wtorek, 11 września 2018

Epilog

Epilog 


Wielka wojna miała szczególne znaczenie w obaleniu Styks i Sombry. To ich śmierć uwolniła ludzi z ciasnych cel, od głodu i chorób. Po upadku rządów krwawego rodzeństwa armia Brillo z Erzą Scarlet na czele sforsowała zamek Styks i wyzwoliła więźniów. Wraz z symbolicznym upadkiem głównej ściany fortecy nastała nowa przyszłość. W ciągu ostatnich dwudziestu lat Fiore rozkwitło i mieszkańcy miast i wsi poczuli czym jest wolność. Wpływ na to miały także częste przemówienia Brillo i Tristezy. Dwa smoki stały się symbolem, który widnieje we współczesnym herbie rodu królewskiego, z którego wywodzi się ówczesna władczyni - Hisui E. Fiore. 
Dzięki pomocy magów udało się uporać z odbudową stolicy w jedenaście lat. Powstały tak zwane gildie, których członkowie znacząco przyczynili się do pomocy mieszkańcom.
Jedną z nich, zdecydowanie zasługującą na pamięć jest Fairy Tail. Mistrzem został Macarov, wcześniejszy doradca księżniczki Magnolii -  Lucy Heartafilli. Wielu magów związanych z Lumiency wstąpiło do tej gildii. W tym dwaj strażnicy żywiołów - Gray Fullbuster oraz Natsu Dragneel.


Levy na chwilę odłożyła pióro, aby trochę odpocząć i zebrać myśli. Zdjęła okulary i potarła skronie. Wiedziała, że nikt nie nadaje się lepiej do spisania tej historii od niej - osoby, która to wszystko przeżyła. Jednak wciąż wracanie do tamtych czasów powodowało u niej częste bóle głowy. Nie miała ochoty dalej pisać. Kolejne zdania będą dotyczyły reform Hisui, innych gildii i rozkwitu państwa. Dokończy to jutro lub pojutrze. Do festiwalu Gwiazdy Bytu zostało jeszcze trochę czasu. Macarov nie obrazi się jeżeli Levy odda mu to kilka dni po terminie. Kobieta wstała od biurka i po zabraniu wszystkich rzeczy wyszła z biblioteki. Ulice miast były kolorowe, pełne życia. Zupełne przeciwieństwo tego co zastali tutaj dwadzieścia lat temu. Grupa dzieci przebiegła obok Levy, bawiąc się i głośno wołając. Piekarz przywitał się z niebieskowłosą, zdejmując białą czapkę i odsłaniając rzednące włosy.
- Piękny dzisiaj dzień, czyż nie pani Redfox? - zawołał z radosnym uśmiechem, skrytym pod wąsem.
- Bardzo - odpowiedziała, machając.
Szła w stronę rynku. Czuła jak promienie słońca ocieplają jej plecy. Wtedy za każdym razem myślała o latach młodości. O tych wielu miesiącach spędzonych w towarzystwie Lucy i reszty jej przyjaciół. Wiedziała, że musiała spisać te teksty, aby to wszystko za co oni się poświęcili nie poszło w niepamięć. Wszyscy powinni wiedzieć jak trudne to było, jak wiele ran odnieśli i jak wiele blizn pozostało.
Plac główny był wypełniony mieszkańcami Crocus. Wielu handlarzy zachwalało swoje towary, przyciągając uwagę tłumu. Levy już przyzwyczaiła się do tego widoku. Ona miała jeden cel. Spojrzała na budynek gildii Fairy Tail i uśmiechnęła się. Zaczęła iść w tamtą stronę, mocniej ściskając kronikę w dłoni. Zauważyła kątem oka siedzących na ławce Gray'a i Juvię z wózkiem. Levy aż zachichotała. Państwo Fullbuster w zeszłym roku doczekali się wnuczki.
- Cześć wam - przywitała się kronikarka.
Małżeństwo odwróciło się w jej stronę i obdarowało ją radosnymi uśmiechami.
- Hej, Levy. Idziesz do gildii? Nie mów, że już skończyłaś tę kronikę - zdziwił się Gray, próbując uspać dziecko.
Na jego twarzy pojawiły się zmarszczki zmęczenia i włosy straciły nieco swojej barwy. Jednak oczy pozostały tak samo żywe i waleczne jak wcześniej.
- Powiedzmy, że jestem w połowie. - Mrugnęła w jego stronę. - Widzieliście Erzę, Wendy lub Natsu? Wciąż nie udzielili mi wywiadu, a potrzebuję ich perspektywy - westchnęła.
Juvia pokręciła głową.
- Erza jest u Hisui. Nie znam szczegółów. Wendy nadzoruje przygotowania do festiwalu, a Natsu wyjechał dzisiaj rano do Magnolii z Laxusem - oznajmił Gray.
Levy skinęła ze zrozumieniem. Pożegnała się cicho, żeby nie obudzić drzemiącego dziecka i ruszyła w stronę gildii. Kiedy dziewiętnaście lat temu Shin przyszedł na świat życie było bardzo trudne. Po upadku Styks ktoś musiał przejąć władzę. Jako iż księżniczka Lucy zginęła w starciu ze Złą Królową musiała rządzić inna dynastia. Problemem było wybrać tę najodpowiedniejszą. Dlatego wychowywanie dziecka w takim chaosie było nie lada wyzwaniem. Jednak Gray i Juvia mogli liczyć na szeroki wachlarz pomocy. Shin wyrósł na dumnego i odważnego młodzieńca. Zrobił wszystkim wraz ze swoją narzeczoną niespodziewany prezent. Dziecko. Levy do dzisiaj pamiętała ten dzień i krzyki Juvii. Koniec końców wszystko się skończyło nawet lepiej niż dobrze. Pani Redfox miała tylko nadzieję, aby jej pociechy nie wywinęły podobnego numeru.
Prawdę mówiąc, nawet po narodzinach Shin'a w Juvii przez wiele lat widzieli smutek i rozczarowanie samą sobą. Gdy dowiedziała się o śmierci księżniczki i gdy zobaczyła jej ciało niesione przez Natsu, padła na ziemię i płakała. A niebo łkało razem z nią. Levy wiedziała, że strażniczka księżniczki nie wybaczyła sobie po dziś dzień. Ale odzyskała szczęście. Nauczyła się z tym żyć, tak jak wszyscy inni. Nawet Natsu zaczął żyć normalnie. Wiele tygodni po wielkiej wojnie nie mógł się zebrać w sobie. Uciekał od wszystkich. Rzadko się odzywał i śmiał. Śmierć Lucy odbiła się na każdym z nich. Zwłaszcza, że według hipotezy Ariany już nie uda im się spotkać Lucy żywej.
- Lumiency odradzała się zaraz po swojej śmierci. Miała nowe imię, nowych członków rodziny. Ale tym razem zebranie swojej energii zajmie jej znaczenie dłużej. Dziesiątki, o ile nie setki lat - rzekła wtedy elfka.
Nadzieja była taka, że księżniczka kiedyś się odrodzi i przywróci pełną harmonię. Być może zaprzyjaźni się z ich potomkami. Kto wie?
Levy otworzyła drzwi gildii i omiotła wnętrze spokojnym spojrzeniem. Zauważyła Mirajane krzątającą się przy barze i kilka nowych magów. Jak zwykle panowała tutaj radosna atmosfera. Macarov rozmawiał z Caną przy jednym ze stolików. I jedynie ten obraz nie pasował do tego otoczenia. Wróżka miała ściągnięte brwii i poważną minę. Mistrz gildii raz po raz kiwał głową w zamyśleniu.
- Cześć, mała.
Ktoś zarzucił Levy rękę na ramię. Od razu rozpoznała swojego męża. Uśmiechał się do niej szeroko.
- Już skończyłaś? - spytał, wskazując na papiery w książce.
Pokręciła przecząco głową.
- To nie takie łatwe napisać kilkuletnią kronikę, Gajeel. Chociaż większość już mam. Opisałam wszystko od spotkania z Lucy po odbudowę Crocus - odparła, wtulając się w jego bok.
Usiedli razem przy stole i kobieta rzuciła zapisane strony na blat. Mag żelaza uniósł jedną brew i wziął jedną z kartek do ręki. Zaczął wodzić wzrokiem po papierze i uśmiechnął się.
- Księżniczka Lucy po pokonaniu strażnika klejnotu - Slippterus'a znalazła jajo gryfa. Wówczas towarzysze nie zdawali sobie sprawy, że jest ono początkiem do kolejnej próby. Gryfa, który wykluł się z jaja nazwali Happy. Traktował on Lucy i Natsu jako swoich najbliższych opiekunów, wręcz rodziców.
Kąciki ust Levy uniosły się lekko ku górze. Pamiętała to jak dzisiaj.
- Będę musiał to przeczytać, gdy skończysz. Prawie już zapomniałem o tym jak ta dwójka szukała robaków dla tego małego stwora. Nie wspominając już o tej wiewiórce - Gajeel parsknął śmiechem.
Wziął kolejną kartkę i przeczytał w ciszy.
- Oddałbym wiele, żeby do tego wrócić, albo chociaż zobaczyć to jeszcze raz - westchnął mężczyzna. - No może poza tą wojną. To była rzeź.
Przed oczami Levy stanął obraz dławiącego się krwią Gajeel'a. Był poważnie ranny. Gdyby nie Wendy pewnie umarłby w ciągu kilku minut. Straciłaby go. Już nigdy nie chciała go widzieć w takim stanie. Nigdy, nigdy.
Poczuła jak jego ciepła dłoń obejmuje jej zaciśniętą pięść. Rozluźniła się pod wpływem jego dotyku i odetchnęła, odsuwając od siebie obraz wojny.
- Gale wróciła już do domu? - spytała Levy.
Gajeel przytaknął.
- Jest bardzo podekscytowana na festiwal - odrzekł. - Już ma wszystko przyszykowane.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Jeszcze dwa dni - skwitowała. -  Wendy naprawdę stara się w tym roku, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jestem szczęśliwa, że pomaga jej Romeo. Gdyby nie on ta dziewczyna by się zapracowała - oznajmiła.
- No wiesz - zachichotał Gajeel. - W końcu Lucy wraca do stolicy.


Muzyka ogarnęła stolicę.
Kolorowe wstęgi wisiały pomiędzy latarniami. Zapach kwiatów wypełnił ulice miast. Lampiony raz po raz unosiły się ku niebu razem z cichym niewypowiedzianym życzeniem. Stoiska z książkami, ozdobami i jedzeniem przyciągały do siebie rozbawionych mieszkańców. Plac główny tętnił życiem i ruszającymi się w rytm muzyki ludźmi.
- Wendy, przeszłaś samą siebie! - zawołała Juvia, okręcając Marvell.
- Dziękuję! Chciałam, żeby Lucy wróciła do czegoś znajomego - odparła ciepło dziewczyna, chwytając dłonie przyjaciółki.
Pani Fullbuster skinęła głową z uśmiechem i spojrzała na Hisui.
Królowa powtarzała swoje przemówienie. Otaczała ją świta strażników. Przez chwilę zamiast zielonowłosej, Juvia zobaczyła Lucy i siebie z Wendy przy jej bokach. Jednak wizja rozmyła się równie szybko jak się pojawiła. Natomiast nostalgia została jeszcze chwilę dłużej.
- Smoki już są - zakomunikowała Erza, wchodząc do pokoju. - Wszystko jest na swoim miejscu. Możemy zaczynać.
Hisui kiwnęła głową, uśmiechnęła się do zgromadzonych i wyszła na najwyższy balkon budynku gildii. Gdy tylko mieszkańcy ją spostrzegli ustały wszystkie rozmowy i muzyka. Królowa ze spokojem zaczęła przemawiać.
- Dwadzieścia lat temu śmierć nie była nam obca. Rządy Styks odbiły się na nas wszystkich. Znaliśmy łańcuchy i pęta, które nas zniewalały. Nie potrafiliśmy się podnieść z kolan strudzeni chorobami, ranami i zmęczeniem. Potrzebowaliśmy pomocy. Nie wszyscy z nas uczestniczyli w wielkiej wojnie, ale też nie wszyscy przeżyli.
Na niebie nagle zderzyły się dwa smoki. Jeden czarny, drugi biały. Ściśnięte w okrutnym tańcu śmierci. Mieszkańcy wydali okrzyk przerażenia. Królowa jednak nie zwracała na to uwagi i kontynuowała.
- Pole bitwy ociekało krwią. "Trawę przysłoniły stosy ciał" - zacytowała słowa jednego z elfów.
Ogień. Biały ogień buchnął z paszczy Brillo. Tristeza zrobiła jednak zmyślny unik. Zaniepokojeni poddani spoglądali po sobie, próbując znaleźć trochę otuchy w oczach drugiego.
- Ale wygraliśmy z chaosem - zawołała Hisui.
Na jej słowa smoki przestały walczyć i po kilku powietrznych akrobacjach wylądowały po różnych bokach władczyni.
- Możemy dzisiaj tylko dziękować bohaterom tej wojny. Do czego właściwie zmierzam? Festiwal Gwiazdy Bytu nie był naszą tradycją. Był tradycją królestwa Magnolii, którego księżniczką była Lumiency. Każdego roku świętujemy na jej cześć. Jednak dzisiejszy festiwal nieco różni się od zeszłych, ponieważ jeździec Brillo wrócił do stolicy - oświadczyła z radością.
Ludzie odsłonili środek placu głównego. Wokół tajemniczego obiektu, ukrytego pod białym materiałem pojawił się nagle lodowy wąż, który pełzł wyżej i wyżej w powietrzu, a następnie zmienił swój kształt w Lorda Sombrę. Wodził wzrokiem po poddanych. Mieszkańcy wstrzymali oddech, gotowi, aby w każdej chwili uciec.
Wtem nagle pojawił się ogień, z którego po chwili uformowały się dwie sylwetki. Nie dało się ich rozróżnić. Ich zadaniem nie było przyniesienie chwały strażnikom, którzy zabili Sombrę. W jednej chwili po prostu otoczyły Lorda, który strawiony ogniem, uniósł jeszcze rękę do góry i wyparował. Zaraz po tym płomienie objęły materiał, który uległ niszczycielskiemu żywiołowi i spłonął, odsłaniając to co miał pod spodem.
Wykonany z niesamowitą dokładnością, piękny, duży pomnik. Przedstawiał Lumiency, trzymającą swoją włócznię w kierunku nieba. Na jej twarzy widniał łagodny uśmiech. Tuż za jej nogami, z rozwiniętymi skrzydłami siedział gryf.
- Niech festiwal Gwiazdy Bytu się rozpocznie! - obwieściła ostatecznie Hisui, schodząc z balkonu.
Rozległy się oklaski, gwizdy i okrzyki. Muzyka ponownie zaczęła grać i ludzie zebrali się wokół pomnika, tańcząc i śpiewając. W tyle, niedaleko jednej ze ścian kamienicy pojawiły się dwie sylwetki. Przybili sobie piątkę i zaśmiali się.
- Wyszło nam to lepiej niż myślałem - parsknął Natsu. - W ogóle, szacun za tego Sombrę. Wyglądał prawie jak żywy, śnieżynko.
Gray pokiwał z uznaniem głową.
- Te płomienie też nie były najgorsze - skwitował.
- Co masz na myśli, mówiąc "nie były najgorsze"? - oburzył się mag ognia. - Były sto razy bardziej dynamiczne niż twoja durna rzeźba.
- Nie kłóćcie się już - warknęła Erza, nagle pojawiając się za nimi i uderzając ich w głowy. - Chociaż teraz moglibyście zachować w sobie odrobinę przyzwoitości i cieszyć się festiwalem.
Natsu roztarł bolącą głowę i skrzywił się. Jednak szybko sobie o czymś przypomniał i prędko pożegnał się z przyjaciółmi, biegnąc w stronę biblioteki. Otworzył jej drzwi i wpadł do środka.
- Levy! Poczekaj - zawołał.
Niebieskowłosa obejrzała się, zastygając z kroniką w ręce.
- Natsu! Coś się stało? - podeszła do niego. - O co chodzi? - dodała, widząc jak mag ognia kręci głową.
- Chodzi o kronikę. Czy mógłbym coś tam dodać? Chcę napisać wiadomość do Lucy - oznajmił, uspokajając oddech.
Zdziwiona Levy przeniosła wzrok na księgę.
- Natsu, to nie... Kronika nie służy temu, aby przekazywać wiadomości - westchnęła przepraszająco.
- Levy, posłuchaj. Nie napiszę tego w kronice. Chcę coś w niej ukryć. Kopertę. Proszę, to moja jedyna nadzieja na to, że kiedyś to przeczyta.
Pani Redfox zacisnęła powieki i zmarszczyła brwii. Wiedziała, że nie powinna. To nie był dobry pomysł. Spróbowała się postawić w sytuacji Natsu. Dziewczyna, którą kochał poświęciła się dobra całego ludu i zginęła. Dodatkowo zmusiła go, żeby ją dobił. A teraz, gdy pojawiła się nadzieja, że Lucy kiedyś się odrodzi on miałby nic nie robić i zmarnować szansę, aby przekazać jej to czego wcześniej nie zdążył?
Levy od dawna współczuła strażnikowi ognia. Po śmierci księżniczki w nikim się tak naprawdę już nie zakochał. Nikt nie mógł ukoić tej tęsknoty. Nie tylko za Lumiency, ale i za gryfem. Happy zginął tego samego dnia, ratując Natsu od strzały. Nie ważne jak wielu przyjaciół miał mężczyzna. Bardziej niż ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę jak szybko może ich stracić. Wielka wojna go zmieniła. Zresztą, jak każdego z nich.
- Dobrze. Masz już go napisany? - spytała Levy.
Różowowłosy podał jej kopertę. Nim jednak zdążyła ją zaadresować i włożyć do kroniki, Natsu powstrzymał jej dłoń.
- Nie jestem dobry w pisaniu i wyrażeniu swoich uczuć. Mogłabyś go przeczytać i powiedzieć czy ma sens? - spytał, lekko speszony.
Pani Redfox uśmiechnęła się uspokajająco i kiwnęła głową. Otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej kartkę. Rozwinęła ją i zaczęła czytać:

Droga Lucy! 
Nie mam pojęcia czy pamiętasz kim jestem i czy pamiętasz cokolwiek. Jeśli pamiętasz, to pewnie wiesz, że jestem tragiczny w pisaniu listów. Jeśli nie - to teraz się właśnie dowiedziałaś.
Wracając jednak do tematu. Nie wiem kiedy przeczytasz ten list, nie wiem nawet czy kiedykolwiek go przeczytasz. Niepokoi mnie ta liczba niewiadomych. Jednak warto spróbować. Jeżeli istnieje chociaż cień szansy, że moje słowa będą mogły cię dosięgnąć, to nic mnie nie powstrzyma od napisania ich. Nie ważne kiedy to przeczytasz - nadal będą aktualne. 
Z kroniki pewnie dowiesz się jak to się zaczęło i jak to się skończyło. Wygraliśmy, ale kosztem Twojej śmierci. Tamtego dnia nie miałem okazji, aby z tobą porozmawiać. Aby powiedzieć ci jak kompletnie zawładnęłaś moim sercem. Odeszłaś zanim mogłem ci to wyznać. Przez te wszystkie lata nie mogłem sobie wybaczyć tego, że nie zdążyłem ci ujawnić swoich uczuć. 
Prawdę mówiąc, głupi był ze mnie dzieciak. Nie potrafiłem docenić tego, że byłaś obok mnie. Uważałem to za coś normalnego. Jakoś nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że mogłabyś... zginąć. Teraz już wiem, że tkwiłem w niemożliwym śnie, gdzie wszystkich ma spotkać szczęśliwe zakończenie. 
To co chcę, żebyś wiedziała to to, że nie tylko ja cię kochałem. Miałaś wielu przyjaciół, dla których byłaś ważna. Całe Fairy Tail jest twoją zasługą. Możesz być pewna, że dopóki żyje Fairy Tail, żyjesz też i ty. Zawsze możesz liczyć na ich pomoc. 
Uratowałaś nas, Luce. 
Zdecydowanie jesteś niezwykłą osobą. 
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. 
Nadal kocham 
Natsu.

Levy podniosła wzrok znad kartki papieru, próbując opanować drżenie rąk. Z trudem uśmiechnęła się do Natsu i kiwnęła głową.
- Jest doskonały - oznajmiła. - Przeszedłeś samego siebie.
Mężczyzna włożył papier z powrotem do koperty i zakleił ją. Niebieskowłosa odetchnęła i ukryła kopertę na końcu kroniki, adresując ją do Lumiency. Po chwili zamknęła kronikę i wymieniła uśmiechy z magiem ognia. Razem ruszyli w stronę wyjścia. Niebieskowłosa zgasiła świeczkę i wyszła z biblioteki. Zanim Natsu zamknął drzwi spojrzał ostatni raz na leżącą na stole kronikę i przed oczami stanęła mu Lucy. Trzymała księgę w dłoni z uśmiechem na twarzy, a po chwili spojrzała na maga ognia. Pomachała w jego stronę i zniknęła. Różowowłosy przetarł oczy i jeszcze raz spojrzał na leżącą na stoliku, dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej, kronikę.
- Wygląda na to, że tak się kończy historia o księżniczce Lucy i jej strażnikach - skwitował cicho.
Zamknął drzwi, zostawiając za sobą przeszłość.
__________________________________________________



Wygląda na to, że blog został zakończony. No może nie całkiem. Została jeszcze jedna część do napisania. Ostateczny rozdział, który będzie one-shotem.
Teraz pora na kilka słów od autorek:
Coco:  Gdy razem z Luną założyłyśmy ten blog prawie cztery lata temu czekałam na ten dzień, kiedy uda nam się doprowadzić tę historię do końca. Miałyśmy wszystko zaplanowane i wiedziałyśmy jak zakończy się ta opowieść. Dlatego teraz, patrząc na ten licznik czasu po lewej stronie bloga zastanawiam się "jak do cholery nam zajęło to aż cztery lata?". Jednak z jednej strony cieszę się, że zajęło nam to tak długo. Przez ten blog przechodzi wiele okresów naszego rozwoju pisania.
Poprawiłam prolog i dwa pierwsze rozdziały, ale wspólnie z Luną zdecydowałyśmy zostawić to tak jak jest. Dla tych bardziej ciekawych, polecam porównać rozdział trzeci i one-shot, który dopiero pojawi się na blogu.
W każdym razie, wciąż nie mogę uwierzyć, że udało nam się zakończyć tę historię.
Jednak, heh, tak jak Lucy dla Fairy Tail, ten blog będzie żywy dla was.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować kilku osobom. Przede wszystkim współautorce tego bloga - Lunie. To ona napędzała te opowiadanie dynamiką i opisami walk. Poza tym, nie wiem czy wiecie, ale z jej inicjatywy powstał ten blog. Z całego serca dziękuję ci za to, że rozbudziłaś we mnie pasję pisania z drugą osobą. Na wyrazy wdzięczności zasługuje także cały ZSS, który dodawał nam weny i pomysłów.
Chciałabym podziękować także tobie drogi czytelniku za czas spędzony razem z nami i komentowanie tego opowiadania. Mam nadzieję, że bawiłeś się równie dobrze co my podczas śledzenia losów Fairy Tail.
Dziękuję każdej osobie, która w większy lub mniejszy sposób przyczyniła się do rozwoju tej historii. Dziękuję tym którzy dawali nam rady i pisali do nas prywatnie, przesyłając tony weny.
Dziękuję!
Luna: No właśnie... Kto by pomyślał, że mając zaplanowane wszystko od A do Z skończymy bloga po 4 latach. I to jeszcze w jakim stylu skończyć... Zgaduję, że wielu naszych czytelników opuściło naszą sferę z powodu długiej nieobecności, ale chylę czoło tym, którzy przeczytali tegoroczne rozdziały. Albowiem bez was moi drodzy bloga by nie było, a także nowych rozdziałów. Czekający, głodni nowej akcji czytelnicy najbardziej zmotywowali nas do ciężkiej pracy nad rozdziałami kończącymi tę historię.
Cóż, prawdą jest, że najwięcej do ostatnich rozdziałów włożyła Coco, która napisała je sama kiedy ja w tym momencie zajmowałam się jakimiś drobnostkami. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam tu być, ale również robi przykro zdając sobie sprawę, że to wszystko dobiegło końca. Mogę powiedzieć, że pewne poczucie winy z powodu niezakończonej sprawy uszło.
Dziękuję wam wszystkim moi kochani czytelnicy za lata współpracy, ponieważ to wy pomagaliście nam tworzyć nowe rozdziały. Tak jak wspominałam, nie ma lepszej motywacji niż czekający czytelnik!
Zgaduję, że zobaczymy się jeszcze nie raz, ponieważ wraz z Coco nie planujemy zakończyć naszej pisarskiej kariery.
Kiedy jedna historia się kończy to inna musi się zacząć, nieprawdaż? :)

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Rozdział 41 - Istota cierpienia

 Rozdział 41


Strażnik lodu wiedział o jaką stawkę toczy się gra.
Lord Sombra był bratem Styks, który po jednej z bitew z Lumiencą utkwił w letargu. Zła królowa zabierała magię niewinnym ludziom, aby uratować brata. Jednak zawsze jej było za mało i lata mijały, a Sombra nadal był pogrążony w śnie. Dopiero niebaczne dotknięcie go przez Lucy obudziło Lorda.
Gray miał szereg powodów, aby pozbawić tego mężczyznę życia. Jednym z nich było to, że jeśli on go nie zabije, to sam zginie. Nie mógłby tego zrobić swoim przyjaciołom, a tym bardziej Juvii i dziecku.
Pod nogami Sombry pojawił się lód. Mężczyzna zdezorientował się nieco i stracił kilka sekund na łapaniu równowagi. Gray jednak wiedział, że w walce każda sekunda słabości przeciwnika jest zbawienna. Szybko podbiegł Lorda i wymierzył cios. Lodowe ostrze i cienisty naramiennik przez chwilę się zmagały w brutalnej potyczce, krzesząc iskry. Jednak zamiast czekać na wynik tego pojedynku, Gray wolał się odsunąć.
Zawsze był rozważniejszy niż Natsu i nie rwał się pierwszy do walki.
Lord Sombra zaśmiał się gardłowo i uderzył podeszwą butów o lód, roztrzaskując jego powierzchnię.  Przejechał czubkiem miecza po podłożu i szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać podbiegł do Graya i rąbnął go w głowę tępą końcówką miecza. Chłopak zatoczył się i stracił kontrolę nad lodem, który szybko stopniał. Sombra, wykorzystując chwilę przewagi chwycił strażnika lodu za gardło i podniósł do góry.
- Przypominasz mi moje pierwsze spotkanie z Lumiencą po długiej przerwie - oznajmił prowokacyjnie. - Ale ona w przeciwieństwie do ciebie wykazała się jakąś wolą walki. Ah, do teraz pamiętam to jak bardzo się szarpała i próbowała wyrwać zanim ją uduszę.
Gniew Gray'a płonął coraz bardziej. Ten mężczyzna skrzywdził Lucy i mówi o tym bez mrugnięcia okiem. To Natsu wtedy ją uratował. Strach pomyśleć o tym co by jej zrobili, gdyby nie on. Bez magii była jak bezmyślna kukiełka. Pewnie by ją torturowali, a na końcu zabili.
Ciemnowłosy chwycił sztylet Juvii i nim Lord Sombra zdążył zareagować, wbił go w przedramię oponenta. Brat Styks jedynie warknął i puścił strażnika lodu.
- Jestem przekonany, że tego właśnie chciałaby strażniczka księżniczki Lucy - rzucił z chytrym uśmiechem Gray. - Chociaż wolałaby pewnie poderżnąć ci gardło.
Mężczyzna wyciągnął ostrze z ciała i odrzucił je. Mag lodu ponownie przypuścił atak. Tym razem skupił się na nogach przeciwnika. Biegł w stronę Sombry, ale kilka metrów od celu, pod nogami Gray'a coś wystrzeliło do góry. Lord niewzruszony stał przed lodowym słupem. W pewnej chwili odwrócił się i złapał miecz maga lodu, zanim ten spadł na jego plecy. Zacisnął palce na ostrzu. Ciemnowłosy starał się je wyrwać w obawie, że jeszcze chwila, a te rozpryśnie się na setki kawałków. Rozumiejąc, że nie dorównuje Sombrze siłą postanowił użyć innego sposobu.
- Na twoim miejscu miałbym oczy dookoła głowy - rzucił.
Lord nie odrywał wzroku od swojego przeciwnika. Jednak nieco poluzował uścisk. Nagle na twarz Gray'a wypłynął uśmiech i chłopak podniósł głowę. Sombra niepewnie podążył za jego wzrokiem. W ich kierunku pędziły lodowe sople. Mężczyzna puścił strażnika i chciał odskoczyć, ale szybko zauważył, że jego nogi pokrył lód.
- Ty-
Ciemnowłosy odskoczył zanim pociski trafiły w cel. Poderwał się kurz, gdy lód zetknął się  z ciałem Sombry. Gray zerwał się z ziemi i przyjął postawę gotową do dalszej walki.
To niemożliwe, aby ktokolwiek przeżył, będąc podziurawionym jak ser - przeszło mu przez myśl. - Wygrałem. Sombra nie żyje.
Powoli opuścił miecz. Czuł jak jego ręce i głowa pulsują bólem. Dyszał ciężko. Każda, nawet najdrobniejsza rana płonęła.
- Twoje sztuczki nie wystarczą, żeby mnie pokonać, chłopcze - skwitował wojownik.
Wtem wokół kostki Gray'a owinęła się cienista macka, która zwaliła go z nóg i po chwili uderzyła nim z całą siłą o ziemię.  Strażnik lodu poczuł jak jego kości dzwonią. W ustach odezwał się smak krwii. Prawdopodobnie przegryzł sobie język. Zakaszlał w tym samym momencie, w którym macka ponownie go uniosła i z impetem kolejny raz wbiła w ziemię. Ciemnowłosy starał się podnieść, ale jego nogi były jak z waty.
Przed sobą zobaczył Lorda Sombrę. Na jego pelerynie widniały kryształki lodu i dziury.
- Refleks zawiódł, co? I tak cię trafiłem - zaśmiał się kwaśno Gray.
Mężczyzna przyklęknął nad nim i wbił mu ostry nagolenniki w bok. Chłopak skrzywił się z bólu.
- Teraz mnie nie zawiedzie - rzekł, unosząc czarny miecz nad głowę. - Twój poprzednik też myślał, że może wygrać. Ale go zabiłem. A zaraz potem jego gorącego kolegę.
Gray uniósł brew. Może i znajdywał się w nieciekawym położeniu, ale i tak zabrzmiało to dziwnie.
- Żegnaj, lodowy strażniku.
Nagle Sombra zesztywniał i otworzył szerzej oczy z niedowierzaniem, patrząc na twarz swojej dotychczasowej ofiary. Potem podniósł głowę i nagle jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Po plecach spływała mu krew, mieszająca się z potem. Gray wbił głębiej miecz, który przeszedł na wylot i pojawił się u dołu kręgosłupa Lorda.
- Tym razem ja mam swojego gorącego kolegę obok - rzucił strażnik lodu, ciesząc się z każdej kropli krwii, która wypływała z ust brata Styks.
Natsu jedynie skinął, nie mogąc zdobyć się na uśmiech. Wyciągnął ostrze z gardła Sombry, po czym podpalił je i bez chwili zawahania odciął mężczyźnie głowę. Gray skopnął z siebie ciało i podniósł się na łokciach. Do jego nozdrzy dopadł smród krwi, palonego ciała i ziemi. Mag ognia pomógł wstać przyjacielowi.
- Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie zginąłeś - rzekł Gray, ciesząc się chwilą przerwy od walki.
Zauważył brązowego gryfa przy boku Natsu i zmarszczył posępnie brwi. Mag ognia pochwycił jego spojrzenie i momentalnie spuścił głowę. Jednak nie powiedział nic więcej.
- Dalej, śnieżynko, mamy robotę do zrobienia - odezwał się w końcu. - Wciąż są tutaj cienie i katapulty. Sam nie dam rady tego wszystkiego się pozbyć.
Gray kiwnął głową. Mimo ran pozwolił sobie na delikatny uśmiech.
- Będę tuż za tobą.


Brillo zrobiła obrót i zionęła. Biały ogień pokrył grzbiet Tristezy, jednak jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Styks ugasiła go za pomocą cienia. Lumiency uniknęła ataku złej królowej i posłała w jej stronę szept gwiazd. Cały czas kątem oka zerkała na to jak radzi sobie jej armia. Zginęło już tak wielu.
I zginie jeszcze więcej jeśli nie uda ci się jej pokonać - warknęła w duchu.
W brązowych oczach dziewczyny błyszczała determinacja.
- Zbliż się do niej Brillo - zawołała Lucy.
Smok posłusznie ruszył w stronę siostry, przygotowując do ataku ostre zęby. Gdy zatopiła je w szyi Tristezy, księżniczka przeskoczyła na wrogiego smoka. Musiała działać. Wspięła się po twardej łusce i odnajdując równowagę pobiegła w stronę Styks. Kobieta pomagała swojemu smokowi, obwiązując skrzydła białego smoka lepkim cieniem.
- Styks! - zagrzmiała Tristeza, czując na sobie buty Lucy.
Jednak było za późno. Dziewczyna rzuciła się na złą królową. Styks, tracąc oparcie  bezradnie wyciągnęła ręce do przodu. Chwyciła się włosów Lucy, zwalając ją na kolana.
- Puszczaj mnie! - krzyknęła blondynka.
Jednak zła królowa zaczęła powoli się na nich wspinać. Księżniczka warknęła i wzięła zamach swoją włócznią, przecinając włosy. Zdumiona Styks straciła ostatnią deskę ratunku i zaczęła spadać. W jednej chwili Tristeza wyszarpała się Brillo, raniąc swoją szyję i poszybowała w dół.
Z Lucy na grzbiecie.
Biały smok ruszył w ślad za nią.
Kilkanaście metrów nad ziemią, Tristezie udało się ocalić swojego jeźdźca. Lucy od razu zjechała z ogona wrogiego smoka i biegiem rzuciła się w stronę swojej sojuszniczki. Korzystając z chwili, związała krótkie kosmyki rzemykiem. Odezwały się także rany. Styks wyszła przed swojego smoka i nagle padła na kolana. Zaniosła się płaczem. Łzy toczyły się po jej twarzy niczym potok. Wrzasnęła i objęła się ramionami.
- Co się stało? - spytała Lumiency.
- Zabili Sombrę - odpowiedziała Brillo. - Jej brata.
Lucy kiwnęła głową. Nawet nie pytała skąd one to wiedzą. A więc to po ich stronie leżała przewaga.
Nagle Styks podniosła się i owiała przeciwniczki jadowitym spojrzeniem. Chwyciła cztery klejnoty, zdobiące jej pierś i oderwała je.
- Sombra nie zasłużył sobie na taki koniec - warknęła przez łzy. - Ale nie martw się bracie. Pomszczę cię.
Rzuciła kryształy w górę i zanim Brillo zdążyła cokolwiek zrobić, Tristeza podpaliła je.
- Śmierć mojego brata nie pójdzie na marne! Lumiency, gdy tylko z tobą skończę będziesz mnie
b ł a g a ć  o śmierć! Zawsze byłaś uparta, ale to było zabawne. Dzisiaj stanowczo już za bardzo mnie DENERWUJESZ.
Kryształy pękły i z ich środka wyłoniły się cztery stwory.
- C-Co? - szepnęła Lucy.
Slippterus, Wexus, Takeru i Vulcanus.
Ale czarni, czarni jak smoła, nie mający swojego blasku. Niemal przezroczyści.
- To cienie - zagrzmiała Brillo. - Przyjaciółko...!
Wtedy Slippterus zasyczał i wystrzelił do przodu jak struna. Biały smok został odrzucony do tyłu.
- Nie! - krzyknęła Lucy.
- Wasza trójka - warknęła Styks. - Nie oszczędzajcie nikogo. Wszyscy mają zginąć. I jeszcze...
Uśmiechnęła się szeroko, patrząc w przerażone oczy blondynki.
- PRZYNIEŚCIE MI GŁOWY ZABÓJCÓW MOJEGO BRATA!
Z tymi słowami trzy potwory ruszyły w stronę pola bitwy. Lumiency zacisnęła pięść na włóczni. Styks odwróciła się tyłem do Lucy i wspięła się na Tristezę. Nieoczekiwanie wokół nóg blondynki owinęły się cieniste macki, a następnie poderwały ją w górę. Dziewczyna grzmotnęła twarzą o ziemię i jęknęła. Jednak szybko zrozumiała, że się unosi. Nie mogła użyć broni. Jej ręce jak i nogi były skrępowane.
- Tobą zajmę się później - warknęła.
Następnie wzięła spory zamach i rzuciła Lucy o pobliskie wzgórza.
- Tristezo. Poszukaj ciała Sombry - szepnęła Styks.

Lucy widziała tylko jak czarny smok podrywa się do lotu, a zaraz potem nastała ciemność. Przypomniała sobie wizję, którą zobaczyła przed obudzeniem Sombry. Czy coś się zmieniło? Tam też uderzyła o góry i zginęła. Tylko tam razem z nią była Brillo. Teraz była sama.
Chciała się obudzić, ale powieki były zbyt ciężkie.
Musisz przyzwać strażników klejnotów Lucy.
Lumiencę otoczyło zimno, a po chwili odezwał się ból. Odrętwienie i cierpienie zmęczonych i poranionych rąk i nóg, to pierwsze co poczuła. Zaraz potem udało jej się unieść powieki. Niebo było czerwone. Bitwa trwała już prawie cały dzień. 
Blondynka podniosła się z trudem i omiotła okolicę spojrzeniem. Styks jak i trzy potwory wprowadziły chaos na polu bitwy. Elfy szukały Lumiency i Brillo. 
- O nie - szepnęła. - O nie, nie, nie!
Zmuszając się do biegu, zjechała z górki i stanęła jak wryta. Musiała prosić o pomoc strażników. Bez nich się nie uda. 
Spojrzała na klejnoty i próbowała je wyciągnąć. 
- Nie chcą wyjść - jęknęła płaczliwie. - Co robić, jak mam ich przyzwać? 
Brillo walczyła z cieniem Slippterusa. Wąż nie ranił jej, ale smok musiał marnować na tę bezsensowną potyczkę cenną energię. 
Lumiency czuła się bezsilna. 
Jej wojsko było dziesiątkowane przez armię Styks i potwory, a ona nie potrafiła porozumieć się ze strażnikami. Padła na kolana, czując, że rana na łydce promienieje coraz to większym bólem. 
Lucy, moje dziecię, nie płacz.
Księżniczka podniosła wzrok i ostatnia porcja łez spłynęła po brudnych i poranionych policzkach.  Tuż przed nią stała istota, która już wiele razy jej pomagała.
- Jednorożec - szepnęła. 
Magiczne stworzenie podeszło do niej bliżej i przejechało rogiem po skaleczeniach na dłoniach, a te natychmiast zniknęły. Po uleczeniu rany na łydce, samica podeszła do klejnotów na włóczni. Przyłożyła do nich róg i broń zalśniła. Cztery kamienie uniosły się i pojawiły się na nich znaki strażników. 
- Przyjaciele - rzekł jednorożec. - Użyczcie nam swej siły. 
Już po chwili każdy z kryształów leciał w inną stronę. 
Swoich cieni. 
Takeru zaryczał, gdy stanął przed cieniem Vulcanusa.
- Nawet jeśli jesteś jego nędzną podróbką to i tak będę się cieszyć z twojej przegranej - oświadczył żółw.
Wexus pojawiła się przed cieniem Slippterusa, wbijając szpony w jego ciało i odrywając od Brillo. 
- Smoki są przyjaciółmi Królowej Przestworzy - zawołała donośnie. 
Slippterus zaatakował cień Takeru, plącząc mu nogi własnym ciałem. 
- Może i jestem ślepy, ale wciąż czuję twój smród cieniu - zasyczał jadowicie.
Vulcanus pochwycił ogon cienia Wexus i ściągnął ją na ziemię.
-  Długo czekałem na dzień, w którym znowu będę mógł zawalczyć w obronie jeźdźca - zaryczał ognisty potwór. 
Lucy miała ochotę płakać ze szczęścia. Wsiadła na grzbiet jednorożca i pognała w stronę Brillo. Jednak przed smokiem magiczna istota przyspieszyła jeszcze bardziej. 
- H-Hej! - zdumiła się Lumiency. 
Ale jednorożec nie słuchał. Zanim wniknął w ciało Brillo, ta porwała Lucy w zęby i zarzuciła sobie na grzbiet. 
- Co? - jęknęła. 
- Nie przejmuj się tym, przyjaciółko. Mamy wojnę do wygrania - mówiąc to, wzbiła się w powietrze i poleciała w stronę Tristezy. 
Czarny smok kołował nad polem bitwy. Styks była tak zajęta, że nie zauważyła nawet jak jej cieniste potwory zostały zatrzymane. 
- Brillo ja... znam zaklęcie - wyznała Lucy. - Dobrze wiesz, że bez niego to się nie skończy.
Smok milczał, w końcu wzbił się jeszcze wyżej i powoli leciał w stronę swojej siostry. 
- Posłuchaj Lumiency. Jesteś biologicznie połączona z twoją mocą. To cię zabije. Zginiesz - zakomunikowała z bólem w głosie. - Ta wojna może trwać dopóki nie zginie Tristeza lub ja. Jednak wtedy zakłócilibyśmy harmonię. Skłamałabym, gdybym ci powiedziała, że chcę ją zabić. To Styks zatruła jej serce. Tylko ty możesz ocalić moją siostrę i położyć kres temu wszystkiemu. Ale nie mam zamiaru cię o to prosić. Jesteś moim jeźdźcem, dlatego pragnę, abyś ty właśnie przeżyła. 
Lumiency kiwnęła głową na znak, iż rozumie Brillo. Nie mogła jednak zmienić zdania.
- Wiesz, po tym ile razy używałam już mojej magii, mógłby mi zostać nawet tydzień życia - zażartowała.
Jej żart jednak spotkał się z ciszą.
- Co mam zrobić, aby to zadziałało? - spytała. 
Biały smok wahał się. 
- Musisz wypowiedzieć je, mając na rękach krew Styks - odparła. - Jeśli chcesz to naprawdę zrobić... To teraz. Zła Królowa jest pogrążona w smutku po śmierci brata. Nie myśli racjonalnie. Kiedy ci powiem, skacz.
Lucy wstałą i zbliżyła się do rogu smoka. Uderzył w nią strach, ale wtedy nagle przypomniała sobie twarz Natsu. Jeśli teraz zginie, nigdy nie powie mu, że go kocha. Te słowa będą niewypowiedziane.
Zacisnęła wargi. A Juvia, Wendy? Były z nią odkąd pamiętała. Tak jak Macarov... Oh, dziadku. Mam nadzieję, że to pomoże. Chcę byście żyli.
- Skacz.
Bez wahania wykonała polecenie i skoczyła. Brillo odbiła ją ogonem. Lucy wyciągnęła przed siebie włócznię i zamknęła oczy.
Spadanie było dużo szybsze od wzbijania się.
Styks była zaślepiona szukaniem ciała brata. Zobaczyła księżniczkę Magnolii dopiero, gdy ta spadła na nią z nieba i wbiła ostrze w jej brzuch.
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież... - zaczęła recytować. - Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie, pozwól im siebie poznać, poprzez mnie... O Tetrabibliosie... 
 Styks zachłysnęła się krwią i padła na kolana, a wraz z nią Lucy. Z oczu Złej Królowej biła głęboka złość i smutek. Lumiency jednak nie przestawała. Musiała uratować Tristezę. Czarny smok zaryczał głośno i nagle padł na ziemię, tak jakby skrzydła odmówiły mu posłuszeństwa. Czerwona posoka spływała po palcach księżniczki, gdy ta kontynuowała. 
- Jam ta, która gwiazdami włada... Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę. Niech 88 znaków... Zabłyśnie - zakończyła i zacisnęła wargi, zanim wypowiedziała ostatnie słowo. 
Ze Styks powoli uchodziło życie i chociaż Lucy przerwała na zaledwie kilka sekund, zauważyła jak wielki ból targał kobietą. 
Pora to zakończyć - pomyślała. 
- URANOMETRIA!

 Natsu pierwszy raz widział coś tak pięknego i jednocześnie zabójczego. Nagle z nieba spadł grad gwiazd. I nikt nie wiedział czyja to sprawka, dopóki nie zobaczyli białego smoka nad ich głowami. W jednej chwili obie armie się zatrzymały. Tristeza upadła. Gwiazdy uderzyły w smoka, a następnie zniszczyły wszystkie cienie. Światło było tak oślepiające, że na chwilę mag ognia musiał zasłonić oczy. Jednak, gdy blask opadł nastała cisza. Dym, który dotychczas unosił się z Tristezy zniknął. Sam smok z przejmującej czerni, stał się dumnym grafitem. Brillo zaryczała nad nimi i zionęła białym ogniem.
- Tak kończy się ta wojna. Wraz z śmiercią złego jeźdźca i jej brata - oświadczyła. - Na ziemie Fiore powracają harmonia i równowaga.
Gray, stojący obok Natsu uderzył przyjaciela w ramię i uśmiechnął się szeroko. 
- Uratowaliśmy świat, jak się z tym czujesz? - zaśmiał się.
- To ona go uratowała, Gray - odparł Natsu, patrząc jak Lucy staje na głowie Tristezy i unosi włócznię. 
- Przywitajmy wolność! - krzyknęła, unosząc broń. 
Cztery potwory kolejno ryknęły w aprobacie, a wraz z nimi tłum. Nie tylko elfów, ale i żołnierzy martwej królowej. 
Natsu zerwał się do biegu. Kątem oka dostrzegł Arianę i Erzę, które o czymś żywo dyskutowały. Usłyszał jedynie kilka słów związanych z niewinnymi ofiarami wojny, zanim zniknęły z jego pola widzenia. W pewnej chwili obok niego przebiegły Levy z Wendy, z łzami w oczach. Elfy stanęły jak na baczność z tajemniczymi uśmiechami wymalowanymi na twarzy. Nawet Gurin i Shiro pojawili się gdzieś z boku. 
- Lucy! Lucy! - wołał Natsu. 
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i obdarzyła go ciepłym uśmiechem. Chciała zejść z łba Tristezy, ale nagle nogi się pod nią ugięły i spadła na ziemię. Armie wstrzymały oddech. Strażnik ognia dopadł do ciała dziewczyny i chwycił ją w ramiona. 
- Udało ci się. Naprawdę... Boże, dziewczyno, zrobiłaś to - zawołał z radością i niepokojem. - Musisz być bardzo, bardzo zmęczona. Odpocznij, ja, ja... zabiorę cię do obozu. Potem porozmawiamy.
- N-Nie, Natsu. Musimy... porozmawiać... teraz - jęknęła. 
- Lumiency, aby pokonać Styks i uratować harmonię użyła uranometrii - szepnęła łagodnie Brillo. 
- Co to znaczy? Te gwiazdy, to była ona, prawda? - Natsu poczuł, że zaczyna drżeć. 
- Te gwiazdy, które oczyściły Tristezę były magią, która ma swoje konsekwencje - odparła smoczyca.  - W zamian za pomoc... korzystały z jej życia. Lumiency zostało kilka minut, nie więcej - dodała. 
Natsu poczuł jak niewidzialny sznur oplątuje mu gardło. Spojrzał na bladą, wycieńczoną i pokrytą siniakami twarz dziewczyny. Dolna warga zaczęła mu drgać. Pokręcił przecząco głową, nie potrafiąc przyjąć do siebie tej wiadomości.
- Lucy...
Uśmiechnęła się bolesnym uśmiechem i wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego policzka. Mag ognia nawet nie zauważył jak wokół nich zaczęli gromadzić się kolejni przyjaciele. Macarov, Laxus stali tuż obok Mirajane i Gurina. Erza i Gray stali z drugiej strony. Po chwili dołączyli do nich także Shiro i Fritz. 
- Natsu... proszę - wyszeptała i spojrzała znacząco na swoją włócznię. - Nie chcę... tak umrzeć - zaczęła się dławić krwią.  
Chłopak chwycił jej broń i włożył ją do drugiej ręki księżniczki. Ona jednak ostatkiem sił pokręciła głową i oddała mu włócznię, po czym nakierowała ją niezdarnie na swój bok.
- Proszę... dobij mnie - szepnęła z łzami w oczach. 
- Nie, ja nie... Nie zrobię tego, Lucy! - warknął przez łzy. 
Wtedy ona jedną dłonią ujęła jego szczękę i z tęsknotą wbiła się w jego usta. Natsu nie czekał długo i oddał pocałunek z mieszaniną miłości i smutku. Czuł krew. Jej wargi smakowały potem i krwią. Nagle poczuł, że Lucy rusza drugą ręką i nim strażnik ognia zdążył ją powstrzymać ona dźgnęła siebie włócznią. Zacisnęła pokrwawione palce na dłoni Natsu, pilnując, aby ten nie wyciągnął ostrza. Chłopak załkał i oderwał się od jej twarz, ale ta zmusiła go do powrotu, odnajdując jego wargi. Łzy przysłoniły mu widok. Znowu się wyrwał i przyłożył czoło do jej czoła. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek. 
- Kocham cię, Natsu - wyznanie spłynęło z jej ust, po czym nabrała ostatni wdech i zamknęła oczy.
Jej pierś opuściło ostatnie tchnienie. 
Mag ognia miał wrażenie, że ktoś mu wyrwał serce. Bezwładna głowa dziewczyny opadła na jego ramię. Chłopak podniósł wzrok na zebranych. Zdjął rękę z włóczni, która ostatecznie ją zabiła. 
- Zabiłem ją - wyszeptał. - Dlaczego... to... nie.
Erza chciała do niego podejść, ale zatrzymała ją ręka Gray'a. Spuścił głowę i nie odezwał się. Rycerz zasłoniła usta dłonią i zamknęła oczy. Elfy, Magnolijczycy i Miajane nawet nie ukrywali łez. 
Brillo podeszła do siostry i trąciła jej pysk nosem. Tristeza obudziła się po chwili i spojrzała na białego smoka złotymi oczami. 
- Siostro, ja... - Skuliła się i odwróciła łeb. - Przepraszam. 
Brillo otuliła ją skrzydłem. 
- Nie kłóćmy się więcej - rzekła łagodnym głosem, próbując ukryć smutek. 
Tristeza była w stanie jedynie spuścić łeb i ukryć głowę przy boku siostry.
- Ta wojna od początku nie miała rozstrzygnąć, która z nas ma rację - powiedziała cicho biała smoczyca. - Ale która z nas ma odejść. A teraz jesteśmy znowu razem, same.  
Uniosła łeb ku górze, przyglądając się zachodzącemu słońcu.
Jutrzejszy poranek wszyscy przywitają bez kajdan na rękach, jako wolne istoty.

___________________________________________________________________________________


Tak kończy się ta historia.
 Pozostał nam jeszcze epilog. 
Rozdział ma w sumie 3321 słów i zastanawiałam się, czy nie podzielić go na dwa, ale finalnie stwierdziłam, że na finał może być taki długi. 
Jak wam się podoba koniec? Spodziewaliście się tego? 
Dajcie znać w komentarzu, a ja tymczasem się z wami żegnam i do zobaczenia w epilogu!

piątek, 10 sierpnia 2018

Rozdział 40 - Chaos

 Rozdział 40


Gajeel wiedział, że nie powinien rozpraszać się przybyciem gryfów. Jednak nie mógł się powstrzymać od przystanęcia na kilka sekund i podziwiania burzy pazurów oraz piór. Fritz krzyknął, przywołując go do porządku. Ta walka wciąż nie była wygrana. Może i latający sprzymierzeńcy wyrównali nieco szanse i zaskoczyli Styks, ale cienie, rhinony i żołnierze wciąż atakowali.
- Uwaga!
Jeden z cieni przemknął nad mężczyzną, prawie skręcając mu kark i odrywając głowę. Gajeel natychmiast się odwrócił i nie wahając się ani sekundy przebił istotę mieczem. Dogonił go Fritz i zgromił go spojrzeniem inteligentnych oczu.
- Bądź bardziej ostrożny. Nic tak nie cieszy wrogów jak śmierć dowódcy przeciwnika - oświadczył.
Prawda była taka, że Gajeel ledwo słyszał jego słowa przez panujący zgiełk. Przytaknął jednak i wymieniając skinienia z generałem ruszył w chaos walki. Od samego początku starał się trzymać obrzeży, ale wygląda na to, że to w środku był dużo bardziej potrzebny. Elfi łucznicy bombardowali wrogie wojska gradem strzał, a gryfy niszczyły kolejne katapulty, torując elfom drogę. Natsu podpalał drewniane konstrukcje i dym uciekał w górę.
To jakiś obłęd - pomyślał żelazny wojownik.
Żołnierze Styks uciekali w popłochu, ale ich fala i tak się nie zmieniejszała. Wręcz odwrotnie.
Zabijając kolejnych wojowników Gajeel czuł jak jego dłonie coraz bardziej ociekają krwią. Nie chciał tego czuć. Strzały latały nad jego głową, a obok ginęli sprzymierzeńcy i wrogowie. Zbroja generała była ubrudzona czerwoną posoką. Pod rękawicami zaczęły robić mu się odciski od ściskania miecza. To nie pierwszy raz kiedy uczestniczył w wojnie. W imię Styks zdobywał kolejne miasta. Mordował i zniewalał kolejnych ludzi.
I teraz robi to samo, ale w imię Lucy.
Miał już dosyć bycia jedynie pionkiem w tym wszystkim. Jeśli wygrają, jeśli uda im się pokonać złą królową i zakończyć to wszystko... ucieknie. Odejdzie daleko stąd. I zabierze ze sobą Levy.
Myśl o dziewczynie jednocześnie dodała mu odwagi jak i przyprawiła go o blady strach. Biegała gdzieś tutaj i pomagała rannym. Powienien wierzyć w to, że da sobie radę. W końcu jest z nią Wendy i Mirajane. Nie mógł tracić energii na zmartwienia.
Zamachnął się i rozciął kolejny cień od pasa w górę.
Wtem nagle stracił dech. Coś skoczyło na jego głowę i otoczyło go. Wypuścił miecz z ręki i próbował złapać oprawcę. Nie potrafił tego chwycić. Obraz przed oczami mu pociemniał. Od razu domyślił się, że wpadł w pułapkę. Istota cienia tylko czekała, aż nie będzie pilnował pleców.
Miecz... gdzie miecz? - jęknął w duchu.
Tylko żelazo mogło zabić cień.
Jednak nagle odetchnął. Istota zaczęła się rozpływać. Gajeel nie mógł się ruszyć. Zmusił się by spojrzeć w dół. Z jego piersi wystawało czarne ostrze, z którego powoli skapywała krew.
Jego krew.
W jednej chwili zakrztusił się i stracił czucie w ciele. Drżąc, odwrócił się jak na szpilkach i otworzył szerzej oczy, widząc postać przed sobą.
- Nikt cię nie nauczył co spotyka tych, którzy zdradzają własne królestwo? - Lord Sombra wbił miecz głębiej, na co Gajeel wydał zduszony skowyt.
Po chwili wyjął broń z wiotkiego ciała byłego generała i strzepnął z ostrza jego krew. Z cichą przyjemnością patrzył jak żelazny wojownik spada z konia i uderza o ziemię.
Sombra jeszcze przez moment napawał się widokiem ulatującego z Gajeel'a życia, po czym zawrócił swojego ogiera i zniknął w widzę walki, zostawiając za sobą rzekę krwii.

 

Natsu pilnował, aby żadna z linii bitwy nie upadła i nie pozwoliła wojskom Styks ich otoczyć. Elfy były sprawnymi wojownikami i udało im się przebić w jednym miejscu. Jednak Gajeel, który miał poprowadzić szturm gdzieś zniknął. Gdyby nie szybka reakcja Ariany, straciliby szansę. Rhinony taranowały wojowników elfki. Kilka gryfów zginęło pod nogami opasłych zwierząt.
Ukradkiem spojrzał w stronę smoków, które były złączone w okrutnym tańcu śmierci. Widział jak co rusz po niebie suną złociste pokłady magii, a także cieniste macki.
Nie mógł im pomóc.
Wiedział, że Lucy da sobie radę. Nie miała wyjścia.
Poklepał Happy'iego po boku i wskazał kolejną katapultę. Gryf od razu zrozumiał. Dał nura w powietrzu i pędził w stronę drewnianej konstrukcji. Natsu wyciągnął miecz, który szybko rozjarzył się blaskiem płomieni. Jednak zanim dotarli do swojego celu, Happy nagle obrócił się i stracił równowagę.
- Happy! - krzyknął mag ognia.
Gryf zapiszczał i po chwili uderzył jednym ze skrzydeł w wystającą skałę. Skowyt zwierzęcia przebił serce Natsu niczym strzała. Podniebna istota zaczęła spadać. Chłopak ze wszystkich sił starał się pomóc przyjacielowi, ale nie wiedział co robić. Po kilku sekundach uderzyli w ziemię. Strażnik ognia pokoziołkował kilka metrów do przodu. Powoli podniósł się na łokciach, ale ból, który promieniował od kości lewego przedramienia zwalił go z powrotem na ziemię.
Złamana - warknął w myślach.
Przed oczami nagle wylądowało mu niebieskie pióro i mag ognia od razu przypomniał sobie co się stało. Uważając na ranną rękę wstał i podbiegł do leżącego ciała gryfa. Nie ruszał się. Natsu padł na kolana i rozbieganym wzrokiem lustrował zbroję zwierzęcia. Z boku wystawała strzała. Mag ognia, siląc się na delikatność wyciągnął ją i odrzucił z nienawiścią.
- Happy, o matko, Happy - jęknął, chwytając jego pysk.
Skrzydło, które uderzyło o skałę krwawiło, gdzieniegdzie obdarte aż do kości. Strażnik ognia poczuł jak łzy cisną mu się do oczu. Otarł je zdenerwowanym ruchem ręki. Kciukami zaczął głaskać pióra przy dziobie Happy'iego. Czuł, że zwierzę powoli oddycha. Jego czarne jak węgielki oczy były zamknięte. Natsu przycisnął rozgrzane czoło do łba gryfa i zacisnął wargi. Po chwili z płuc Happy'iego uciekło ostatnie tchnienie.
Chłopak zdał sobie sprawę, że trzyma już tylko zwłoki swojego przyjaciela. Tym razem już się nie powstrzymywał.
Załkał.


Gray nie potrzebował konia. Sunął na stworzonym przez siebie lodzie i korzystał z tego, że żołnierze Styks nie potrafili go dosięgnąć. Tworzył lodowe sople, które wbijały się z trzaskiem w wrogie ciała. Gdyby nie ponura prawda, że odbiera życie innym, mógłby nawet to polubić. Wiedział też, że gdy zacznie się nad tym rozwodzić to może się zacząć wahać i stracić przez to życie.
A tego nie mógł zrobić.
Zawiódłby wtedy Lucy, zawiódłby Natsu i zawiódłby Juvię.
Oh, Juvio. Dobrze, że tego nie widzisz - rzekł w duchu.
Walczył i zabijał w słusznej sprawie - dla bezpiecznego jutra. A to była ofiara, którą musiał poświęcić, aby to osiągnąć.
Stworzył kolejną lodową zjeżdżalnię i skoczył. Kilka ostrych odłamków lodu utkwiło w ciele nieopodal biegnącej rhinnony. Zwierzę zatrzymało się i po chwili upadło, odsłaniając ukrytą za nią postać. Gray rozpędził się na lodzie i stworzył pętlę nad cieniem, odcinając mu głowę. Nagle coś skoczyło na niego z tyłu.
Cień?! Pułapka! - krzyknął w myślach.
Zabrał mu oddech i świat stał się mętny. Ale Gray, zachowując zimną krew sięgnął po sztylet Juvii schowany za jego pasem i wbił w ciało przeciwnika. W tej samej chwili, gdy cień się rozpłynął poczuł za sobą czyiś ruch i natychmiast się odwrócił. Jadowity uśmiech wpełzł na usta Gray'a, widząc swojego nowego przeciwnika.
- Jak widać jesteś nieco sprytniejszy od innych - oznajmił Sombra, ukradkiem zerkając w stronę, z której przyszedł. - Trzeba będzie wymyślić nową sztuczkę.
- Jak z tobą skończę to nie będziesz miał czym myśleć - zaśmiał się chłodno mag lodu, wyciągając miecz.
Lord zmierzył broń poważnym spojrzeniem i podniósł głowę, odnajdując oczy Gray'a.
- Strażnik lodu, interesująco - mruknął. - Zawsze był z wami problem. I zawsze musiałem wam pokazywać, że to ja tu rządzę.
Ostatnie słowa krzyknął zanim zamachnął się mieczem. Ale Gray był przygotowany. Odparł atak Sombry i obdarzył go wyzywającym uśmiechem.
Od dawna czekał na dzień kiedy będzie mógł odrąbać mu głowę.

____________________________
Oto i rozdział 40!
Wojna ma wiele ofiar i nawet Fairy Tail nie może tego zmienić.
A najgorsze jest to, że to jeszcze nie koniec walki.

Korzystając z okazji:
Wcześniej zapomniałam dodać tutaj linku, a wywiad ma już prawie rok (No nieźle, Coco)
Ale gdyby ktoś był ciekawy autorek jak i bloga:

 
Widzimy się w rozdziale 41!



środa, 20 czerwca 2018

Rozdział 39 - Wojna

Rozdział 39


Obie armie naparły na siebie. Pierwsza linia przełamała się i rozpoczęła się zacięta walka. Erza miała wrażenie, że Styks wykorzystuje nieskończone pokłady żołnierzy. Po każdym zabitym przychodził następny. Jednak w przeciwieństwie do strony Brillo, Styks nie będzie się przejmować ubytkami wśród swoich podwładnych. 
- Trzymaj się z daleka! - warknęła Erza, uderzając w szarżującego na nią piechóra. 
Mężczyzna upadł, a koń nieświadomie po nim przebiegł. Czerwonowłosa wzięła zamach i przecięła gardło kolejnemu napastnikowi. Strzepnęła krew z miecza i zaatakowała kolejnych wojowników Złej Królowej. 
- Coś jest nie tak - szepnęła. - To zbyt proste. 
Żołnierze Styks byli beznadziejni. Padali jak muchy. Nie wiedzieli jak trzymać broń, ani nawet tego, żeby nie odsłaniać gardła. A gdy już atakowali, uderzali słabo, jakby od niechcenia. 
Kilkanaście metrów dalej buchnął ogień, podpalając wrogie wojska. 
- Przegrupować się! - wydała komendę Erza. 
Oddziały natychmiast jej posłuchały i następnie naparły na przeciwników ponownie. 
Uniosła miecz i pozbawiła życia kolejnego wojownika. Nagle coś z głuchym tąpnięciem uderzyło tuż obok Erzy. 
Kamień!?
Przerażony koń zaczął wierzgać, a po chwili strącił jeźdźca ze swoich pleców i uciekł. Kobieta szybko otrząsnęła się ze zdezorientowania i stanęła na nogach. 
- Znowu się spotykamy.
Rozpoznała ten głos.
- Gurin. 
Odwróciła się i zapełniła dzielącą ich odległość mieczem. 
- Wiesz, Ariana zawsze chciała mnie pokonać. Ale nigdy jej się to nie udało. Odkąd pamiętam popełniała najbardziej podstawowe błędy - oznajmił, wyciągając swój miecz z ziemii i kierując go w stronę Erzy. - Na pewno szło jej lepiej niż zwykłemu cywilowi.  Jednak do wojowniczki zawsze sporo jej brakowało. 
- Dlaczego mi to mówisz? - Syknęła.
Oddział potrzebował dowódcy. Musi szybko się uporać z tym nadętym zdrajcą i kazać się przegrupować. Nic tak nie zaniża morali żołnierzy jak śmierć lidera.
- Żebyś się zastanowiła z kim ty teraz tak naprawdę walczysz, rycerzyku - rzekł, a następnie zaatakował kobietę.
Jego kunszt przypominał taniec. Zgrabnymi ruchami nacierał na miecz Erzy, zmuszając ją do obrony. W końcu znalazła w sobie na tyle dużo siły, aby go odpechnąć. Gurin nie czekał na jej ruch. 

PRYSK

Ich miecze się skrzyżowały.
- Myślałam, że jesteś honorowym wojownikiem, ale jak widać się myliłam. Zdradziłeś swoich przyjaciół, rodzinę, swoją władczynię...
Na twarzy Gurina pojawił się zirytowany grymas.
- Nigdy jej nie zdradziłem. Zawsze będę po stronie Lumiency - oświadczył, napierając mocniej na kobietę.
- Ha! - parsknęła. - Zdradziłeś naszą strategię Styks. 
- Lumiency zawsze była zbyt uparta. Mogła się nie wyróżniać, mogła prowadzić normalne życie. Ale zawsze musiało zdarzyć się coś co kazało jej próbować ratować ten pokręcony świat - wrzasnął. - Nawet, gdy wiedziała, że nie ma szans. 
- O czym ty- 
Erza nie wytrzymała i upadła. Mężczyzna przystawił jej ostrze do gardła.
- Mówię o Crocus, Erza. O tym jak Lumiency chciała uratować stolicę i jak przegrała. Teraz będzie tak samo. Chcę ją przed tym uchronić. Myślisz, że kto był przez ten cały czas u jej boku?! Nawet smok ją wtedy opuścił.
Zacisnął dłonie w pięści.
- Ale elfy nigdy jej nie opuściły. Jej strażnik nigdy jej nie opuścił. Ja jej nie opuściłem. To ona nas opuściła i wybrała nowych strażników.
Nagle Erza poczuła, że zaczyna rozumieć co się stało dwadzieścia lat temu w Crocus. Wiedziała, że to Lumiency walczyła. Ale nie wiedziała, że wspomagały ją elfy.
- Byłeś strażnikiem... Lumiency? - szepnęła ze zdziwieniem.
Gurin ugryzł się w język. Zrozumiał, że powiedział zbyt wiele. Uśmiechnął się smutno.
- Nawet więcej. Byłem jej mężem. 
Erza wykorzystała roztargnienie Gurina i wysunęła ostrze z podeszwy, po czym wbiła mu je w udo. Mężczyzna zaklął i upadł na jedno kolano. Rycerz wstał i przystawił elfowi miecz do gardła, szarpiąc go za włosy.
- To już nie jest istotne, Gurin. Wtedy nie było przy niej Brillo oraz nas. Fairy Tail. - Wskazała na symbol, który pojawił się po walce z ostatnim strażnikiem kamienia.  - To nie jest ta osoba, którą kiedyś znałeś. Teraz to jest Lucy. A sabotowanie jej wojny, tylko po to by ją od niej odciągnąć było aktem głupoty, Gurin.
Elf nie odezwał się. 
- Dlaczego mnie wcześniej nie zabiłeś? - spytała. 
- Ponieważ wiem, że jeśli byś zginęła Lumiency straciłaby ważnego dowódcę. To nie jest mi na rękę. 
Zmarszczyła brwii i docisnęła ostrze do jego krtanii.
- Obudź się, Erzo i spójrz z kim walczysz - warknął. - Nadal nic nie rozumiesz? Naprawdę uważasz, że prawdziwi żołnierze Styks atakowaliby cię drugą stroną włóczni?
Kobieta pobladła, rozumiejąc co Gurina chciał jej przez ten cały czas przekazać. Odwróciła się i spojrzała na walczących.
- To nie żołnierze Styks. To cywile. 
Gurin uśmiechnął się. 
- Bingo. Ciekawe jak wiele swoich kolegów z celi już zabiłaś. 



Lucy czuła jak wiatr rozwiewa jej włosy. Krew zagłuszała jej dźwięk okrzyków wojennych. Oczy wpatrzone były jedynie w horyzont. 
Na wrogów.
Przywarła do zbroi Brillo i zerknęła na boki, patrząc czy elfy dotarły już na pozycje. Część z nich już czekała na walkę. Wszystko powinno być dobrze. O ile Styks nie przygotowała pułapek. 
- Bądź gotowa, przyjaciółko - ostrzegła ją smoczyca. 
Blondynka kiwnęła głową i zacisnęła zdrętwiałe palce na włóczni. 
Była bardziej niż gotowa.
Chciała śmierci Styks.
To ona zniewoliła Crocus, to ona zabijała ją dziesiątki razy, to ona torturowała Natsu, Graya i resztę, to ona napadła na Magnolię i ją zniszczyła, to ona odebrała jej magię i to ona teraz dosiadała Tristezy.
Lucy podniosła się i zobaczyła, że wojska już się zderzyły. Z paszczy Brillo buchnął ogień, który podpalił napastników. Znów wzbiła się w powietrze i wtem nagle szarpnęło nią w bok. 
- Aj!
Tuż obok nich przeleciał kamień. 
- Mają katapulty - szepnęła Lucy. - Jak dobrze, że mam plan o nazwie "Natsu". 
Smoczyca podpaliła jedną z konstrukcji, ale po tym jak kolejny kamień omal jej nie uderzył wolała nie ryzykować. Wycofała się i wzbiła wysoko do góry. Musiała dać sygnał strażnikowi ognia. Brillo musiała zaryczeć. Jednak wtedy drogę przecięło im potężne ciało Tristezy. Paszcza smoka wypełniła się dymem i ogniem
A następnie potężny płomień leciał wprost na białego smoka i jego jeźdźca. Smoczyca w ostatniej chwili umknęła przed śmiercionośną falą.
- Brawo, Lumienco. Ostatnim razem wystarczyło tylko tyle by cię zabić.
Do uszu księżniczki dotarł kpiący śmiech Styks. 
- Tristeza.
- Brillo.
Smoki mierzyły się uważnym spojrzeniem, gotowe w każdej chwili zaatakować. Pod nimi rozległy się głuche tąpnięcia. Żołnierze dosiadający rhinnon pędzili pomiędzy katapultami. Łucznicy Złej Królowej odgradzali elfom dotarcie do drewnianych maszyn. Cienie przemykały obok zwierząt i dymem dusiły wojowników Lucy. Katapulty stanowiły olbrzymi problem. 
Trzeba je zniszczyć. 
- Wygląda na to, że moja armia radzi sobie lepiej niż twoja - zaświergotała Styks. - Mój braciszek odpowiednio zadbał o dostarczenie wam... rozrywki. 
Lumiency nie odpowiedziała, za to podniosła włócznię i zamachnęła się nią. W mgnieniu oka w stronę Złej Królowej poszybowało ostrze magii. Gdy Tristeza zniżyła lot, aby zrobić unik, Brillo ryknęła, zagłuszając nawet odgłosy walki. Czarny smok natychmiast zaatakował. Nie wahał się ani chwili. Lucy rzuciła się na czubek głowy swojej smoczycy i gdy Tristeza zbliżyła się wystarczająco, wskoczyła na jej nos. Zdezorientowany smok zamknął paszczę, tłumiąc ogień w sobie. Brillo zrobiła obrót i uderzyła łeb siostry masywnym ogonem. W tym samym czasie Lumiency dobiegła do Styks i była gotowa zaatakować ją włócznią, gdy nagle kobieta uniosła ręce w geście poddania się. Blondynka zatrzymała się, próbując utrzymać się na grzbiecie wrogiego smoka. Wtem nieoczekiwanie z dłoni Styks spęłznęły cienie, które rzuciły się na księżniczkę. 
- Ugh! - jęknęła. 
Cienie niczym bicz uderzyły w jej napierśnik ze smoczej łuski. Dziewczyna straciła równowagę i zjechała z szyi Tristezy. Próbowała się łapać czegokolwiek, ale nie było niczego co mogłoby jej pomóc. Poczuła jak traci jakiekolwiek oparcie i spada. 
- Brillo!
Smoczyca odepchnęła paszczę siostry i zwinęła skrzydła, chcąc dorównać spadającej Lucy. 
- Ognia, Tristezo!
Słup dymu i ognia pognał w stronę białego smoka, który nie miał szans na ucieczkę. Umysł Brillo zamroczył się na moment, czując przenikliwy ból. Chwyciła swojego jeźdźca w pazury, po czym przyciągnęła do piersi i zasłoniła sobą, nim obie uderzyły o ziemię. 
Czarny smok wylądował kilka metrów dalej od tumanu kurzu. Nagle do uszu Styks dotarły stłumione krzyki z pola bitwy. Obróciła się w tamtą stronę i zacisnęła pięści ze złości. Twarz jej poczerwieniała z gniewu. Nie mogła uwierzyć w to co ta cholerna księżniczka ośmieliła się zrobić. Skierowała spojrzenie w miejsce gdzie wcześniej upadła Lumiency wraz ze swym smokiem. Nagle spośród kurzu buchnął ogień, który dosięgnął Tristezy. Smoczyca szybko zdusiła skowyt i wzbiła się w powietrze, a podmuch spowodowany machnięciem jej skrzydeł ukazał Brillo. Lucy uśmiechnęła się, widząc wyraz twarzy Styks. 
- Perfidna żmijo - syknęła Zła Królowa.
Brillo wybiła się z ziemii i zawisła w powietrzu, obserwując chaos jaki wywołał plan "Natsu" wśród wojsk Styks.
Happy wraz ze strażnikiem ognia stał na czele całej gromady gryfów. Podniebne stworzenia zrzucały kamienie na wrogą armię, a następnie atakowały katapulty. Natsu ciął przeciwników  mieczem niczym najsprawniejszy wojownik. Gdy zatapiał ostrze w żołnierzach Złej Królowej, czuł że żyje. Gryfy nurkowały w powietrzu i znikały wśród popleczników Styks. Następnie po nieszczęśnikach zostawał jedynie głuchy krzyk i krew. 
- Atak! - krzyknęła Ariana, unosząc miecz.
Elfy uderzyły w rozbitą formację wojsk Styks. 
- Wygląda na to, że moja armia, nie radzi sobie wcale aż tak źle - oświadczyła Lucy Styks.
Lumiency nie mogła powstrzymać kpiącego uśmiechu, który wymalował się na jej twarzy. 
__________________
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca tej historii.
Zostały jeszcze jakieś dwa, może trzy rozdziały.
Czy tylko ja nie mogę się doczekać finału?
Zapraszam do komentowania! 

sobota, 9 czerwca 2018

Rozdział 38 - Początek końca

Rozdział 38



Po ciężkiej nocy nastał świt. Lucy z bijącym sercem wpatrywała się w wschodzące słońce. Dzisiejszy dzień zadecyduje o przyszłości. Elfy, ustawiły się przed wzgórzem, tworząc srebrną rzekę zbroi i broni. Za plecami księżniczki stanął Natsu i Gray. Czasami zerkali na siebie znacząco, a zmęczone twarze rozjaśniał uśmiech. Nie powiedzieli Lumiency o szpiegach, którzy nawiedzili w nocy ich obóz, mając nadzieję, że pozbyli się wszystkich zanim ci zdążyli uciec.
W tłumie Lucy dojrzała Erzę i stojącą obok niej Arianę. Levy razem z Wendy i Mirajane wtopiły się w tłum kobiet, których zadaniem była opieka nad rannymi.
Brillo z potężnym podmuchem wylądowała za swoim jeźdźcem i dumnie wypięła pierś. Wszyscy czekali na przemówienie księżniczki. Nastała grobowa cisza i zebrani unieśli wzrok, oczekując. Blondynka podeszła bliżej skarpy i owiała żołnierzy śmiałym spojrzeniem.
- Dzisiejszy dzień rozstrzygnie! - oświadczyła głośno, chcąc by wszyscy ją słyszeli. - Po setkach lat i rzece wylanej krwii nadeszła pora, by się  przeciwstawić Złej Królowej! Niech usłyszy połączone głosy osób, których jej władza skrzywdziła. Niech poczuje naszą siłę i zapłaci za to co zrobiła. Niech zrozumie, że jej rządy dobiegły kresu!
Każde słowo krzyczała coraz głośniej z jeszcze większą pasją niż poprzednie.
- Pokażmy jak wiele drzemie w nas siły! Poprowadzę was do zwycięstwa! - obwieściła Lumiency, unosząc włócznię do góry.
Kryształy błysnęły w promieniach słońca, a Brillo jakby na potwierdzenie słów swej przyjaciółki ryknęła, przeszywając uszy zgromadzonych.
Po przemowie, nastał głośny okrzyk. Elfy wołały najgłośniej jak potrafiły. Chciały, aby ich jedyna nadzieja wiedziała, że będą z nią do końca. Ich głosy złączyły się w jedno i rozdarły panującą ciszę. Unieśli swoją broń za jej przykładem. Lucy uśmiechnęła się. Jej zwątpienie zniknęło i zastąpiła je nieodparta wola walki. Mieli asy w rękawie i wciąż mieli szansę zaskoczyć wroga, nawet jeśli Styks wie o rowach wykopanych po obu stronach wzgórz.
Księżniczka zerknęła do tyłu na Brillo i obu strażników bram przeciwnych. Natsu pierwszy zobaczył jej spojrzenie i posłał jej ciepły uśmiech.
Nagle ciszę przerwał głośny ryk, który przeszył powietrze. Ziemia zaczęła się trząść tak bardzo, że niektórzy tracili równowagę i upadali.
- Co do... - jęknął Natsu, trzymając się potężnej łapy smoczycy.
Brillo odsunęła go ogonem i podeszła do Lucy, która jako jedna z nielicznych nie przewróciła się. Gray chwycił ramię maga ognia, chroniąc się przed upadkiem. Jednak trzęsienie nie ustawało. Z każdą chwilą wzmagało się i coraz więcej żołnierzy lądowało na ziemii z cichym przekleństwem.
- Gray, puść mnie! - krzyknął Natsu. - Przez ciebie zaraz...
Strażnik lodu wsparł się na różowo-włosym, niechcący ciągnąc go w dół.
- Ty kretynie!
- Brillo!? Co się dzieje!? - zawołała księżniczka, patrząc jak niektóre wzgórza się osuwają i zakrywają kurzem.
Smoczyca uniosła łeb i wbiła spojrzenie w niebo, które zaczęło się rozmazywać. Piękne ciepłe barwy, które dotychczas na nim majaczyły zaczęły się łączyć z chłodnymi, granatowymi odcieniami. Na horyzoncie, gdzie w oddali widniała brama, pojawiła się mgła i czarne, uschnięte drzewa. Ziemia wciąż drżała, gdy potężna konstrukcja w oddali rozjaśniła się jasnym blaskiem i kawałek po kawałku pękała i kruszyła się. Na białej tafli portalu pojawiły się setki cieni, które w równym marszu wkraczały na zamglony teren. Było ich coraz więcej i więcej. Lumiency z powagą obserwowała ogrom żołnierzy Styks. Przez bramę przebijali się jeźdźcy dosiadający stada rhinon. Wołali głośno i ich "ajajaja!" niosło się w dal, docierają do uszu wojsk Lucy.
- Mają przewagę liczebną - szepnęła blondynka, nie odrywając wzroku od tysięcy wojowników Złej Królowej.
Dziewczyna nie spodziewała się, że będzie łatwo. Bardziej niż ktokolwiek inny zdawała sobie sprawę jak trudna to będzie wojna. Wiedziała także, że to jej ostatnia szansa, aby pokonać Tristezę. Po swojej stronie miała teraz Brillo, swoich strażników i przyjaciół. Nie mogła przegrać. Wciąż była księżniczką Magnolii, a jej poddani nadal byli uwięzieni w zamku Styks. Widziała ich cierpienie na własne oczy. Zginęło wiele i zginie jeszcze więcej jeżeli nie powstrzymają tego błędnego koła.
Wtem silne tąpnięcie zatrzymało ziemię, a potężna, pokryta czarną łuską łapa opuściła wrota. Po chwili pojawiła się za nią druga, a tuż po niej pokazał się zionący ogniem, obsydianowy łeb Tristezy. Jej paszczę opuścił głośny ryk, a wraz z nim wrota zaczęły się walić. Na grzbiecie smoka ciemności stała Styks, a na jej twarzy gościł spokojny uśmiech. Na czele wojsk stał Sombra, dosiadając czarnego rumaka. Dziesiątki cieni zaczęły opuszczać portal zanim całkowicie się rozpadł.
- Zaczęło się - wymamrotała Lucy.
Oderwała wzrok od wrogiej strony i spojrzała na swoich żołnierzy, którzy podnosili się z ziemii. Levy stała obok Gajeel'a, przyciskając dłoń do piersi. Juvia, Wendy i Mirajane z determinacją obserwowały przybycie Złej Królowej. Erza ściskała miecz, a w jej wzroku kryły się pokłady pogardy. Po chwili odwróciła się w stronę księżniczki, czekając na jej słowo. Blondynka przełknęła ślinę i drgnęła.
- Po zwycięstwo!
Te dwa słowa wystarczyły, aby wywołać w sercach elfich żołnierzy prawdziwy pożar odwagi. Erza, przywołała swój oddział i z dumnym okrzykiem na ustach ruszyła w stronę pola bitwy. Ariana i Fritz poszli za jej przykładem. Jednostki rozproszyły się według planu ustalonego przez Lucy.
Lumiency wskoczyła na przegub łapy Brillo i wspięła się na jej grzbiet.
- Natsu, Gray - zwróciła się do swoich strażników. - Nie podejmujcie pochopnych decyzji. I trzymajcie się planu.
- Uważaj na siebie, Lucy - rzekł Gray, wsiadając na swojego wierzchowca.
Mag ognia gwizdnął i zza namiotów wyskoczył Happy. Elementy zbroi uderzały o siebie, wydając metaliczne stuknięcia z każdym jego ruchem. Natsu zajął miejsce w siodle i posłał księżniczce promienny uśmiech.
- Sombra jest mój - oświadczył. - Skubany chciał cię zabić. Nie opłaci mu się to - skwitował.
- Następnym razem, gdy się zobaczymy przyniosę ze sobą głowę Styks - oznajmiła Lucy. - Brillo, leć!
Zaraz po tych słowach smok wzbił się w powietrze, dorównując wojownikom Lumiency.
Gray spojrzał na Natsu i się krzywo uśmiechnął.
- Nie zgiń, płomyczku. Z Gajeelem nie kłóci mi się tak dobrze jak z tobą.
- Ty też postaraj się przeżyć, tatuśku - parsknął mag ognia. - Pora na ciebie.
Mężczyzna skinął jedynie głową i zerknął na namiot, w którym ukrywała się Juvia, po czym ruszył galopem przed siebie.
- Wygramy to, Happy. - Natsu poklepał łeb gryfa i powtórzył te słowa, jakby chciał przekonać siebie bardziej niż zwierzę.

__________________________


niedziela, 17 września 2017

One-shot - List

Natsu zamknął za sobą drzwi i rzucił szal na wieszak. Dopiero wrócił po tygodniowej misji. Brzuch domagał się jedzenia, a zmęczone oczy snu. Wszedł w głąb mieszkania i rozejrzał się po pokoju, szukając swojego kociego przyjaciela. Pomieszczenie wydawało się czystsze niż przed jego wyjazdem. Podrapał się w tył głowy i wydał pomruk zdziwienia. Wtedy Happy wychylił się zza framugi drzwi i, widząc maga ognia, rzucił czapkę kucharską i łyżkę.
- Natsu! - zawołał i wtulił się w pierś mężczyzny. - Nareszcie wróciłeś! Przecież ta misja miała trwać tylko trzy dni! A ciebie nie było tydzień, Natsu! - Spojrzał na niego z wyrzutem.
Salamander uśmiechnął się pobłażliwie i potarmosił jego niebieskie futro.
- Nie chciałem korzystać z pociągu... - odparł beztrosko. - Co przygotowałeś na kolację?
- Jakbyś nie wiedział - westchnął Happy.
- No tak. Ryba?
Zwierzak przytaknął i nagle chwycił się za głowę. Po tym Natsu poczuł smród spalenizny. Mały kucharz czym prędzej poleciał do kuchni, aby uratować potrawę. Mężczyzna zaśmiał się cicho i wszedł do swojej sypialni, żeby odłożyć plecak. Stare deski zaskrzypiały, jak za każdym razem, gdy tu wchodził. W pomieszczeniu roznosił się zapach kwiatów, które zapewne przyniosła Lisanna. Pewnie też uprzątnęła nieco mieszkanie. Westchnął z rezygnacją. Nie chciał, żeby marnowała swój czas na coś takiego. Potrzebowała treningu, skoro chciała startować na maga klasy S. Natsu położył bagaż na łóżku i usiadł na krześle przy niewielkim stoliczku. Oparł głowę na dłoni, wpatrując się w biało-różowe kwiaty. Wtedy jego wzrok natrafił na kartkę pod wazonem. Uniósł go i zabrał papier, który okazał się kopertą. Obrócił ją kilka razy w dłoni. Miał zamiar zawołać Happy'iego i spytać co to i od kogo, ale widząc staranne pismo, wstrzymał się. Kojarzył je. Zapach lawendowej świecy także wydawał się znajomy. Rozdarł górę koperty i wyciągnął kilka kartek z jej środka. Wziął jedną z nich do ręki i przetoczył wzrokiem po kilku pierwszych słowach.


Drogi Natsu! 
Musisz być naprawdę zdziwiony, że dostałeś ode mnie list. Zwłaszcza po tych wszystkich latach, przez które unikaliśmy ze sobą kontaktu.


Nie było miejscowości i daty. Salamander obrócił kartkę w dłoni i spojrzał na zapisany tył. Potem zerknął na leżące przed nim trzy kolejne arkusze.
- To jakaś cholerna epopeja - mruknął z niezadowoleniem. - Co do diabła?
Z kim zerwał kontakt? Zmarszczył brwi, a pomiędzy nimi pojawiła się zmarszczka. Nie przypominał sobie, by z kimkolwiek ostatnimi czasy się pokłócił. Jednak nadawca użył terminu "po latach". Dawna uraza? Zaczął czytać dalej.


Cóż, to chyba i tak już nie ma zbyt wielkiego znaczenia, skoro do ciebie piszę. Chciałabym wszystko wyjaśnić, Natsu. W końcu nie dałeś mi dojść do słowa. A potem odeszłam z Fairy Tail i wyjechałam z Magnolii. 


Natsu przerwał czytanie i na chwilę odłożył kartkę. Już wiedział, od kogo to list. Przejechał dłonią po twarzy i wypuścił ciężko powietrze z płuc. Odchylił głowę do tyłu i wrócił do czytania.


Jednak nie martw się. Zamieszkałam w równie pięknym miejscu. Musi cię ciekawić, w jakim. Wątpię, byś je znał. Niech cię to więc nie interesuje, bo po tym, co tu napiszę, możesz chcieć mnie odwiedzić. Dobrze więc, pora na rozwinięcie tego listu. Nie bez powodu został wysłany. 
Musisz o tym pamiętać, Natsu. A nawet jeśli nie - ją pamiętam doskonale. 
Wróciliśmy wtedy z misji, nie różniła się niczym od naszych innych wcześniejszych zadań. Wykonaliśmy ją szybko. I wszystko układało się naprawdę dobrze. Jak zwykle otworzyłeś drzwi mocnym kopnięciem, a przyjaciele powitali cię z otwartymi ramionami. Od razu skierowałeś się w stronę baru, za którym krzątała się Mira. Ja zostałam trochę z tyłu. Zamknęłam za tobą drzwi i podeszłam do Levy, która machała mi z ławki po lewej stronie gildii. Siedziałam z nią i rozmawiałam o książce, którą ostatnio dane mi było przeczytać. Zawsze wtedy traciłyśmy rachubę czasu. Mogłam z nią rozmawiać bez końca. Ale nagle ktoś uderzył o stolik butelką. Kiedy spojrzałam w górę, zobaczyłam Twoją uśmiechniętą twarz. Wyglądałeś tak słodko z tymi czerwonymi policzkami, Natsu.


- Czy naprawdę po tym wszystkim zamierzasz mi pisać o tym, jaki byłem uroczy? - mruknął mężczyzna, poprawiając kartkę w dłoni.
Poczuł, jak pieką go oczy. Przetarł je palcami i sięgnął do drewnianej szkatułki po okulary. Zanim znowu zaczął czytać, wbił wzrok w kwiaty. Wiedział, co Lucy tu napisze. Tak, jak pisała - pamiętał to doskonale. A przynajmniej Gray i Erza opisali mu to z najmniejszymi szczegółami. Wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno.


Dopiero wtedy zobaczyłam, jak wygląda gildia. Bawiliście się doskonale, świętując nasz powrót, który był tylko pretekstem do wypicia. Było to do was podobne i nadal jest to dobre wspomnienie. Poprosiłeś mnie, bym wstała, a gdy to zrobiłam, postawiłeś butelkę na stoliku, prawie ją przewracając. W ostatniej chwili złapała ją Levy. Ty chwyciłeś mnie za tył głowy i, zanim zdążyłam się odsunąć i uciec, przycisnąłeś mnie do siebie, wbijając się w moje usta. 
Przysięgam. Moje serce fiknęło koziołka, a motyle zasłoniły oczy. Och, Nastu. Gdybyś tylko wiedział, ile dla mnie znaczyła ta chwila. Podnosiłam ręce, by zarzucić ci je na ramiona. Nawet nie przeszkadzały mi spojrzenia reszty gildii. Jednak Ty wtedy się odsunąłeś i... Ty...


Natsu rzucił kartką na stolik i z jękiem wstydu oraz zażenowania odchylił się na krześle do tyłu, ukrywając twarz w dłoniach. Podobno przegrał z Caną w konkursie nazwanym "kto wypije więcej?" i jego wyzwaniem było pocałowanie Lucy. Wtedy nie myślał trzeźwo. Stwierdził, że lubi Lucy i pocałuje ją jak przyjaciółkę. Nie sądził, że tak to się skończy.


Zwymiotowałeś na mnie.
Do cholery. 
A potem się przewróciłeś i wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet Levy. Chociaż, widząc mój zapłakany wzrok, przestała. Chciała coś powiedzieć, ale wtedy wybiegłam z gildii.
Przez trzy dni was unikałam. Byłam rozczarowana i ośmieszona, nawet jeśli tylko wśród znajomych. Raz nawet do mnie przyszedłeś, ale zamknęłam się w łazience i udawałam, że mnie nie ma. Wiem, że wiedziałeś, iż kłamię. Pewnie czułeś mój zapach. Jednak odszedłeś. 
Po tobie przyszła Erza i Levy. Ale sytuacja się powtórzyła. W każdym razie - nie otworzyłam nikomu. 


Natsu westchnął. Tego dnia czuł jej zapach. Jednak był zupełnie inny niż wcześniej. Był taki smutny i przygnębiony. Czuł, że to jeszcze nie czas. Chciał przeprosić. Bardzo żałował tego, co zrobił, ale postanowił poczekać, aż dziewczyna ochłonie.


Ktoś - podejrzewam, że to właśnie Ty - zostawiał mi codziennie kwiaty na łóżku. Co ja piszę? To musiałeś być ty. Tylko ty wchodziłeś do mojego mieszkania przez okno. Wiesz, miałam wtedy prawdziwy mętlik w głowie. I właśnie w czasie tej samotności myślałam tylko i wyłącznie o tym incydencie. Miałam gdzieś zbliżającą się zapłatę czynszu. Nie obchodził mnie nawet trening, który chciałam robić codziennie. Po prostu siedziałam i myślałam. Czy to coś więcej? Czy to tylko pijacka zabawa? Czy między nami będzie normalnie? Czy gildia o tym zapomni? Czy ja o tym zapomnę? Czy to o tym zapomnisz? I wreszcie: Czy ja Cię kocham? Setki pytań i, o zgrozo, - żadnej odpowiedzi. 
Czwartego dnia byłam zmuszona wyjść z domu, bo moje zapasy jedzenia szybko się skurczyły do jednego pomidora i kromki czerstwego chleba. Chciałam to załatwić szybko. Nadal nie do końca wszystko przemyślałam. Kiedy wychodziłam ze sklepu, zobaczyłam, jak machasz do mnie, stojąc obok Gray'a i Erzy. Wycofałam się i odbiegłam w przeciwnym kierunku. Niefartownie się złożyło, że szliście drogą, która prowadziła do mojego domu. 
Uciekłam od was, ignorując zły krzyk Erzy i Gray'a. Skręciłam dwa razy w prawo i raz w lewo. Musiałam się dostać do mojego mieszkania, a skoro blokowaliście najkrótszą trasę, pozostawała mi jeszcze ta naokoło. Jednak gdy łapałam oddech na moście, ktoś nagle mnie chwycił za rękę, nie pozwalając dalej biec.
To byłeś Ty, Natsu.
Mówiłeś coś, a właściwie bełkotałeś. Musiałeś mi mieć naprawdę sporo do powiedzenia, a strach przed tym, że znowu ucieknę, nie pomagał w odpowiednim dobieraniu słów. W końcu wypowiedziałeś żałośnie "przepraszam". I byłam skłonna ci wybaczyć, otwierałam nawet usta, aby powiedzieć spokojnie "nic się nie stało!", ale mi przerwałeś.
"Za ten buziak też cię przepraszam, naprawdę! Nic z tego nie pamiętam. Byłem pijany, a Cana mnie podpuściła. Nie chciałem tego robić, świadomie przecież nigdy bym ci tego nie zrobił." 
Uśmiech, który widniał na mojej twarzy, znikł. Czułam, jak drży mi dolna warga. Z jakiegoś powodu byłam zawiedziona. Wtedy nie rozumiałam dlaczego. Przeprosiłeś mnie w końcu i czułam, że żałujesz. Ale coś nie pozwoliło mi być wtedy spokojną. Wyrwałam rękę z twojego uścisku...


I spojrzałaś na niego z okropną złością, która żarzyła się w twoich oczach. Był zdezorientowany. Nie wiedział, co cię tak nagle zdenerwowało. Pomyślał, że może wciąż gniewasz się za tą wpadkę z wymiotami. Desperacko chciał nawet zaproponować, że wypierze ci te ubrania, ale uznał to za zły pomysł i stwierdził, że lepiej będzie kupić nowe. Zaczęłaś krzyczeć i oskarżać go o zabawę cudzymi uczuciami. I chociaż nie płakałaś, to on czuł, jak w środku zalewasz się łzami. Kompletnie wybuchłaś i mówiłaś wszystko, co ci ślina na język przyniosła. Powtarzał spokojnie twoje imię, chcąc cię uspokoić, ale gdy złapał twoje nadgarstki, szarpałaś się, wołając, by cię nie dotykał.
"Po cholerę przynosiłeś mi te kwiaty?! Nadal chciałeś się bawić w dobrego przyjaciela? Gra skończona, Natsu! Po prostu daj mi spokój i mnie puść!"
Natsu był już zdenerwowany. Kompletnie cię nie rozumiał.


Nie chciałeś mnie puścić, co wtedy było najgorszym wyborem. Zamknęłam oczy i naparłam na ciebie najmocniej, jak potrafiłam i popchnęłam cię, wyrywając ręce. Usłyszałam, jak wołasz moje imię i otworzyłam oczy. Wtedy zobaczyłam, jak twoje nogi znikają za barierką mostu, a ty spadasz w dół. Byłam zbyt zszokowana, aby ci pomóc. Jednak po chwili zbiegłam na dół z górki i zobaczyłam, jak wstajesz cały przemoczony. Miałeś rozciętą brew, z której sączyła się krew. Chciałam przeprosić, ale nie dałeś mi się wytłumaczyć.
"Co z tobą jest nie tak, Lucy!? Zachowujesz się dziwnie! Przeprosiłem cię, a ty zaczynasz na mnie wrzeszczeć i do tego zepchnęłaś mnie z mostu?!" 
Krzyczałeś. Wyszedłeś z wody i przeszedłeś obok mnie.
"Nie wiem, o co ci chodzi, ale to chyba nie ja tu bawiłem się w dobrą przyjaciółkę!"
Odszedłeś.
A ja po tym wróciłam do domu. 
Następnego dnia chciałam cię przeprosić. Nawet upiekłam twoje ulubione ciasto. Jednak gdy przyszłam do gildii, czułam na sobie spojrzenia prawie wszystkich tam obecnych. Nie powiem, żebym wtedy czuła się zbyt komfortowo. Podeszłam do baru, za którym Mira wycierała szklankę. Pamiętam, że ona jako jedyna traktowała mnie normalnie. Dowiedziałam się, że wybrałeś się razem z Erzą, Grayem i Wendy na misję. 
Byłam zawiedziona i rozżalona. 
Kiwnęłam wtedy niemrawo głową. Widząc mój zawód, Mirze chyba zrobiło się mnie żal, bo zaprosiła mnie na kawę. Przyznaję, że nie wiedziałam, czy się zgodzić. Bardzo ją lubiłam, ale w tamtym czasie byłam zbyt impulsywna i bałam się, że mogłabym zrobić coś, czego będę żałować - tak jak Tobie. Jednak, nie wiedząc czemu... Zgodziłam się. I oboje wiemy, jak to się skończyło. Gdy usiadłyśmy w kawiarni i zamówiłyśmy gorące napoje, Mira zagaiła rozmowę. Początkowo nie szło nam zbyt dobrze. Żyłam we własnym świecie i myślałam tylko o tym, jak mogłabym cię przeprosić. 
"Lucy, widzę, że cały czas trapi cię ten wieczór. Chcesz o tym porozmawiać?" 
Nie odpowiedziałam od razu.
"Tak, chcę."
Powiedziałam jej o tym, co się stało - wtedy w gildii i na moście. Nie przerywała mi, to naprawdę dobra słuchaczka. Wyżaliłam się i wszystkie moje smutki spłynęły również na nią. Zastanawiała się przez chwilę, zanim odpowiedziała. 
"Chyba... chodzi o to, że dla ciebie ten pocałunek był przejściem przez granicę "przyjaciół". Patrzyłaś na Natsu jak na kogoś, kto zdobył twoje serce, tymczasem dla niego nadal jesteś tylko przyjaciółką." 
Czułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Gapiłam się na Mirę szeroko otwartymi oczami. Mogę przysiąc, że byłam blada jak kreda. Wiedziałam o tym i jej słowa nie były dla mnie zaskoczeniem, a jednak tak na mnie podziałały. Usłyszałam, jak Mirajane wymawia moje imię i wtedy dostrzegłam, że drżą mi ręce. Przypomniał mi się wczorajszy dzień, gdy na Ciebie nakrzyczałam i zepchnęłam do wody. Dlaczego to wszystko miało miejsce? Wszystko przez tą głupią gildię, Canę i to, że Cię w to wciągnęła. To dlatego wtedy mnie pocałowałeś, a potem zwymiotowałeś na moją bluzkę. Przez to nie wychodziłam z domu, myśląc o tym i odcinając się od Fairy Tail. 
Chyba oszalałam.
Zamiast dziewczyny, przed sobą zobaczyłam Twoją zdenerwowaną twarz. Bełkotałam przeprosiny pod nosem i wbiłam się w tył siedzenia. Nawet nie wiedziałam, że zaczęłam płakać. W stronę naszego stolika zbliżał się kelner z kawą, którą zamówiłyśmy. Mirajane chwyciła mnie za rękę, starając się mnie uspokoić. 
"Nie wiem o co ci chodzi, ale to chyba nie ja tu bawiłem się w dobrą przyjaciółkę!"
Wstałam gwałtownie, potykając się o własne nogi i niechcący, uderzając o tacę. Kelner cofnął się w kierunku Miry, a filiżanka przechyliła się i wylała się na dekolt dziewczyny. Mirajane wrzasnęła z bólu i podniosła się z płaczem. Nie wiem, co się stało dalej. Zostawiłam pieniądze za kawę i wybiegłam z kawiarni, zostawiając ją samą. 


- Lucy, cholera - jęknął Natsu.
To prawda. Gdy wrócili z misji tamtego razu, Lisanna zastępowała swoją siostrę. A po kilku dniach Mirajane wróciła do gildii w bandażach. Nie była zła na Lucy. W przeciwieństwie do Erzy, która odwiedziła blondynkę jeszcze tego samego wieczoru. Po jej wizycie Lucy zdecydowała się odejść z Fairy Tail. Titania nigdy nie powiedziała, o czym rozmawiały.
Mag ognia przejechał ręką po twarzy i zaklął. Mirajane wciąż miała bliznę po tym spotkaniu w kawiarni, która niezaprzeczalnie szpeciła jej alabastrową skórę. Jednak nigdy się na to nie skarżyła. Nadal jest tak uśmiechnięta, jak dawniej.


Błądziłam po mieście przez resztę dnia. Aż w końcu wróciłam do domu. Byłam naprawdę przytłoczona tym, co się ostatnio stało. Nie wiem, ile dni minęło, odkąd Mirajane została poparzona. Moja kondycja psychiczna była naprawdę słaba i miałam wrażenie, że wystarczy mały wiaterek, aby całkowicie ją zburzyć. Wszystkie zmory, które dotychczas starałam się ignorować, atakowały mnie i szarpały resztki mojego wewnętrznego spokoju. Wiedziałam, że powinnam wrócić i was przeprosić. Ale tego nie zrobiłam. Zagłębianie się w ból było łatwiejsze niż łapanie radości. Uświadomiła mi to Erza, która wpadła do mojego mieszkania niczym huragan. Wiedziałam, że była zła. Krzyczała na mnie, a ja ją ignorowałam. Miałam dość słuchania tego, jak okropna jestem. 
"Lucy, do cholery, przestań! Naprawdę się tym przejmujesz?! Po prostu ich przeproś i będzie dobrze. Natsu też wcale się nie gniewa. Nawet chciał, żebyś szła z nami na tą misję. Zachowujesz się jak urażone kaczątko."
"Erza, czy ty naprawdę nic nie rozumiesz, czy udajesz tylko taką głupią?"
Rycerz cofnął się przed kaczątkiem. A to ci paradoks.
"Myślisz, że słowa typu "Nie martw się!" załatwią sprawę? Erza, ty nie masz pojęcia, jak się czuję. Nie graj "dobrej starszej siostry", bo nią nie jesteś."
Nie pamiętam dokładnie, o czym rozmawiałyśmy. Wiem, że nie obraziłam jej tymi słowami. Była jeszcze bardziej zaciekła i starała się mi pomóc - skuteczniej. Mówiła o Fairy Tail, o was, o misjach, o przyjaźni. I wtedy zrozumiałam, że wszystkie moje problemy zaczęły się właśnie od tego. Gdybym nie należała do tej gildii - nie poznałabym was. Co za tym idzie - nie skończyłoby to się tak, jak się skończyło. Po wizycie Erzy były to jedynie myśli. Ale po spotkaniu z Levy stały się realnymi planami. Jednak to, co stało się pomiędzy mną a nią, zachowam w sekrecie. Nie tylko Ty dostałeś list, Natsu. Mira, Erza i Levy także go dostały.
Odeszłam z gildii i wyjechałam bez pożegnania. Przez kilka lat pracowałam w bibliotece w niewielkim miasteczku na północy Fiore. Może zdziwi Cię ta informacja, ale po tym, jak odeszłam, znalazłam część szczęścia. Wyszłam za mąż i urodziłam dziecko. Poznałam nowych przyjaciół i skończyłam pisać książkę (nigdy jej nie wydałam). Jednak... Chyba wciąż za mną widziałam was i zdecydowałam, że wszystko wam, a zwłaszcza Tobie wyjaśnię. 
Prawdopodobnie nie zobaczymy się już więcej, a moje dłonie już nigdy nic nie napiszą dla nikogo. Smutny los, smutny koniec, jak to się mówi.
Natsu, byłeś naprawdę dobrym przyjacielem. Przepraszam Cię za to wszystko, co się stało i za to, jak Cię potraktowałam. Miałeś rację co do mnie. 
Mam nadzieję, że Twoje życie także się ułożyło i że Fairy Tail nadal jest pełne sił. 
A Tobie i mi dane będzie się jeszcze spotkać gdzieś, gdzieś daleko od tego ludzkiego bałaganu. 
Żegnaj, Natsu.
Lucy

P.S. Gratulacje z powodu awansu na maga klasy S.

Gdy Natsu odwrócił kartkę, znalazł na jej tyle kilka zdjęć wyciętych z gazet. Cztery z nich zostały zrobione po odejściu Lucy, a dwa przed nim. Jedno było szczególnie uwzględnione. Otoczone ramką z czarnego papieru, na którym stali razem z Erzą, Grayem i Lucy.
Mag ognia odłożył kartki i ukrył twarz w dłoniach. Jak powinien zareagować? To wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. Stracił z nią kontakt. Czy gdyby wtedy nie pocałował jej, to nic by się nie zdarzyło?
- Przepraszam, Lucy - jęknął. - Przepraszam, Lucy - powtórzył głośniej, zabierając ręce z twarzy. - Przepraszam.
Poczuł, jak reszta słów więźnie mu w gardle. Ona i tak go nie usłyszy.
- Natsu? - W drzwiach pojawił się Happy z łyżką w łapce. - Chodź, kolacja gotowa.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i spojrzał na przyjaciela.
- Zaraz przyjdę - odpowiedział i wstał.
Przeszedł obok Happy'iego i chwycił szal z wieszaka.
- Natsu? - zdziwił się.
- Idę do Levy - odpowiedział. - Muszę z nią o czymś porozmawiać. Zjedz beze mnie.
Mówiąc to, wepchnął kopertę do kieszeni spodni i wyszedł z mieszkania.


______________________
Uprzedzając pytania: To zakończenie miało tak wyglądać.
Jest to wprawdzie one-shot, ale być może kiedyś powstaną
następne części z listów do Levy, Mirajane i Erzy.
One-shot został udostępniony także na wattpadzie.
Dziękuję za przeczytanie i ewentualne komentarze.
Betował: Friksu Xovsky 

Szablon wykonała Domi L