Rozdział 35
Lucy bez słowa szła przed siebie. Na nic były krzyki przyjaciół czy próby zatrzymania jej. Niczym zahipnotyzowana, z zamglonymi oczami brnęła dalej. Zdezorientowanym przyjaciołom nie pozostało nic innego jak tylko ruszyć za nią. Natsu, którego najbardziej martwiła zmiana u księżniczki szedł tuż za nią, krok po kroku. W pewnym momencie dziewczyna wchodząc na górę mieszczącą się obok wioski Elfów zsunęła się ze zbocza i za pewne była by wtedy już martwą, gdyby nie umiesniona ręka różowo-włosego, która nie tylko sprowadziła ją na drogę, ale także ciasno zamknęła w uścisku.
- O co w tym wszystkim chodzi...? - Gray potrząsnął intensywnie głową. Nie miał pojęcia co tu dzieje, najchętniej uznał by Lucy za wariatkę, ale wiedział jaka jest prawda. Wiedział, że teraz jedynym wyjściem jest zaufanie. W końcu byli przyjaciółmi.
- Jedyne co możemy teraz zrobić to wierzyć w Lucy i jej moce - dodał Natsu spoglądając kolejno na wszystkich obecnych. - Ja w nią wierzę... - szepnął zakładając kosmyk jej włosów za ucho i z utęsknieniem wyszukując w jej oczach dawnego błysku.
Kilka razy księżniczka zaliczyłaby glebę. Na szczęście każdy z towarzyszy pomagał jej jak tylko mógł. Chronił od zła, którego teraz była nieświadoma. Zatrzymała się przed dziurą w ziemi. Tą samą, w której przechodziła test Slipterussa. Gdy Gray miał zrobić lodową zjeżdżalnię Lucy zeskoczyła w przepaść. Juvia i Wendy same z niemym krzykiem podbiegły do otworu i niemal spadły za przyjaciółką. Wymieniły między sobą zdesperowane spojrzenia. Mag lodu nie tracąc chwili stworzył lodowy ześlizg, dzięki któremu szybko dostali się na dół. Tam blondynka stała, nienaruszona, cała i zdrowa. Strażniczki opanowały chęć, rzucenia jej się na szyję. Lucy wciąż szła. To nie był koniec jej wędrówki. Parła dalej aż nie doszła do gigantycznych wrót, które pokazał jej owego czasu wąż po skończeniu próby. Rzeźbione zdobienia wykute przez elfy. Charakterystyczne zawijasny i szlaki przypominające kwiaty i liany. Precyzyjnie nakładane drogocenne kamienie pokrywały cały monument. Szóstka wgłębień lśniła. Kamienie z włóczni Lucy wyleciały z niej.
Kryształ Takeru symbolizuje wyrozumiałość.
Kryształ Slipterussa symbolizuje sprawiedliwość.
Kryształ Wexus symbolizuje poświęcenie.
Kryształ Vulcanusa symbolizuje lojalność.
Następnie kamień zerwany z szyi Sombry wypełnił jedno z dwóch wgłębień na framudze bramy.
Kryształ Tristezy to ciemność.
Ostatni klucz pojawił się sam. Bezwarunkowo.
Klucz Brillo to jasność.
Koła na wrotach powoli, ze zgrzytem przekręcały się. Gdy wszystkie zwolniły zatrzask brama z potężną falą wiatru wolno zaczęła się otwierać.
Księżniczka wyrwała się z osłupienia i jako pierwsza przekroczyła bramę. Wiedziała, że nic się nie stanie. Za nią od razu pobiegła Erza. A tuż po niej Gray i Natsu. Wendy i Juvia pozostały przed bramą. Zatrzymali się od razu, gdy ich oczom ukazał się czysty świat. Zupełnie piękny, podobnie jak Magnolia za czasów panowania Lucy. Ale największą uwagę przykuł ogromny smok. Dumna postawa, bystre, niebieskie oczy i piękne, białe łuski. Zaryczał głośno, stanął na dwóch łapach i zionął ogniem, a następnie rozłożył dumnie olbrzymie, zachwycające skrzydła. Wyglądała niczym jakaś bogini. Gdy przyjaciele na nią patrzyli czuli rosnące bezpieczeństwo. Żaden ze strażników - ani Takeru, ani Wexus, Vulcanus czy Slipterus nie mógł się z nią równać.
- Jestem Brillo, smok światła, zaklęty za bramą istnienia przez tysiąclecia, pieczę sprawujący nad jeźdźcem moim - Lumiency - w ich głowach zabrzmiał głos pewny, nie znający strachu, jednocześnie tak szlachetny i władczy.
- On gada... - szepnął Natsu do Gray'a nie odrywając wzroku od smoczycy.
- No... - wydukał. - Właśnie słyszę - przełknął ślinę.
Majestat smoka przytłaczał.
- Brillo - Lucy wzruszona na drżących nogach powoli sunęła w stronę księżnej światła.
- Jeźdźcu mój. Nawet nie wiesz jak bardzo raduje mnie to, iż mogę cię znów ujrzeć. Szkoda, że nim skończy się ten tydzień będziemy musiały stawić czoła mej siostrze i jej paskudnemu jeźdźcu - spuściła łeb na wysokość oczu blondynki.
- Ta wojna będzie decydująca - szepnęła Lucy wpatrując się w mądre ślepia smoczycy. Widziała w nich siebie. Tyle razy umierającą, tyle razy przegraną.
- Teraz po swej stronie masz dwa żywioły, których moce połączone strzec będą ziemi i powietrza. - spojrzała na Natsu i Gray'a. - W szeregach twych, jest elfia armia, a także czterej strażnicy kamieni. Jednak najważniejsze jest to, iż masz przyjaciół. Którzy będą przy tobie...do samego końca - księżniczka delikatnie się uśmiechnęła i ułożyła czoło na głowie smoczycy. Trwały tak przez chwilę, a później księżna uniosła łeb i spojrzała na Erzę i chłopaków.
- Do samego końca... - powtórzyła z ukrytą trwogą dziewczyna.
- Przyprowadźcie tu elfy, niech zbiorą swój dobytek i przybędą tutaj. Tristeza, Styks i Lord Sombra są gotowi do bitwy. W przeciwieństwie do nas - zwróciła się do towarzyszy. - Macie 3 godziny zanim wrogie wojska przybędą do Elfiej Przystani - spojrzała na jeźdźca. - Nim oni wrócą chcę wzbić się w przestworza z Lumiency. Jedyną przyjaciółką.
Niepewnie brązowo-oka weszła na smoka. Gdy tylko Brillo upewniła się, że jeździec nie spadnie wzbiła się w powietrze.
- Agh! - Lucy przywarła do białych łusek. To było zupełnie coś innego niż latanie na Happy'm.
- Nie obawiaj się - uspokoił ją smok. - Spójrz. Ten kawałek świata istniał zanim pojawiło się krwawe rodzeństwo.
Tuż przed nimi rozpościerał się niezwykły krajobraz. Olbrzymi, płaski teren otoczony wysokimi górami, które były porośnięte gęstymi lasami. To tutaj zakończy się historia o złej królowej i dobrej księżniczce.
- Trawa, która tam rośnie jest tak gęsta, że można zastawić tam pułapki. - stwierdziła dziewczyna.
- Nie martw się tym póki co. - Brillo machnęła potężnymi skrzydłami i już po chwili razem z Lucy znalazła się nad kapeluszem kłębistych chmur. Blondynka powoli odkleiła się od szyi przyjaciółki i wyjrzała zza niej.
- Matko... - szepnęła cicho wpatrując się w zlewające się złote barwy. Czerwone pasmo przebijało się przez pomarańczowe ornamenty chcąc zapewne zwrócić na siebie uwagę. Żółć górowała nad nimi, uszlachetniając widnokrąg. Wyglądało to jak indiański taniec. Rytmiczny, głośny i wesoły.
- Cudowne. - śmielej, ale dalej ściskając smoka Lucy wstała. Ostatni raz mogła tak beztrosko oglądać ten widok przed wojną. I księżniczka zdawała sobie z tego sprawę.
Za kilka dni świat bez skazy, w którym Brillo żyła przez tyle lat pokryje się czerwienią...
_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Szczerze.. Spodziewaliście się, że dzisiaj dodamy rozdział?
Czy raczej już straciliście w nas wiarę?
W każdym bądź razie na pewno ku waszemu zaskoczeniu możecie czytać ten oto chodź krótki, lecz zaczynający wstęp do wielkiej wojny.
I jak wrażenia?
Zaciekawieni obrotami spraw?
Znacie nas przecież.. Na pewno poruszymy wasze serca!
Liczymy teraz tylko na mocnego kopniaka w tyłek, który nas zmobilizuje!
P.S Rozdział pisany głównie przez Coco z przyczyn... Głównie z przyczyn mojego lenistwa,
a mojego to znaczy Luny ^^