wtorek, 16 grudnia 2014

One-shot

Nastał kolejny zimowy poranek. Śnieg iskrzył się w promieniach wschodzącego słońca. Chłodny wiatr kołysał nagimi gałęziami drzew, strącając z nich biały puch. Czasem, gdy dobry obserwator miał szczęście i odrobinę cierpliwości mógł zobaczyć skaczące po drzewach rude wiewiórki. W jednym z wielu mieszkań przy głównej ulicy miasta obudziła się właśnie magini Gwiezdnych Duchów. Przetarła leniwie zaspane oczy i ziewając podniosła się do siadu.
- Kolejny smutny dzień  - westchnęła, gdy jej stopy spotkały się z zimną podłogą.
Zeszła z łóżka i skierowała się powolnym krokiem do łazienki, ówcześnie biorąc ubrania. Po kilku minutach weszła do wanny i zanurzyła ciało w gorącej wodzie. Uśmiechnęła się delikatnie, czując przyjemne mrowienie. Oparła głowę o brzeg wanny i spojrzała na sufit, wdychając różany olejek. Wypuściła ciężko powietrze. Tak dawno już nie widziała swojej gildii. Wesołej Levy z Gajeelem, upijającej się Cany, serdecznej i miłej Mirajane, uroczej Lisanny i mistrza Macarova. Ale najbardziej tęskniła za swoją drużyną za Erzą, za Grayem, Wendy i Natsu. Ostatnią osobę zatrzymała w swoich myślach nieco dłużej niż resztę.
Doskonale pamiętała dzień, w którym zniknęła. Widziała ich zrozpaczone twarze, ich cierpienie i ten ból po jej stracie. Cholernie za nimi tęskniła. W natłoku myśli aż złapała się za lewy bok. Kilka lat temu zdarzył się wypadek, w którego konsekwencjach została uznana za martwą. Była poważnie ranna, wręcz tańczyła ze śmiercią. Jednak została uratowana przez Gwiezdne Duchy. Zniknęła, gdy jej przyjaciele walczyli. Nie miała nawet siły zaprotestować. Spędziła dwa dni w świecie swoich astralnych przyjaciół. Gdy wróciła po roku, pierwsze miejsce do jakiego się udała było gildią Fairy Tail. Ale nie weszła tam. Drzwi były zamknięte. Szukała ich bardzo długo. Żadnego przyjaciela nie zastała w domu. Przepadli jak ja kamień w wodę. Znalazła ich dopiero na cmentarzu. Stali przed czyimś grobem. Jednak Lucy nie zbliżyła się. Widząc z daleka statuę anioła z kluczami dookoła rąk zrozumiała, że to do niej należy grób. Stchórzyła i uciekła.
Woda w wannie zrobiła się chłodna. Lucy poruszyła się wyrwana z zamyślenia i mrucząc pod nosem wyszła z wanny. Otuliła się białym ręcznikiem z frędzlami. Mimo że ręcznik był stary przypominał jej grzywkę Mirajane. Prychnęła i ubrała się w granatową sukienkę.
Przez kilka dni była zła na Fairy Tail, do tego stopnia, że mazakiem przekreśliła znak na swojej dłoni. Czuła głęboką urazę. Nie wiedziała czy to przez to, iż była dla nich martwa, czy dlatego, że nie czekali wystarczająco długo. Żal wkrótce przerodził się w smutek, a po kilku miesiącach w obojętność. Trudno było żyć Lucy w świecie, w którym było tak głośno o magach Fairy Tail. Jednak zawsze gdzieś głęboko w sercu kibicowała im. Przyłapała się kilka razy na tym, że czytając w gazecie artykuł o gildii uśmiechała się szeroko. Za co potem się karciła i najczęściej wyrzucała magazyn do kosza.
Wygładziła fałdy sukienki i przejrzała się w lustrze.
- Gdybyś się uśmiechnęła wyglądałabyś jeszcze lepiej. - usłyszała za sobą znajomy głos.
Odwróciła się i spojrzała na Lokiego. W przeciwieństwie do niej wcale się nie zmienił. Może odrobinę zmądrzał.
- Wiesz jaki dzisiaj dzień? - spytał, podchodząc bliżej.
- Wtorek?
Pokręcił niezadowolony głową. To nie pierwszy raz, gdy go takiego widziała. Wiele razy nakłaniał ją, aby wróciła do gildii. Nawet dwa razy udało mu się ją nakłonić. Jednak za pierwszym razem Lucy spanikowała już w pociągu i na stacji od razu kupiła bilet powrotny i odjechała. A za drugim razem udało jej się dojść aż do jej starego mieszkania i być może wróciłaby do gildii... Gdyby nie fakt, że zobaczyła Graya i Juvię idących w jej stronę. Na szczęście uniknęła ich i wróciła na stację, po czym kupiła bilet powrotny i odjechała. Znowu.
- Dzisiaj mijają równo cztery lata od twojego zniknięcia - westchnął.
- Wiesz dobrze, że to nie jest dla mnie takie proste... - spuściła głowę i objęła się ramionami. - Myślą, że nie żyję. Pogodzili się już pewnie z tym faktem. Zostawiłam ich na rok bez żadnego wyjaśnienia, Loki. A za każdym razem, gdy chciałam ich spotkać uciekałam z podkulonym ogonem.
- Nie będziesz szczęśliwa dopóki się z nimi nie spotkasz - upierał się.
- I co? Mam tam tak po prostu wejść i krzyknąć: Hej, siemanko, koledzy i koleżanki! Byłam martwa, ale mi się znudziło, więc przyszłam was sobie odwiedzić?! - zawołała. - A tak naprawdę to zostawiłam was na cztery lata bo bałam się konfrontacji?!
- Dość! - krzyknął Loki.
Lucy aż się wzdrygnęła. Nigdy na nią nie krzyczał.
- Oni za tobą tęsknią, kochają cię i mimo tych wszystkich lat... Oni nadal cierpią, Lucy! - złagodniał. - Przypomnij sobie jak serdecznie cię przywitali, gdy dołączyłaś do tej gildii... Te wszystkie wesołe chwile, które z nimi przeżyłaś. To jak szczęśliwa byłaś, spędzając czas z przyjaciółmi! Lucy! Czy ty masz klapki na oczach? Świadomie izolujesz się od radości?
- Co masz na myśli? - jej oczy zaczęły się szklić.
Wiedziała co zaraz powie i wiedziała, że miał rację.
- Powinnaś wrócić - rzekł stanowczo. - Im dłużej będziesz czekać tym będzie jeszcze gorzej.
Łzy ciurkiem pociekły po jej twarzy, nie mogła wykrztusić ani słowa. Jedyne na co było ją stać to rozpaczliwe zaprzeczanie głową. Loki uśmiechnął się smutno i przytulił, pozwalając wypłakać się na swoim ramieniu.
- Nienawidzę ich - jęknęła żałośnie. - Zapomnieli o mnie...
- Gdyby było tak jak mówisz, to płakałabyś? A oni odwiedzali by twój grób? - szepnął słabo.
Minuta płynęła za minutą, a ona nadal płakała. Przed jej oczami majaczyło coraz więcej wspólnie spędzonych z przyjaciółmi chwil. Oderwała się od chłopaka i pokręciła głową.
- Nie - odrzekła spokojnie na jego wcześniejsze pytanie. - Loki, podjęłam decyzję. Wrócę tam. Ale jeśli wytkną mnie palcami i obrzucą wyzwiskami to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, rozumiesz?
Lew uśmiechnął się nonszelancko i pokiwał głową.
- Zgoda.



Lucy weszła do przedziału i opadła na siedzenie. To już ostatnia przesiadka. A także środek nocy. Otuliła się szczeliniej płaszczem i ziewnęła. Oparła głowę o zimną szybę i wypuściła powietrze. Czy aby na pewno dobrze postępuje? Czy powinna tam wrócić po tylu latach nieobecności? Bała się. Tak, bała się. Bała się spojrzeć im w twarz, prosto w oczy i z czystym sumieniem powiedzieć "wróciłam". Tyle razy już starała się przygotować mentalnie do tego spotkania. Było gorzej niż przy dołączeniu do gildii. Przez trzy lata, gdy wróciła z świata Gwiezdnych Duchów całkiem nieźle sobie radziła. Pracowała w bibliotece, w niewielkiej mieścinie, w której nikt nie wiedział kim jest Lucy Haertfilla. "Zginęła" w czasie obrony Magnolii w czasie ataku magów z mrocznej gildii. Jedna z czytelniczek biblioteki opowiadała jej co się stało w czasie tego roku, w którym "nie było jej w Fiore" jak to skłamała. Poodbno została wyróżniona przez króla za śmierć w obronie kraju. Wcześniej naprawdę ją to podekscytowało, ale teraz już się przyzwyczaiła do tej myśli.
Ktoś otworzył drzwi przedziału i stanął w nich mały, na oko dwunastoletni chłopiec. Jego zmierzwione i sterczące włosy do złudzenia przypominały jej te Natsu. Zdziwiła się tak bardzo, że otworzyła usta. Po chwili otrząsnęła się i podniosła wzrok na nieco zmieszaną kobietę.
- Czy można...? - spytała, unikając wzroku blondynki.
- Ah! Tak, tak, oczywiście - zawołała szybko, uśmiechając się lekko i zabierając swoją torbę z siedzenia obok.
Gdy przybysze usiedli w przedziale zapanowała cisza. Lucy tępo wpatrywała się w las za oknem, studiując kolejne scenariusze spotkania po latach. Nagle ktoś pociągnął ją za mankiet. Zdziwiona spojrzała na chłopca, który wskazywał na jej pokrowiec na klucze.
- Pani jest magiem? - spytał.
Dziewczynie boleśnie zakołatało serce. On naprawdę przypominał jej Natsu. Miała ochotę go przytulić, pogłaskać, zrobić wszystko aby okazać jak bardzo go przeprasza. Ostatniego dnia przed jej rzekomą śmiercią pokłócili się. Nie chciał jej wypuścić z gildii bo była ranna. A ona uparcie chciała iść. W końcu ta drobna dyskusja przerodziła się w spór, w którym Lucy zarzuciła mu iż nie wierzy w nią i jak zwykle chce wszystko zrobić sam. Słowa miały jednak większą moc niż sądziła. I po tym jak ochłonęła zrozumiała, że gdyby nie ta walka to wszystko byłoby tak jak dawniej, a ona nie bawiłaby się sama ze sobą w kotka i myszkę.
- Tak - odpowiedziała spokojnie i odpięła klucze od pasa.
- Mag Gwiezdnych Duchów! - zawołał zachwycony. - Łaał. - Lucy miała wrażenie, że jego oczy migoczą z radości. - Wie pani, moja mama też była magiem, ale nie takim jak pani, ona była magiem, który potrafił kontrolować roślinność, wie pani o co chodzi? Pracowała w ogrodach królewskich, nikt nie potrafił robić takich odjazdowych figur jak ona! Ale zachorowała. - tutaj spochmurniał i oddał Lucy klucze. - To jest moja ciocia. - wskazał na kobietę. - Obiecała się mną zająć po śmierci mamy.
- Jesteś magiem? - spytała blondynka.
- Nie, nie jestem - zaśmiał się. - Czasem się zastanawiałem jak to jest! Tak przyzywać te Gwiezdne Duchy na przykład! Takie ZIUU i PUF! I nagle przed tobą stoi zupełnie znikąd inna osoba. Na kartkówkach byłoby to całkiem pomocne!
Dziewczyna zaśmiała się.
- Jesteś bardzo rozmowny - stwierdziła.
Uśmiechnął się w jej stronę.
- Wie pani, kiedyś miałem okazję spotkać Maga Gwiezdnych Duchów - ciągnął. - Byłem wtedy mały, ale doskonale to pamiętam! No... Może nie poznałem jej osobiście, tylko widziałem jak walczyła razem ze swoimi przyjaciółmi, ale i tak była super! Machała kluczami i nagle pojawił się pan Krowa! A potem syrena!
Uśmiech powoli zniknał z twarzy Lucy. Poczochrała jego włosy i zaśmiała się.
- I wcale nie wierzę w to, że ona nie żyje. Przecież, gdyby nie żyła, to by znaleźli jej ciało - naburmuszył się. - Ale skoro masz jej klucze...
- Ah! To moja kuzynka. - dziewczyna zaczęła nerwowo machać ręką. - Jednak wiesz... Twoje podejście jest naprawdę wspaniałe. Gdyby tylko jeszcze inni mogli uwierzyć w to, że ona żyje - westchnęła.
-  Czyli ona żyje?! - zawołał. - Jest dużo osób, które w to wierzy - stwierdził. - Nawet Syn Smoka RAWWR - wydał zduszony dźwięk, który miał imitować ryk smoka - Nie czytasz gazet? Chyba dwa lata temu zniszczył część miasta bo ktoś obrażał twoją kuzynkę!
Serce dziewczyny zabiło mocniej. Co takiego? O niczym takim nie słyszała.
- Słyszałem od mojego wujka, który bardzo dużo podróżuje, że pewnego dnia w Magnolia, czyli tam gdzie twoja kuzynka mieszkała,  Salamander wypytywał o nią. W sensie twoją kuzynkę, nie Magnolię. Bo wiesz on ma taki duży nos i dzięki temu ma super węch. - chłopiec aż podskoczył na fotelu.
Lucy uśmiechnęła się smutno.
- Tak, to prawda - szepnęła. - I wchodzi oknem do mojego mieszkania, jest dziecinny i nieokrzesany, a jednocześnie tak bardzo odważny i lojalny...
- Em?
- Ah, nic, nic - zaśmiała się. - Wiesz, co ty na to, by poznać magów Fairy Tail osobiście?
- Cooo? Pani ich zna? - zapiszczał. - Ale poważnie!? O M G.
- Taak. Zamierzam się z nimi spotkać - odparła. - Jeśli byś chciał - wpadnij kiedyś do gildii i powołaj się na mnie.
- A jak się pani nazywa?
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i potarmosiła jego włosy.


Gdy Lucy stanęła przed drzwiami gildii czuła jak jej serce się kurczy. Miała ochotę uciec i schować się w jakimś przytulnym koncie. Słyszała z wnętrza budynku śmiech i głośne rozmowy. Powinna wejść? A może uciec?
Niepewnie podniosła dłoń i położyła na drewnianych drzwiach. Było już ciemno. Nagle usłyszała za sobą kroki. Ktoś biegł. Odwróciła się gwałtownie, trzymając dłoń na kluczach, gotowa na potencjalny atak. Jednak postać zatrzymała się kilka metrów od niej i dziewczyna słyszała jej nierówny, urywany oddech. W ciemności dostrzegła biały materiał na szyi mężczyzny i od razu pojęła kto przed nią stoi. Różowe, sterczące włosy zmagały się z wiatrem. Stał przed nią. To naprawdę on! Blondynka odwróciła się do niego twarzą i zacisnęła dłonie na płaszczu. Co powiedzieć?
- Hej, Natsu.
C h o l e r a. Lucy. Serio?
Poczuła jak różowią się jej policzki. Jednak on nic nie odpowiedział. Jego wargi poruszyły się niemal niezauważalnie. W końcu przełknął ślinę i drgnął.
- Nareszcie udało mi się ciebie zatrzymać - wyszeptał. - Tyle razy czułem, że jesteś gdzieś blisko, a ty zawsze znikałaś, Lucy. W końcu cię zatrzymałem.

_____________
Pierwszy one-shot na tym blogu.
(Także pierwszy poprawiony)
Poprzednią wersję usunęłam, ale ta niewiele się od niej różni (no dobra, może różni się ociupinkę bardzo)
W każdym razie.
Zakładka "bohaterowie" jest już dostępna.
Zapraszamy do komentowania!

8 komentarzy:

  1. Zajebiste!!!!
    Będzie druga część...?
    Jeżeli tak to czekam~~
    Wenki!!!
    Nashi~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajowskie. Oczekuję na drugą część
    Rise~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny one-shot. Bardzo mi się podobał. Mam wielką nadzieję, że pojawi się jego kontynuacja.
    Życzę wenki. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie to było..zajebiaszcze! Rozwalił mnie moment z bara-bara xd
    Fried-mówiłem,że to zbok.
    Zamknij się psycholu,sprzedający lizaki za pięć groszy! Szkoda,że nie ma kontynuacji..chyba że będzie,a ja jej nie zauważyłam.Idę dalej!Bye!

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie druga część proszę *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie druga część proszę *.*

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L