej rhinnony. Zwierzę zatrzymało się i po chwili upadło, odsłaniając ukrytą za nią postać. Gray rozpędził się na lodzie i stworzył pętlę nad cieniem, odcinając mu głowę. Nagle coś skoczyło na niego z tyłu.
Cień?! Pułapka! - krzyknął w myślach.
Zabrał mu oddech i świat stał się mętny. Ale Gray, zachowując zimną krew sięgnął po sztylet Juvii schowany za jego pasem i wbił w ciało przeciwnika. W tej samej chwili, gdy cień się rozpłynął poczuł za sobą czyiś ruch i natychmiast się odwrócił. Jadowity uśmiech wpełzł na usta Gray'a, widząc swojego nowego przeciwnika.
- Jak widać jesteś nieco sprytniejszy od innych - oznajmił Sombra, ukradkiem zerkając w stronę, z której przyszedł. - Trzeba będzie wymyślić nową sztuczkę.
- Jak z tobą skończę to nie będziesz miał czym myśleć - zaśmiał się chłodno mag lodu, wyciągając miecz.
Lord zmierzył broń poważnym spojrzeniem i podniósł głowę, odnajdując oczy Gray'a.
- Strażnik lodu, interesująco - mruknął. - Zawsze był z wami problem. I zawsze musiałem wam pokazywać, że to ja tu rządzę.
Ostatnie słowa krzyknął zanim zamachnął się mieczem. Ale Gray był przygotowany. Odparł atak Sombry i obdarzył go wyzywającym uśmiechem.
Od dawna czekał na dzień kiedy będzie mógł odrąbać mu głowę.

____________________________
Oto i rozdział 40!
Wojna ma wiele ofiar i nawet Fairy Tail nie może tego zmienić.
A najgorsze jest to, że to jeszcze nie koniec walki.

Korzystając z okazji:
Wcześniej zapomniałam dodać tutaj linku, a wywiad ma już prawie rok (No nieźle, Coco)
Ale gdyby ktoś był ciekawy autorek jak i bloga:

 
Widzimy się w rozdziale 41!



Szablon wykonała Domi L