piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 1 - Miasto opływające w złoto i miód.

Rozdział 1




 Natsu nadal był nieprzytomny.  Jego bezwładne ciało było teraz podtrzymywane przez Gray'a. Chłopak ciężko dyszał, a po czole spływały mu kropelki potu.
- Ile on waży?! - szepnął i wypuścił powietrze z płuc, po czym ponownie nabrał sporą jego porcję.
 Od kilkunastu minut byli w drodze do domu dziewczyny. Lucy co kilka sekund patrzyła ze zmartwieniem na Gray'a i Natsu.
- Zaraz będziemy! - uśmiechnuśm się delikatnie.
- Uff... - sapnął chłopak.
Po wyjściu z jednego korytarza jaskini przed nimi pojawił się wodospad. Woda, która w nim płynęła mieniła się różnymi kolorami od tych podstawowych po te najbardziej magiczne. W powietrzu dało się wyczuć zapach sosen i świerków co niezmiernie zdziwiło czarnowłosego. Mimowolnie na twarzy Gray'a pojawił się cień uśmiechu.
- Pięknie - szepnął.
Dotychczas nie widział jeszcze tak pięknej wody. Ta tutaj całkowicie różniła się od tej, do której przywykł. Jeśli Natsu z tego wyjdzie, Gray będzie musiał mu podziękować. Czuł, że to właśnie tak wygląda wolność.
W więzieniu z powodu pochodzenia wody ludzie najczęściej chorowali, a potem w krótkim odstępie czasu - umierali.
- Jest trująca? - Zwrócił się do blondynki, która już od jakiegoś czasu przypatrywała mu się.
- Nie - odparła nerwowo gdy chłopak się zarumienił.
- Czy mogę...?
Dziewczyna skinęła głową. Gray ostrożnie podał Natsu Lucy i podszedł do czystej wody. Zanurzył w niej pokrwawione i zmęczone ręce, po czym podniósł je i z lubością przełknął ciecz. Po chwili znowu ponownie zamoczył ręce w lodowatej wodzie i oblał nią sobie włosy, śmiejąc się przy tym. Stojąca za nim blondynka ze smutkiem w oczach przyglądała się tej scenie. Czuła, że ci dwaj nie mieli łatwego życia i obawiała się, że mogło być jeszcze gorzej niż przypuszczała.
- Lucy? - Przed oczami świsnęła jej ręka Gray'a.
Otrząsnęła się z zamyślenia i spojrzała pytająco na stojącego przed nią chłopaka. W odpowiedzi pokręcił delikatnie głową i zabrał Natsu z ramion dziewczyny.
- Chodź, w tę stronę - oznajmiła.
Przeszli obok wodospadu i po chwili znaleźli się przed murowaną ścianą. Ciemnowłosy niepewnie spojrzał na blondynkę. Uśmiechnęła się, widząc jego minę i podeszła do cegieł, a następnie popchnęła kawałek. Powstała niewielka wyrwa, przez którą udało im się przejść. Gray otarł kurz z oczu i podniósł głowę. Niemal zachłysnął się powietrzem. Żywa trawa, żywe kwiaty, żywe drzewa. Wiatr uderzył w jego twarz i chłopak odetchnął.
- Musimy się pospieszyć, Gray - zaniepokoiła się.
Chłopak natychmiast poprawił sobie przyjaciela na ramieniu i czym prędzej ruszył za dziewczyną. Pędziła w stronę najokazalszej budowli w całym mieście. Zamku. Lucy otworzyła bramę i ponagliła towarzysza ręką.
- Szybko, to już niedaleko! - zawołała.
Wpadli na jakiś korytarz. Uciekinier niemal przewrócił się na wypolerowanej podłodze.
- Na miłość boską, Lucy! - zawołał niewielki starzec.
- Nie teraz dziadku. Zawołaj Porlyusicę! - krzyknęła. - Teraz!
Kilka osób ściągnęło rannego z ramion Gray'a i zabrało go do jednego z pokoi. Zanim starsza kobieta wciągnęła Lucy do pomieszczenia i zamknęła za nią drzwi, ta uśmiechnęła się pokrzepiająco w stronę chłopaka.




Gray niepokoił się coraz bardziej. Stukał nogą o drewnianą podłogę komnaty. Podczas czekania sprawdził ją już pięć razy. Póki co mógł wysnuć kilka wniosków. Dziewczyna, która im pomogła musiała pracować w tym zamku. Ponad to, właśnie, znajdywali się w zamku, w jakiejś nieznanej krainie. Sytuacja wydawała się być opanowana. Przynajmniej względnie mógł czuć się bezpieczny.
O ile w tym świecie może w ogóle coś takiego istnieć.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i weszła przez nie niebieskowłosa dziewczyna. Przez chwilę i ona i on lustrowali się podejrzliwym spojrzeniem, ale finalnie ona skapitulowała i spuściła wzrok.
- Księżniczka prosiła abym się panem zajęła. Jestem do pańskiej dyspozycji - skinęła lekko.
To nie był ukłon szacunku. Nie mogła być służącą. Musiała więc należeć do zaufanych ludzi tej całej księżniczki.
- Jak ci na imię? - spytał.
- Juvia Loxart, paniczu - przedstawiła się.
- Proszę, mów mi po prostu Gray. Nie jestem nikim ważnym - mruknął.
Dziewczyna zmierzyła go nieufnym spojrzeniem i ruszyła w stronę łazienki.
- Wręcz przeciwnie. Jesteś gościem honorowym księżniczki. - Wyciągnęła z komody dwa ręczniki i podała mu je. - Dlatego proszę się wykąpać i przebrać. Będę tutaj czekać, Gray.
Zanim jednak chłopak wszedł do łazienki zatrzymał się.
- Mam setkę pytań, a może i nawet więcej, ale odpowiedz mi chociaż na jedno.
Juvia przechyliła głowę i usiadła na łóżku. Założyła ręce na piersi i cierpliwie czekała.
- Co to za miejsce?
Od razu na jej twarz wpłynął uśmiech i założyła nogę na nogę. Wypięła dumnie pierś do przodu.
- Królestwo Magnolii.


Lucy

Odetchnęłam z ulgą, gdy na twarz chłopaka wracały kolory. Na szczęście zdążyliśmy. Jego życie nie było już zagrożone.
- Tam na górze musi być strasznie - szepnęłam i usiadłam na krześle obok łóżka.
Za każdym razem wymykałam się z zamku, chcąc odnaleźć stare przejście do Crocus. Wiedziałam, że Styks zajęła stolicę i zniewoliła pozostałe miasta. A teraz przed sobą mam żywy (na szczęście) przykład na życie tamtych ludzi.
Oni są martwi i zostały po nich jedynie skorupy.
Dłonią odgarnęłam kosmyk przydługich włosów z powiek chłopaka. Cicho westchnęłam i zmieniłam przesiąknięty krwią bandaż na jego ramieniu. Przez okno wpadły promienie światła całkowicie oświetlając jego twarz. Byłby przystojny, gdyby nie niezdrowo  blada skóra i wchudzone policzki. Odruchowo położyłam dłoń na jednym z nich i przejechałam palcami w dół, aż na klatkę piersiową, gdzie widniały liczne blizny zapewne po torturach.
- Przepraszam... - westchnęłam. - Powinnam już dawno coś zrobić.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Dopiero po chwili rozpoznałam Gray'a. Wykąpany i przebrane w czyste ubrania wyglądał o niebo lepiej niż przedtem. Skinęłam na stojącą za nim Juvię i pozwoliłam jej odejść.
- Przyszedłem sprawdzić jaki jest jego stan. - Chłopak powoli wszedł do pomieszczenia i stanął obok łóżka przyjaciela.
- Jest dobrze. Niedługo powinien się wybudzić. - Spojrzałam na Gray'a z poważnym wyrazem twarzy. - Jak się znaleźliście w tamtej jaskini? Kim jesteście?
Usiadł po drugiej stronie łóżka i podrapał się w tył głowy. Przez chwilę widziałam jak walczy sam ze sobą. W końcu westchnął i posłał mi słaby uśmiech.
- Uciekliśmy - odparł. - Jesteśmy uciekinierami. Zadowolona?
Podniosłam wyżej brodę. Chyba zinterpretował moje pytania jak atak na niego. Poprawiłam się na krześle i wstałam. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Czułam na sobie wzrok chłopaka.
- Ty... Zamierzasz nas...?
- Nie. Nie zamierzam was wydać, ani wyrzucić, Gray - odwróciłam się. - Czy naprawdę sądzisz, że Styks wiedząc o tym miejscu pozostawiłaby je tak samo żywym? Posłuchaj. Nie wiem jak jest na powierzchni. Nigdy nie widziałam tego na oczy, ale znam historię i podania ludzi. Nie jesteście pierwszymi, których znalazłam w jaskini, ale jesteście pierwszymi, którzy nie umarli przed dotarciem do tego miejsca.
Mina mojego towarzysza nieco złagodniała. Wbił spojrzenie w śpiącą twarz swojego przyjaciela i zacisnął pięści na swoich kolanach.
- Crocus to śmierć. Więzienia są pełne buntowników i niewinnych. Na polach pracują niewolnicy. Nasze rzeki są krwią. I wiesz dlaczego? Z kaprysu jednej kobiety - warknął. - Styks. Gdyby nie ten smok... Już milion razy byłaby martwa.
Zrozumiałam o co chodzi Grayowi. Informacja za informację. Nie pozostając mu długo dłużna zaczęłam mówić:
- Nie wiadomo skąd wziął się ten świat. Podobno smok Brillo wraz ze swoim jeźdźcem stworzyli go by uchronić ludzi od Tristezy i jej mrocznego jeźdźca.
- Kto to Brillo? - zdziwił się. - Tristeza to imię, którego raczej nie wypowiada się w więzieniu. Jeszcze by je usłyszała i kazano by kogoś posłać na stryczek.
- Mam opowiedzieć ci legendę o smoku światłości i smoku mroku, którzy prowadzą odwieczną wojnę? 
Kiwnął niemrawo głową.
Nagle w pokoju rozległ się kaszel. Natychmiast spojrzałam w stronę leżącego. Chłopak poruszył się i po chwili uniósł powieki. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam, że się wzdrygnęłam. W jego oczach nie było ani krztyny sympatii. Gray poderwał się z krzesła i uderzył różowowłosego w policzek.
- Ha!? - warknął.
- Masz szczęście, że żyjesz, idioto - syknął chłopak. - Przysięgam, że zabiłbym cię, gdybyś mnie teraz z tym wszystkim zostawił.

___________________


Tak oto kończy się pierwszy rozdział.
Mam nadzieję że się podobało. :)
Powolutku akcja będzie się rozkręcać.
Pozdrawiamy Coco-chan i Luna-chan !


P.S. Przepraszamy za wszystkie błędy ;)


Dziękujemy <3

/Poprawa/

czwartek, 18 grudnia 2014

Prolog

Prolog

Ucieczka



Uciekliśmy! 
Biegłem ile sił w nogach, nie zważając na kamienie kaleczące moje bose stopy. 
- Stójcie! 
Do naszych uszu dobiegł dźwięk łamanych gałęzi, pod ciężkimi butami więziennych strażników. Pościg trwał już prawie dziesięć minut. I mnie i Grayowi powoli zaczynało brakować tchu. Nie zamierzałem się poddać. Niecały kwadrans wolności to zbyt mało. Nasi przyjaciele nie poświęcili się, po to aby nas złapano. Zeskoczyłem z niewielkiego wzniesienia i skrzywiłem się, czując że coś wbiło mi się w stopę. Ponad to rana na boku boleśnie o sobie przypominała. 
Gray, chłopak, z którym dzieliłem celę przez ostatnie kilka lat, upadł tuż obok mnie. Zakaszlał i otarł pot z czoła, zanim zerwał się do dalszego biegu. Kroki żołnierzy były coraz głośniejsze. Zaklnąłem i ruszyłem w ślady swojego przyjaciela. Nagle mój wzrok natrafił na niewielką wyrwę w podłożu. 
- Gray tamtędy! - Chwyciłem go za rękę i pociągnąłem w lewo. 
Nogi domagały się odpoczynku. Potknąłem się o wystający, spróchniały korzeń drzewa. Chłopak szybko zareagował, chwytając mnie za dłoń i pomagając wstać. 
- Żyjesz, chłopie? - Spytał z lekką irytacją.
Kiwnąłem głową, hamując potrzebę uderzenia go. Gray natrafił spojrzeniem na dziurę, którą wcześniej zobaczyłem. Bez słowa popchnął mnie w tamtą stronę, a potem sam wślizgnął się do środka. 
Ukryliśmy się w cieniu, uważnie nasłuchując. Urywany oddech strażników i odgłos wleczonych nóg przeciął panującą ciszę. 
- Gdzie oni są? - Spytał jeden z nich.
- Królowa nas zabije, gdy się dowie, że nam uciekli - rzekł z przestrachem inny. 
Chwyciłem Gray'a pod ramię i powoli uciekaliśmy w głąb korytarza. Nagle ziemia się zatrzęsła. Wsparłem się na ścianie, aby nie upaść. Skrzywiłem się, czując jak ręce Gray'a zacisnęły się na moich ramionach. Trzęsienie nie ustępowało. Wtem kamienie stoczyły się z góry, zakrywając i blokując drogę do wejścia jaskini. 
Odetchnęliśmy. Na drżących nogach zrobiłem kilka kroków w stronę filara. Było ciemno. Niewielkie dziury w sklepieniu jaskini rzucały odrobinę światła. Moje serce dudniło mi w piersi. A rany na ciele pulsowały bólem. Mimo to czułem ulgę.
- Udało nam się - szepnąłem, z niemal wyczuwalnym wzruszeniem w głosie. 
Zjechałem po ścianie, ściskając ranny bok.
- Natsu, dobrze się czujesz? - Spytał Gray, opierając nogi na kolanach.
Nie miałem w sobie siły, aby mu odpowiedzieć. 
- Natsu? Cholera, czy oni cię...?
Zamilkł, widząc plamę krwii na kawałku materiału, który zakrywał moje ciało. Zaklnął siarczyście i dopadł do mnie, odrzucając moje ręce od rany. Rozerwał więzienną szmatę i zwężył oczy, próbując coś dostrzec przy ograniczonym świetle. 
Ból z  każdą minutą przybierał na sile. Czy to tak smakuje wolność? Krwią, potem i bólem? Nie tak sobie to wyobrażałem. Bez lekarza nie przeżyję. Zacisnąłem wargi.
- Gray, zostaw mnie. Uciekaj - jęknąłem.
Spojrzał na mnie z miną, jakby zobaczył ducha. Zmarszczył brwii i bez wahania uderzył mój policzek. 
- No, au! - warknąłem. 
- Przestań majaczyć, durniu - syknął. - Mieliśmy to zrobić razem, nie pamiętasz!? Po prostu... Zostań tu. Poszukam wody. Trzeba to przemyć. Nigdzie się stąd nie ruszaj, rozumiesz?
Po tych słowach zniknął w ciemności, zostawiając mnie samego.
- Jakbym mógł...





Gray starał się chociaż truchtać, ale w grocie było ciemno. Czasami mrok przenosiły tylko pojedyncze promienie światła. Powietrze było chłodne i wilgotne. Czuł, że lada chwila uda mu się znaleźć choć niewielkie źródełko wody.  Nagle na coś wpadł. Zatoczył się do tyłu i przystanął. To nie była ściana. Dobry Boże, to było coś miękkiego. Gray przywołał do siebie wszystkie modlitwy, które znał. Błagał, aby to nie był niedźwiedź, albo inne dzikie zwierzę. Kiedy zaczynał kolejną modlitwę, to w co uderzył kichnęło.

- H-Hej! Jesteś człowiekiem? - Nim zdążył przemyśleć swoje słowa, wyrwały mu się one z ust.
Postać rzuciła się do ucieczki, ale Grayowi w porę udało się ją chwycić i przytrzymać.
- Ah!
Damski głos.
To kobieta.
Gray poczuł, że robi mu się głupio.
- Przepraszam, proszę wysłuchaj mnie - zawołał.
Dziewczyna próbowała się wyszarpać, ale z marnym skutkiem.
- Zostaw mnie!
- Mój przyjaciel jest ranny. Proszę, błagam pomóż mu. - Głos Gray'a przesiąknięty był desperacją.
Być może to ona przekonała nieznajomą do tego, aby przestać się opierać.
- Nie mogę pozwolić, aby on umarł. - Gray docisnął dłoń dziewczyny do swojego czoła, wbijając wzrok w ziemię. - Proszę.
- W porządku.
Jej głos się uspokoił. Brzmiała łagodnie. Choć nadal wyczuwał w niej lekkie wahanie. Dziewczyna wstała i pozwoliła się poprowadzić przez kręte korytarze. Przez wpadające do jaskini promienie światła, Gray zdołał zobaczyć, że nieznajoma ma blond włosy. Po kilku minutach dotarli do nieprzytomnego Natsu. Głowa chłopaka bezwładnie powędrowała na ramię. Dziewczyna padła przed nim na kolana i obejrzała ranę. Po chwili zamyślenia, wyciągnęła coś z pomiędzy fałd sukienki i wylała to na bok chłopaka. Natsu jęknął. Brunet chwycił jej rękę z obawy o przyjaciela.
- Co ty...
- Trzeba go natychmiast zabrać do mojego domu - oświadczyła. - Nie mamy wiele czasu.
Gray usłyszał dźwięk rozrywanego materiału i dopiero po chwili uświadomił sobie, że nieznajoma podarła swoją sukienkę i zaczęła obwiązywać ranę jego przyjaciela.
- To niedaleko. Pomóż mi go podnieść.
Chłopak posłusznie zrobił to co kazała. Na początku nie potrafili znaleźć wspólnego rytmu, ale po chwili udało im się dopasować do siebie kroki.
- Jestem Gray - oznajmił w pewnym momencie Gray, poprawiając Natsu na ramieniu.
Dziewczyna, nie zatrzymując się odpowiedziała:
- Nazywam się Lucy.

___________


Oto i prolog ! 
Do następnego za tydzień ! ;)
Pozdrawiamy !

Rozdziały zostaną poprawione.

wtorek, 16 grudnia 2014

One-shot

Nastał kolejny zimowy poranek. Śnieg iskrzył się w promieniach wschodzącego słońca. Chłodny wiatr kołysał nagimi gałęziami drzew, strącając z nich biały puch. Czasem, gdy dobry obserwator miał szczęście i odrobinę cierpliwości mógł zobaczyć skaczące po drzewach rude wiewiórki. W jednym z wielu mieszkań przy głównej ulicy miasta obudziła się właśnie magini Gwiezdnych Duchów. Przetarła leniwie zaspane oczy i ziewając podniosła się do siadu.
- Kolejny smutny dzień  - westchnęła, gdy jej stopy spotkały się z zimną podłogą.
Zeszła z łóżka i skierowała się powolnym krokiem do łazienki, ówcześnie biorąc ubrania. Po kilku minutach weszła do wanny i zanurzyła ciało w gorącej wodzie. Uśmiechnęła się delikatnie, czując przyjemne mrowienie. Oparła głowę o brzeg wanny i spojrzała na sufit, wdychając różany olejek. Wypuściła ciężko powietrze. Tak dawno już nie widziała swojej gildii. Wesołej Levy z Gajeelem, upijającej się Cany, serdecznej i miłej Mirajane, uroczej Lisanny i mistrza Macarova. Ale najbardziej tęskniła za swoją drużyną za Erzą, za Grayem, Wendy i Natsu. Ostatnią osobę zatrzymała w swoich myślach nieco dłużej niż resztę.
Doskonale pamiętała dzień, w którym zniknęła. Widziała ich zrozpaczone twarze, ich cierpienie i ten ból po jej stracie. Cholernie za nimi tęskniła. W natłoku myśli aż złapała się za lewy bok. Kilka lat temu zdarzył się wypadek, w którego konsekwencjach została uznana za martwą. Była poważnie ranna, wręcz tańczyła ze śmiercią. Jednak została uratowana przez Gwiezdne Duchy. Zniknęła, gdy jej przyjaciele walczyli. Nie miała nawet siły zaprotestować. Spędziła dwa dni w świecie swoich astralnych przyjaciół. Gdy wróciła po roku, pierwsze miejsce do jakiego się udała było gildią Fairy Tail. Ale nie weszła tam. Drzwi były zamknięte. Szukała ich bardzo długo. Żadnego przyjaciela nie zastała w domu. Przepadli jak ja kamień w wodę. Znalazła ich dopiero na cmentarzu. Stali przed czyimś grobem. Jednak Lucy nie zbliżyła się. Widząc z daleka statuę anioła z kluczami dookoła rąk zrozumiała, że to do niej należy grób. Stchórzyła i uciekła.
Woda w wannie zrobiła się chłodna. Lucy poruszyła się wyrwana z zamyślenia i mrucząc pod nosem wyszła z wanny. Otuliła się białym ręcznikiem z frędzlami. Mimo że ręcznik był stary przypominał jej grzywkę Mirajane. Prychnęła i ubrała się w granatową sukienkę.
Przez kilka dni była zła na Fairy Tail, do tego stopnia, że mazakiem przekreśliła znak na swojej dłoni. Czuła głęboką urazę. Nie wiedziała czy to przez to, iż była dla nich martwa, czy dlatego, że nie czekali wystarczająco długo. Żal wkrótce przerodził się w smutek, a po kilku miesiącach w obojętność. Trudno było żyć Lucy w świecie, w którym było tak głośno o magach Fairy Tail. Jednak zawsze gdzieś głęboko w sercu kibicowała im. Przyłapała się kilka razy na tym, że czytając w gazecie artykuł o gildii uśmiechała się szeroko. Za co potem się karciła i najczęściej wyrzucała magazyn do kosza.
Wygładziła fałdy sukienki i przejrzała się w lustrze.
- Gdybyś się uśmiechnęła wyglądałabyś jeszcze lepiej. - usłyszała za sobą znajomy głos.
Odwróciła się i spojrzała na Lokiego. W przeciwieństwie do niej wcale się nie zmienił. Może odrobinę zmądrzał.
- Wiesz jaki dzisiaj dzień? - spytał, podchodząc bliżej.
- Wtorek?
Pokręcił niezadowolony głową. To nie pierwszy raz, gdy go takiego widziała. Wiele razy nakłaniał ją, aby wróciła do gildii. Nawet dwa razy udało mu się ją nakłonić. Jednak za pierwszym razem Lucy spanikowała już w pociągu i na stacji od razu kupiła bilet powrotny i odjechała. A za drugim razem udało jej się dojść aż do jej starego mieszkania i być może wróciłaby do gildii... Gdyby nie fakt, że zobaczyła Graya i Juvię idących w jej stronę. Na szczęście uniknęła ich i wróciła na stację, po czym kupiła bilet powrotny i odjechała. Znowu.
- Dzisiaj mijają równo cztery lata od twojego zniknięcia - westchnął.
- Wiesz dobrze, że to nie jest dla mnie takie proste... - spuściła głowę i objęła się ramionami. - Myślą, że nie żyję. Pogodzili się już pewnie z tym faktem. Zostawiłam ich na rok bez żadnego wyjaśnienia, Loki. A za każdym razem, gdy chciałam ich spotkać uciekałam z podkulonym ogonem.
- Nie będziesz szczęśliwa dopóki się z nimi nie spotkasz - upierał się.
- I co? Mam tam tak po prostu wejść i krzyknąć: Hej, siemanko, koledzy i koleżanki! Byłam martwa, ale mi się znudziło, więc przyszłam was sobie odwiedzić?! - zawołała. - A tak naprawdę to zostawiłam was na cztery lata bo bałam się konfrontacji?!
- Dość! - krzyknął Loki.
Lucy aż się wzdrygnęła. Nigdy na nią nie krzyczał.
- Oni za tobą tęsknią, kochają cię i mimo tych wszystkich lat... Oni nadal cierpią, Lucy! - złagodniał. - Przypomnij sobie jak serdecznie cię przywitali, gdy dołączyłaś do tej gildii... Te wszystkie wesołe chwile, które z nimi przeżyłaś. To jak szczęśliwa byłaś, spędzając czas z przyjaciółmi! Lucy! Czy ty masz klapki na oczach? Świadomie izolujesz się od radości?
- Co masz na myśli? - jej oczy zaczęły się szklić.
Wiedziała co zaraz powie i wiedziała, że miał rację.
- Powinnaś wrócić - rzekł stanowczo. - Im dłużej będziesz czekać tym będzie jeszcze gorzej.
Łzy ciurkiem pociekły po jej twarzy, nie mogła wykrztusić ani słowa. Jedyne na co było ją stać to rozpaczliwe zaprzeczanie głową. Loki uśmiechnął się smutno i przytulił, pozwalając wypłakać się na swoim ramieniu.
- Nienawidzę ich - jęknęła żałośnie. - Zapomnieli o mnie...
- Gdyby było tak jak mówisz, to płakałabyś? A oni odwiedzali by twój grób? - szepnął słabo.
Minuta płynęła za minutą, a ona nadal płakała. Przed jej oczami majaczyło coraz więcej wspólnie spędzonych z przyjaciółmi chwil. Oderwała się od chłopaka i pokręciła głową.
- Nie - odrzekła spokojnie na jego wcześniejsze pytanie. - Loki, podjęłam decyzję. Wrócę tam. Ale jeśli wytkną mnie palcami i obrzucą wyzwiskami to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, rozumiesz?
Lew uśmiechnął się nonszelancko i pokiwał głową.
- Zgoda.



Lucy weszła do przedziału i opadła na siedzenie. To już ostatnia przesiadka. A także środek nocy. Otuliła się szczeliniej płaszczem i ziewnęła. Oparła głowę o zimną szybę i wypuściła powietrze. Czy aby na pewno dobrze postępuje? Czy powinna tam wrócić po tylu latach nieobecności? Bała się. Tak, bała się. Bała się spojrzeć im w twarz, prosto w oczy i z czystym sumieniem powiedzieć "wróciłam". Tyle razy już starała się przygotować mentalnie do tego spotkania. Było gorzej niż przy dołączeniu do gildii. Przez trzy lata, gdy wróciła z świata Gwiezdnych Duchów całkiem nieźle sobie radziła. Pracowała w bibliotece, w niewielkiej mieścinie, w której nikt nie wiedział kim jest Lucy Haertfilla. "Zginęła" w czasie obrony Magnolii w czasie ataku magów z mrocznej gildii. Jedna z czytelniczek biblioteki opowiadała jej co się stało w czasie tego roku, w którym "nie było jej w Fiore" jak to skłamała. Poodbno została wyróżniona przez króla za śmierć w obronie kraju. Wcześniej naprawdę ją to podekscytowało, ale teraz już się przyzwyczaiła do tej myśli.
Ktoś otworzył drzwi przedziału i stanął w nich mały, na oko dwunastoletni chłopiec. Jego zmierzwione i sterczące włosy do złudzenia przypominały jej te Natsu. Zdziwiła się tak bardzo, że otworzyła usta. Po chwili otrząsnęła się i podniosła wzrok na nieco zmieszaną kobietę.
- Czy można...? - spytała, unikając wzroku blondynki.
- Ah! Tak, tak, oczywiście - zawołała szybko, uśmiechając się lekko i zabierając swoją torbę z siedzenia obok.
Gdy przybysze usiedli w przedziale zapanowała cisza. Lucy tępo wpatrywała się w las za oknem, studiując kolejne scenariusze spotkania po latach. Nagle ktoś pociągnął ją za mankiet. Zdziwiona spojrzała na chłopca, który wskazywał na jej pokrowiec na klucze.
- Pani jest magiem? - spytał.
Dziewczynie boleśnie zakołatało serce. On naprawdę przypominał jej Natsu. Miała ochotę go przytulić, pogłaskać, zrobić wszystko aby okazać jak bardzo go przeprasza. Ostatniego dnia przed jej rzekomą śmiercią pokłócili się. Nie chciał jej wypuścić z gildii bo była ranna. A ona uparcie chciała iść. W końcu ta drobna dyskusja przerodziła się w spór, w którym Lucy zarzuciła mu iż nie wierzy w nią i jak zwykle chce wszystko zrobić sam. Słowa miały jednak większą moc niż sądziła. I po tym jak ochłonęła zrozumiała, że gdyby nie ta walka to wszystko byłoby tak jak dawniej, a ona nie bawiłaby się sama ze sobą w kotka i myszkę.
- Tak - odpowiedziała spokojnie i odpięła klucze od pasa.
- Mag Gwiezdnych Duchów! - zawołał zachwycony. - Łaał. - Lucy miała wrażenie, że jego oczy migoczą z radości. - Wie pani, moja mama też była magiem, ale nie takim jak pani, ona była magiem, który potrafił kontrolować roślinność, wie pani o co chodzi? Pracowała w ogrodach królewskich, nikt nie potrafił robić takich odjazdowych figur jak ona! Ale zachorowała. - tutaj spochmurniał i oddał Lucy klucze. - To jest moja ciocia. - wskazał na kobietę. - Obiecała się mną zająć po śmierci mamy.
- Jesteś magiem? - spytała blondynka.
- Nie, nie jestem - zaśmiał się. - Czasem się zastanawiałem jak to jest! Tak przyzywać te Gwiezdne Duchy na przykład! Takie ZIUU i PUF! I nagle przed tobą stoi zupełnie znikąd inna osoba. Na kartkówkach byłoby to całkiem pomocne!
Dziewczyna zaśmiała się.
- Jesteś bardzo rozmowny - stwierdziła.
Uśmiechnął się w jej stronę.
- Wie pani, kiedyś miałem okazję spotkać Maga Gwiezdnych Duchów - ciągnął. - Byłem wtedy mały, ale doskonale to pamiętam! No... Może nie poznałem jej osobiście, tylko widziałem jak walczyła razem ze swoimi przyjaciółmi, ale i tak była super! Machała kluczami i nagle pojawił się pan Krowa! A potem syrena!
Uśmiech powoli zniknał z twarzy Lucy. Poczochrała jego włosy i zaśmiała się.
- I wcale nie wierzę w to, że ona nie żyje. Przecież, gdyby nie żyła, to by znaleźli jej ciało - naburmuszył się. - Ale skoro masz jej klucze...
- Ah! To moja kuzynka. - dziewczyna zaczęła nerwowo machać ręką. - Jednak wiesz... Twoje podejście jest naprawdę wspaniałe. Gdyby tylko jeszcze inni mogli uwierzyć w to, że ona żyje - westchnęła.
-  Czyli ona żyje?! - zawołał. - Jest dużo osób, które w to wierzy - stwierdził. - Nawet Syn Smoka RAWWR - wydał zduszony dźwięk, który miał imitować ryk smoka - Nie czytasz gazet? Chyba dwa lata temu zniszczył część miasta bo ktoś obrażał twoją kuzynkę!
Serce dziewczyny zabiło mocniej. Co takiego? O niczym takim nie słyszała.
- Słyszałem od mojego wujka, który bardzo dużo podróżuje, że pewnego dnia w Magnolia, czyli tam gdzie twoja kuzynka mieszkała,  Salamander wypytywał o nią. W sensie twoją kuzynkę, nie Magnolię. Bo wiesz on ma taki duży nos i dzięki temu ma super węch. - chłopiec aż podskoczył na fotelu.
Lucy uśmiechnęła się smutno.
- Tak, to prawda - szepnęła. - I wchodzi oknem do mojego mieszkania, jest dziecinny i nieokrzesany, a jednocześnie tak bardzo odważny i lojalny...
- Em?
- Ah, nic, nic - zaśmiała się. - Wiesz, co ty na to, by poznać magów Fairy Tail osobiście?
- Cooo? Pani ich zna? - zapiszczał. - Ale poważnie!? O M G.
- Taak. Zamierzam się z nimi spotkać - odparła. - Jeśli byś chciał - wpadnij kiedyś do gildii i powołaj się na mnie.
- A jak się pani nazywa?
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i potarmosiła jego włosy.


Gdy Lucy stanęła przed drzwiami gildii czuła jak jej serce się kurczy. Miała ochotę uciec i schować się w jakimś przytulnym koncie. Słyszała z wnętrza budynku śmiech i głośne rozmowy. Powinna wejść? A może uciec?
Niepewnie podniosła dłoń i położyła na drewnianych drzwiach. Było już ciemno. Nagle usłyszała za sobą kroki. Ktoś biegł. Odwróciła się gwałtownie, trzymając dłoń na kluczach, gotowa na potencjalny atak. Jednak postać zatrzymała się kilka metrów od niej i dziewczyna słyszała jej nierówny, urywany oddech. W ciemności dostrzegła biały materiał na szyi mężczyzny i od razu pojęła kto przed nią stoi. Różowe, sterczące włosy zmagały się z wiatrem. Stał przed nią. To naprawdę on! Blondynka odwróciła się do niego twarzą i zacisnęła dłonie na płaszczu. Co powiedzieć?
- Hej, Natsu.
C h o l e r a. Lucy. Serio?
Poczuła jak różowią się jej policzki. Jednak on nic nie odpowiedział. Jego wargi poruszyły się niemal niezauważalnie. W końcu przełknął ślinę i drgnął.
- Nareszcie udało mi się ciebie zatrzymać - wyszeptał. - Tyle razy czułem, że jesteś gdzieś blisko, a ty zawsze znikałaś, Lucy. W końcu cię zatrzymałem.

_____________
Pierwszy one-shot na tym blogu.
(Także pierwszy poprawiony)
Poprzednią wersję usunęłam, ale ta niewiele się od niej różni (no dobra, może różni się ociupinkę bardzo)
W każdym razie.
Zakładka "bohaterowie" jest już dostępna.
Zapraszamy do komentowania!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Opis fabuły

Dawno, dawno temu istniał...
Świat wojny
Świat rozpaczy
Świat kłamstwa
Świat śmierci
Ale jeszcze dawniej...
...tak nie było. Kiedyś świat był lepszy
Przyjazny. Bezpieczny. Piękny. 
Wszechobecna była harmonia
Jednak runęła ona jak domek z kart, gdy smok ciemności i jego krwawy jeździec pokonali Brillo i Lumiency.
 Przez wieki ludzie byli strapieni, wykorzystywani i pozbawieni magii. Żyli w zatłoczonych więzieniach, byli zmuszani do niewolniczej pracy, a na każdym kroku mogli spotkać śmierć. 
Jest tylko jedna nadzieja dla tego świata. Odnaleźć jeźdźca światła i uwolnić Brillo, a następnie stawić czoła Złej Królowej. 
Jednak, aby tego dokonać księżniczka Lucy i jej przyjaciele muszą przekroczyć granicę między rozsądkiem, a ryzykiem
Czy uda im się wygrać w tej wojnie? A może przeszkody ich pokonają?
Przekonajcie się sami.

Szablon wykonała Domi L